0

Mediakrytyk

warszawa.pl w serwisie mediakrytyk
fot. mediakrytyk.pl

To będzie specyficzna recenzja, albowiem nie film będzie jej tematem, a serwis agregujący recenzje.

O istnieniu pomysłu na stronę internetową zawierającą zebrane wszystkie (?) recenzje filmów usłyszeliśmy ponad rok temu. Mediakrytyk sam do nas napisał z propozycją współpracy. Jako wyjadacze obecni w sieci już od lat (co wcale nas wielką radością nie napawa, może też wolelibyśmy mieć roczek) z zainteresowaniem przyglądamy się nowym inicjatywom. A że, mimo swojego miejskiego charakteru, o filmach piszemy prawie tak często jak poświęcane tylko i wyłącznie tej tematyce serwisy, zaproponowaliśmy redakcji nowego „wynalazku” umieszczanie linków do naszych recenzji w raczkującym powoli w otchłani internetowych pomysłów serwisie.

Układała się ta współpraca raz lepiej raz gorzej … no może częściej gorzej, bo sami musieliśmy wysyłać linki do recenzji, a partner głównie miał jakieś pretensje: a to oceny brakowało, a to recenzent się nie podpisał, a to nasi recenzenci napisali o filmie wspólnie – a to już chyba wykraczało poza wyobrażenia zespołu Mediakrytyk. Lampka kontrolna zapaliła nam się jedynie raz, gdy odmówiono umieszczenia naszego artykułu o filmie Smoleńsk – jak wiadomo budzącym skrajne emocje. Akurat ta recenzja, do dziś tak nieskromnie uważamy, nam się udała choć zapewne wykraczała poza wyraźnie sztywne ramy nowego serwisu.

Nie bacząc na drobne zgrzyty z podziwem oglądaliśmy rozwój serwisu i aktualizowanie recenzji zarówno na bieżąco, jaki i historycznie. Spodobał nam się również pomysł umieszczania w serwisie filmów, które nie weszły jeszcze do polskich kin, a to głównie dlatego, że jako bywalcy warszawskich festiwali filmowych (różnorakich, od najpopularniejszego Warszawskiego Festiwalu Filmowego, po wszystkie inne Sputniki, koreańskie, włoskie, ukraińskie ..) często o takich produkcjach piszemy.

Nie specjalnie nas zmartwiło, że publikacje naszych recenzji nagle w serwisie się urwały, bo wielkiej korzyści z ich obecności nie dostrzegaliśmy, a jak serwis się rozrastał to zapewne i tak stanowiliśmy już tylko kropelkę w rosnącym morzu. Ale czy to z wrodzonej ciekawości, czy też tak z głupia frant napisaliśmy humorystycznego maila na kontaktowy adres mediakrytyk z zapytaniem cóż to takiego się stało, że o nas zapomniano.

Na odpowiedź czekaliśmy długie dni, co w czasach współczesnych przechwalanek jak to szybko każdy odpowiada na zapytania (np. w mediach społecznościowych) trochę nas zdziwiło. Ale jak już ją dostaliśmy to przestaliśmy się dziwić, bo chyba lepiej byłoby jakby panowie redaktorzy z Mediakrytyk nic nie napisali.

Może niegrzecznie jest zdradzać tajemnicę tejże korespondencji, ale jak już postanowiliśmy napisać o Mediakrytyk, to nie możemy tego uniknąć. Otóż serwis z rozkoszą na początku nas informuje, że faktycznie nasze źródło zostało „zawieszone” o czym: „mieli nas już dawno poinformować„. Mieli, ale jakoś nie poinformowali. Wiemy, że mają ręce pełne roboty, ale litości! Napisanie maila o treści „Szanowni Państwo, zostaliście zawieszeni” chyba nie wymaga aż tak wielkiego wysiłku. Pal licho konwenanse, nie nam wychowywać roczny serwisik, ale to zawieszenie polega także na tym, że nasze recenzje i recenzenci – z imiona i nazwiska zresztą, na stronach serwisu Mediakrytyk funkcjonują, serwis jedynie ukarał nas „banem” na nowe publikacje. Dokładnie nie wiemy jak to zawieszenie będzie dalej wyglądać, czy będziemy tak sobie wisieć latami, czy też się udusimy w tak założonej przez Mediakrytyk nieludzkiej pętli, a może nas nawet kiedyś odwieszą. Trochę nas mierzi, że nazwiska naszych recenzentów pałętają się po serwisie jakby z miesiącem majem tegoż roku przestali pisać, ale jak widać poszanowania dla partnerów Mediakrytycy nie mają za grosz. A wypadałoby chyba w takiej sytuacji zapytać, czy sobie życzymy funkcjonowania w Mediakrytyku na takich zasadach, sugerujących że nasi recenzenci gdzieś tak koło maja 2017 zapadli się pod ziemię, a w każdym razie przestali pisać recenzje filmowe. Jak widać podstawowe zasady współpracy z partnerem są ludziom z Mediakrytyk obce jak poziom artystyczny najnowszego filmu o Obcym, którego skrajnie krytyczna recenzja jeszcze się załapała na okres przed zawieszeniem.

Po uronieniu łezki z tego powodu, ale bardziej takiej z rozbawienia niż żalu, humor nam zrzedł jeszcze bardziej czytając kolejne akapity maila od Mediakrytyka. Tak, już byliśmy pewni: jak mieli zamiar pisać takie rzeczy, to lepiej, że nie mieli nas czasu poinformować o tym mitycznym zawieszeniu. Otóż redakcji tegoż serwisu najwyraźniej nie podoba się, cytujemy, „zróżnicowany poziom recenzji„. To znaczy niektóre recenzje im się podobają, a niektóre nie. Na ten przykład przeszkadza im, że część naszych recenzji jest zbyt krótka, a jeszcze bardziej im przeszkadza fakt, że niektóre recenzje są skrajne. Powołują się w tej ocenie na ponownie zacytujemy „zgłoszenia od użytkowników„. Aż nie chcemy drążyć, kto takie oceny im przysyła, bo jeżeli są to najbardziej zainteresowani sukcesami frekwencyjnymi filmu, to wiarygodność, mającego z założenia być subiektywnym serwisu, spada poniżej zera. A do takiego tropu prowadzi nasza praktyka. Otóż nie dostajemy raczej sygnałów od użytkowników o jakości naszych recenzji, chociaż jesteśmy pewni, że wielu z nich ma inne zdanie na temat filmu od naszego recenzenta. Dostaliśmy natomiast pewnego razu, jak jeszcze serwisu Mediakrytyk nawet w planach nie było, od przedstawiciela dystrybutora filmu żądanie wycofania krytycznej recenzji. Oczywiście nie ugięliśmy się pod taką presją, ale doskonale pamiętamy argumentację zawartą w tym zgłoszeniu: była kropka w kropkę tożsama z mailem, który otrzymaliśmy od szanownego serwisu Mediakrytyk. Zapewne przypadek ….

Oczywiście w pełni rozumiemy, że recenzja, artykuł, czy jakakolwiek opinia zamieszczona gdziekolwiek – nie tylko w serwisie Warszawa.pl, może się komuś nie podobać. Co więcej nam się także nie wszystko podoba (tyle, że raczej nie zgłaszamy tego do źródła). Jakże często w przypadku filmów celowo publikujemy odmienne zdania naszych recenzentów (Mediakrytyk tej praktyki nigdy nie mogło ogarnąć). Ale do głowy by nam nie przyszło, żeby komuś blokować możliwość wyrażenia własnego zdania. Na logikę wydaje nam się nawet, że taka skrajna recenzja jest bardziej interesująca, niż kolejna pochwalna albo kolejna krytyczna. Mediakrytyk wysuwa natomiast absurdalny wniosek, że taka skrajna to powinna być lepiej uzasadniona. Czyli recenzent przed napisaniem swojego artykułu ma obowiązek obliczyć średnią ocen z innych recenzji i jak jego nie odbiega to napisać sztampowo, a jak odbiega to lepiej uzasadnić … no tak wynika z tego co przeczytaliśmy w mailu Mediakrytyk. Serwis ten zresztą chwali się w mediach społecznościowych, że wszystkie recenzje filmu XYZ są pozytywne, natomiast wszystkie filmu ZYX negatywne. No a jakie mają być, jak zapewne recenzje skrajne przez ten serwis są traktowane „zawieszeniem”? Aż strach pomyśleć, co w redakcji tegoż serwisie dzieje się w przypadku filmu, który budzi skrajne emocje. Np. taki obecny jeszcze na ekranach obraz jak „mother!” wywoływał chyba całodzienne narady.

Serwis Mediakrytyk uzasadnia swoje stanowisko dbałością o użyteczność i wiarygodność serwisu dla użytkowników. Pewnie cała sprawa by nas obeszła jak ubiegłoroczny śnieg, gdyby nie kontestacja, że wieki temu podobne argumenty już słyszeliśmy. Był bowiem taki organ mający siedzibę przy ulicy Mysiej (młodsi nasi koledzy z redakcji szczęśliwie tego nie pamiętają), którego pracownicy też twierdzili, że ich praca ma szczytny cel. Każdy mógł oczywiście „swobodnie” wyrażać opinie, pod warunkiem, że były one zgodne z odgórnie uznawanymi za poprawne. Jakakolwiek skrajna ocena, owszem mogła zostać uwzględniona przez Urząd, pod warunkiem, że była szczególnie dobrze uzasadniona. Czytając maila z Mediakrytyk mieliśmy déjà vu i szybko zorientowaliśmy się, że właśnie ze wspomnieniem działalności niechlubnego Urzędu przy Mysiej.

Nie ukrywamy, że szczycimy się własnym zdaniem. Współpracujemy oczywiście z: dystrybutorami, kinami, korzystamy z otrzymywanych materiałów, ale nigdy nie posuniemy się do pisania pozytywnie tylko ze względu na jakieś „kontakty”.
Jak nam się film spodoba to napiszemy o nim dobrze, nawet jeżeli na Mediakrytyk ma same „jedynki”, jak nam się nie podoba zjedziemy go bez litości. Nawet jak dostajemy błagalne donosy, że nasza argumentacja nie jest wystarczająca. I tym się będziemy różnić od Mediakrytyk, dla których najwyraźniej ważniejsza jest poprawność polityczna. Dla nas bowiem najważniejsi są odbiorcy, którzy chcą z recenzji dowiedzieć się jaka jest opinia recenzenta i czy film jest wart obejrzenia. I w sumie cieszymy się, że szybciej znajdą niezależną opinię w serwisie Warszawa.pl niż spośród wyselekcjonowanych źródeł dostępnych na Mediakrytyk.

30 listopada 2017 14:50
[fbcomments]