Roman Soroczyński zajrzał za kulisy Teatru Syrena i opisuje technikę przygotowań do „Czarownic z Eastwick”
Zazwyczaj, podczas spektaklu teatralnego, widzimy tylko to co na scenie.
Warto jednak pamiętać, że równie wiele dzieje się i w teatralnych kulisach.
Czy ktoś spośród P.T. Czytelników wie, gdzie warszawska elegantka, lubiąca styl vintage, może uplisować spódnicę albo, u której modystki zamówić retro kapelusz? A może gdzie kupić szpilki w rozmiarze 45? No i jeszcze, czym najlepiej czyścić skórzaną kurtkę z cyrkoniami? To wszystko wiedzą producenci spektaklu Czarownice z Eastwick w reżyserii Jacka Mikołajczyka. Polska prapremiera musicalu miała miejsce 3 marca 2018 roku w stołecznym Teatrze Syrena, o czym informowaliśmy już na naszej stronie (zob. https://www.warszawa.pl/kultura/klopoty-czarownic-w-teatrze-syrena/).
By na scenie Teatru Syrena ożywić amerykańskie miasteczko Eastwick trzeba było wielu godzin pracy rękawiczników, perukarzy, krawców, tapicerów, stolarzy, modystów, modelarzy, szewców, farbiarzy. W produkcję spektaklu zaangażowano ponad sto osób. Niektóre rekwizyty i elementy scenografii zaprojektowanej przez Grzegorza Policińskiego wykonywane były na zamówienie, inne zamawiane przez Internet. Największym wyzwaniem dla kierowniczki produkcji, Moniki Waleckiej, okazał się krótki, niespełna trzymiesięczny okres produkcji. Niekiedy elementy scenografii docierały w ostatniej chwili, jak robione na zamówienie wielkie łoże, które znalazło się w Syrenie tuż przed próbą generalną.
Na potrzeby Czarownic z Eastwick Ilona Binarsch przygotowała ponad pięćdziesiąt projektów kostiumów. Jednak dla podwójnej obsady musicalu trzeba było uszyć aż 150 kostiumów. Są i stroje do tenisa stylizowane na lata 60. i „ugrzecznione” garsonki pań domu z amerykańskiej prowincji, toczki à la Jackie Kennedy, szalone stylizacje służącego Darryla van Horne, Fidela. Nie ułatwiało zadania to, że wszystkie kostiumy i projekty scenografii musiały zostać zaakceptowane przez brytyjskiego licencjodawcę przedstawienia.
Po kilkunastu latach przerwy otwarto orkiestron Syreny, gdzie w każdy wieczór z Czarownicami z Eastwick gra zespół muzyczny, przygotowany i dyrygowany przez Tomasza Filipczaka. Instrumentarium nietypowe, co pozwala przy dość ograniczonej liczbie 11 muzyków uzyskać pełniejsze i zróżnicowane brzmienie. Jest perkusja, dwa saksofony, instrumenty klawiszowe, trąbka, puzon, skrzypce, gitara, gitara basowa i wiolonczela. Aranżacje są niełatwe, sam materiał trudny technicznie, co przyznawali nie tylko muzycy z orkiestronu, ale i czterech akompaniatorów towarzyszących aktorom w czasie prób i castingu. Casting do Czarownic z Eastwick trwał trzy dni, od rana do wieczora. Do roli czarownic, diabelskiego Darryla, jego niezwykłego służącego i mieszkańców Eastwick zgłosiło się bowiem pół tysiąca aktorów i tancerzy z całej Polski! A potem próby choreograficzne, wokalne, kostiumowe, z akompaniatorem lub z całym zespołem muzycznym.
Premiera, premiera i po premierze! Praca produkcyjna się jednak nie kończy. Ustawienie scenografii zajmuje dziewięciu montażystom każdorazowo około 6 godzin. Codziennie po spektaklu do pralni trafiają koszule wykonawców, przed spektaklem cztery garderobiane w ekspresowym tempie prasują i przygotowują kostiumy, dwoi i się troi czwórka charakteryzatorów. Czasem potrzebny jest ślusarz, co wieczór kaskaderzy czuwają nad tym, by lot czarownic zawsze miał szczęśliwy finał. Jest też pięciu akustyków, czterech oświetleniowców, są wreszcie strażacy, bileterzy i panie sprzątające, a zapracowana kierowniczka produkcji głowi się, jak w kameralnym Teatrze Syrena przechowywać między spektaklami zajmujące wiele miejsca scenografię i kostiumy Czarownic z Eastwick.
I tak trwa teatralna rzeczywistość…
Swoją drogą, proponuję, aby przy jakiejś okazji Teatr Syrena zaprosił widzów do realnego oglądania swoich kulisów. W grudniu 2018 roku mija siedemdziesiąt lat od pozyskania stałej siedziby przy ulicy Litewskiej. Może wówczas?