Jesteśmy o krok od kolejnego „teatralnego” skandalu w Warszawie. Golizna i seks na scenie.
Na szczęście Scena Tańca Studio w warszawskim Teatrze Studio nie jest aż tak popularnym projektem, żeby skupiać większe zainteresowanie.
Bardzo wielu widzów tych tylko z nazwy tanecznych przedstawień to obcokrajowcy i zapewne z większą tolerancją patrzą na podobne eksperymenty. Piątkowe spektakle w ramach „It’s Called a Dance Floor and Here’s What It’s For” do „grzecznych” bowiem nie należą.
„This is a musical” Karola Tymińskiego wbrew tytułowi musicalem nie jest. Tańca też trudno uświadczyć. To bardziej performance, którego główną siła jest instrumentalna muzyka Gradual. Co prawda w oficjalnym opisie twórca dopatruje się powiązań z musicalem:
Musical ten mówi o śmierci istoty ludzkiej na rzecz narodzin obiektu – seksualnej maszyny. Jest to poezja pragnień wyrecytowana nie tylko z serca ale również przez represję, której to serce jest poddane.
I właśnie ta seksualna maszyna jest powodem, że spektakl jest w końcówce nie do zniesienia dla przeciętnego widza. To że Tymiński eksponuje swoje ciało w całej „okazałości” czymś nadzwyczajnym nie jest – współczesny teatr z lubością epatuje męską nagością. Jednak ukazanie homoseksualnego stosunku z tą wirtualną postacią jest przesadą, w dodatku niczym nie uzasadnioną. Widzowie też chyba tego nie „kupili” – owacji nie było.
- Choreografia, wykonanie i tekst: Karol Tymiński
- Światła: Jan Cybis
- Tekst czytany: Małgorzata Neumaan
Jak ktoś bardziej gustuje w kobiecej nagości mógł poczekać na spektakl „pURe” Ramony Nagabczyńskiej. W pierwszej części niewiele się dzieje – artystka ubrana na żółto-czarno bez muzyki „szwenda się po scenie.
Ale gasną światła i po chwili ukazuje się stojąca tyłem Ramona jak ją Pan Bóg stworzył. Do muzyki Vivaldiego „Czterech pór roku” wykonuje kompulsywne ruchy kończyn, pośladków, a głównie warkocza. Co ma to symbolizować?
Odwrócenie pytania o to, czego wymaga się od ciała na pytanie o to, czego ciało chce, z warstwy znaczeń przenosi je w sferę potrzeb, pragnień i wyobrażeń. Ur-materialna energia multiplikuje się: wypełnia przestrzeń sceny i przestrzeń organizmu. Cielesność jawi się nie jako drzemiąca, wyciszona i podporządkowana siła, ale forma aktywności, która porządkuje całą resztę.
Najciekawsza artystycznie jest ostatnia faza spektaklu, gdy dominuje muzyka, a nagość schodzi na drugi plan.
- Choreografia, pomysł i wykonanie – Ramona Nagabczyńska
-
Max Richter (rekompozycja Czterech pór roku Vivaldiego)
-
Ramona Nagabczyńska i Maciej Połynko
-
Teatr Maat w ramach Maat Festival „Kantor Now!”