0

Kunszt i emocje, czyli Dave Matthews Band w Warszawie

Dave Matthews na czele zespołu
Dave Matthews – na czele zespołu
fot. Jakub Janecki

Niemal trzygodzinny koncert zespołu Dave Matthews Band dostarczył niezapomnianych emocji. Przedstawia je Roman Soroczyński.

Sekcja instrumentów dętych
Sekcja – instrumentów dętych
fot. Jakub Janecki

Dave Matthews Band jest jednym z najpopularniejszych obecnie zespołów w USA. Wymienia się go równocześnie np. z Brucem Springsteenem. Choć w Polsce grupa nie ma tak licznego grona fanów jak w USA, to jednak jest ich też całkiem spora rzesza. Najlepszym tego dowodem była wypełniona niemal po brzegi hala COS Torwar w Warszawie. Ci, którzy przyszli, przeżyli niesamowite emocje. Blisko trzygodzinne spotkanie z dostarczyło niezapomnianych emocji. Było na nim wszystko, co powinno być: gitarowe riffy, wielominutowe popisy instrumentalne podkreślane grą świateł, żywa reakcja fanów… słowem – porządna muzyka w godnej oprawie.

Tim Reynolds w gitarowym transie
Tim Reynolds – w gitarowym transie
fot. Jakub Jaecki

Zachwyciły mnie „pojedynki” między trębaczem (Rashawn Ross) a saksofonistą (Jeff Coffin) oraz gitarzystą (Tim Reynolds) a klawiszowcem (Arthur „Buddy” Strong). Wspaniale uzupełniali ich Carter Beauford na perkusji oraz gitarzysta basowy Stefan Lessard.

Carter Beauford gra na perkusji
Carter Beauford – gra na perkusji
fot. Jakub Janecki

Zastanawiałem się, jakim cudem lider zespołu, Dave Matthews, potrafi grać na gitarze, a jednocześnie bardzo szybko poruszać nogami. Przypominało mi to marionetkę poruszaną przez lalkarza za pomocą sznurków. Tyle że tu nie było sznurków, lecz żywy (i to bardzo!) człowiek.

Dave Matthews i gitarowe harce
Dave Matthews – i gitarowe harce
fot. Jakub Janecki

Sam koncert wypełniły zarówno starsze, jak i zupełnie nowe utwory z ostatniej płyty Come Tomorrow. Jako pierwsze publiczność usłyszała What Would You Say i Warehose z jednego z wcześniejszych albumów Under the Table and Dreaming. Trzeci utwór, That Girls Is You, pochodzi z kolei z najnowszego krążka. Na słynne Crush fani zareagowali okrzykami radości. Siedziałem z boku widowni i widziałem, jak nastrojowy kawałek rozkołysał przybyłych. Niemałe poruszenie wywołał Sledgehammer – utwór śpiewany w oryginale przez Petera Gabryela.

Spokojne You And Me z siódmego studyjnego albumu Big Whiskey and the GrooGrux King znowu pozwoliło nieco zwolnić tempa. Ants Marching – ostatnia przed bisem piosenka – tym razem z pierwszej płyty Remember Two Things, z powrotem wprawiła w zabawowy nastrój. Jeszcze tylko na bis zabrzmiały  The Space Between i All Along the Watchtower. Końcówka koncertu zadowoliła z pewnością najbardziej wybrednych. „Zaplątał” się do niej nieśmiertelny, ponadczasowy i na zawsze przebój przebojów – Stairway to Heaven Led Zeppelin. I to było zwieńczenie na miarę solidnego koncertu. Nic dziwnego zatem, że wszyscy opuszczający Torwar byli bardzo zadowoleni.

Widownia podczas koncertu
Widownia – podczas koncertu
fot. Jakub Janecki

Z pewnością fani dostali dzisiaj to, na co czekali: przegląd utworów zespołu mógł zadowolić najbardziej wybrednych. Gitarowe solówki, instrumentalne popisy wszystkich chłopaków, a zwłaszcza prawdziwy kunszt „chłopaka z gitarą” czyli Dave’a Matthewsa potwierdziły, że ich popularność w Europie już dawno powinna dorównać tej w Stanach Zjednoczonych! A poza tym robią niesamowitą atmosferę. To był naprawdę solidny koncert!

– powiedział Marek Kurzawa z agencji Prestige MJM, która po raz drugi zorganizowała w Polsce koncert grupy.

Muszę jednak włożyć łyżeczkę dziegciu do tej beczki miodu! Otóż, na początku koncertu szwankowało nagłośnienie. W pewnym momencie Dave Matthews, wyrwał słuchawkę z ucha. Sądzę, że nie jest to wina akustyków zespołu, bo później było znacznie lepiej. Po prostu po raz kolejny przekonaliśmy się, że Warszawa nie ma porządnej sali koncertowej!

28 marca 2019 13:23
[fbcomments]