0

Barytonowy dżentelmen w Palladium

Kurt Elling – Zdjęcie ze strony www.kurtelling.com
fot. Hans Vanderwoerd

Rzadko zdarza się, aby niemal wszystkie media jednomyślnie chwaliły jakiegoś artystę.

W przypadku Kurta Ellinga spotkałem pozytywne odgłosy zarówno w mojej ulubionej radiowej „Trójce” i w telewizji, jak i w notkach prasowych. Co ciekawe, w takim samym tonie wypowiadają się i polskie, i zagraniczne media. W najbardziej prestiżowej w świecie jazzu ankiecie, prowadzonej przez magazyn „Down Beat”, zwyciężał przez ostatnie 14 lat. Osiem razy przyznawano mu tytuł najlepszego wokalisty w ankiecie Jazz Journalist Association – międzynarodowego stowarzyszenia dziennikarzy zajmujących się jazzem. Do tej pory nagrał dziesięć albumów i każdy z nich był nominowany do nagród Grammy. Otrzymał tę nagrodę za Dedicated To You, który uznano za najlepszy jazzowy album wokalny w 2009 roku.

Kurt Elling jest jednym z animatorów bardzo ciekawego stylu śpiewania, zwanego vocalese. Różni się on od często stosowanej przez innych wokalistów techniki scat, w ramach której śpiewają oni nie mające żadnego sensu sylaby. Tam, gdzie w oryginałach występowały partie instrumentalne, Elling wprowadza teksty. Czasem są to słowa jego autorstwa, ale często wykorzystuje  fragmenty utworów takich wielkich pisarzy i poetów, jak: Rumi, Rainer Maria Rilke, Marcel Proust czy Pablo Neruda.

Nic dziwnego zatem, że po takich rekomendacjach sala warszawskiego Palladium była prawie całkiem wypełniona. Koncert, zorganizowany 3 marca 2015 roku w ramach kolejnej edycji Deutsche Bank Invites, w pełni dowiódł, że Amerykanin holenderskiego pochodzenia faktycznie jest jednym z najwybitniejszych wokalistów jazzowych!

Podczas zapowiedzi koncertu przedstawicielka organizatora imprezy – Impresariatu OPRÓCZ ze Szczecina – poinformowała, że Kurt Elling śpiewa czterooktawowym barytonem. Nie uprzedziła jednak, że artysta ma duże zdolności językowe. Nie dość, ze poza standardowym „dobry wieczór” przywitał publiczność wyznaniem zaczynającym się od słów „Jestem szczęśliwy, że …”, to jeszcze wykonał po polsku dwie piosenki z repertuaru Anny Marii Jopek: Me jedyne niebo i Cichy zapada zmrok. Nie zapomniał, oczywiście, podziękować po polsku wokalistce za te piosenki.

Sporą część wykonywanych przez niego utworów stanowią covery. Ale … jak one są śpiewane! Czy to wspomniane wyżej piosenki, czy to zaśpiewany na powitanie przebój Franka Sinatry Come Fly With Me, czy też wykonana na zakończenie – a jakże, po francusku! – piosenka Non, je ne regrette rien z repertuaru Edith Piaf. Mierzył się również z muzyką filmową, wykorzystując choćby temat z filmu Około północy Bertranda Taverniera. Wszystkie zabrzmiały świetnie. Śpiewał wysokim i niskim głosem. Dał okazję do popisów swoim instrumentalistom: Gary’emu Versace, który grał na fortepianie i organach Hammonda; gitarzyście Johnowi McLean i kontrabasiście Clarkowi Sommersowi. Z każdym z nich wykonał jakąś partię w duecie. Najwięcej radości u widzów wywołał duet z perkusistą Bryanem Carterem: wokalista odgrywał głosem i … mikrofonem dźwięki różnych instrumentów perkusyjnych, a perkusista próbował naśladować te odgłosy. Jednak w pewnym momencie zatrzymał się on i powiedział, że nie potrafi tak zagrać.

Nie każdy solista traktuje swoich instrumentalistów z taką estymą. Ale sposób bycia Kurta Ellinga świadczy o tym, że jest on dżentelmenem w każdym calu.

Artysta powiedział, że Polska jest pierwszym etapem długiej trasy koncertowej muzyków. Mają występować w innych krajach Europy (zwłaszcza we Francji), w USA i Australii. Jeśli występy będą tak dobre, jak w Warszawie, mają zagwarantowany sukces. Jednego tylko nie jestem w stanie zrozumieć: dlaczego płyty tego świetnego wykonawcy są takie drogie?

Uważam, że słowa „Zostań wśród nas…”, będące fragmentem drugiej z wykonywanych po polsku piosenek, mogłyby być mottem wieczoru. Z całą pewnością zarówno organizator, jak i sponsor koncertu, Deutsche Bank, a zwłaszcza Kurt Elling zadbali o to, żeby słuchacze na długo ten wieczór zapamiętali.

6 marca 2015 05:36
[fbcomments]