Wybory zakończone, głosy udało się wreszcie policzyć, rusza więc sezon transferowy wśród burmistrzów i ich zastępców.
Jedni oskarżają, że zarząd został „przyniesiony w teczce”, inni wytykają burmistrzom brak związków z dzielnicą. A jeszcze inni tłumaczą, że taka po prostu jest specyfika Warszawy. Wielokrotnie padały zarzuty, że Platforma Obywatelska zawłaszczyła sobie warszawski samorząd, traktując go instrumentalnie, przykłady synekur można mnożyć.
W toku powyborczych roszad na burmistrza Woli, rządzonej od ośmiu lat przez PO, wybrany został Krzysztof Strzałkowski, były radny powiatu wołomińskiego, następnie od 2010 r. zastępca marszałka województwa mazowieckiego, a od maja 2014 r. burmistrz Bemowa. Na jego zastępcę wybrano z kolei Mariusza Budziszewskiego, dotychczasowego wiceburmistrza Białołęki.
Skoro ktoś przyszedł, to ktoś musiał odejść.
Urszula Kierzkowska w ciągu dwóch kadencji miała okazję być zastępcą burmistrza Woli, później burmistrzem Ursynowa, a na końcu wróciła na Wolę już jako burmistrz. Dziś wiemy, że w nowej kadencji będzie burmistrzem Ursusa. Natomiast Katarzyna Łęgiewicz od 2011 r. była zastępcą burmistrza Pragi-Północ, później Woli, a obecnie została wybrana na stanowisko burmistrza Ochoty.
Wola, jak widać, ma wątpliwe szczęście być głównie pozycją w CV dla kolejnych burmistrzów. Niestety, podobnie sytuacja wygląda w innych dzielnicach.
Wątpliwości budzi tempo zmian i łatwość, z jaką dochodzi do transferów pomiędzy dzielnicami. Zastanawiające, czy nowi burmistrzowie zdążą poznać specyfikę „swoich” dzielnic i problemy ich mieszkańców? I najważniejsze: Czy tak naprawdę będą chcieli to zrobić, skoro być może niedługo przyjdzie im zarządzać zupełnie inną dzielnicą.