0

Teatralne rozważania nad kondycją papiestwa

Papieżyca
fot. Bartek Warzecha - strona Teatru Ateneum

Nieczęsto zdarza się, aby w jednym, w dodatku stosunkowo krótkim, spektaklu teatralnym poruszono wiele różnych aspektów życia. Taką rolę, moim zdaniem, spełnił monodram „Papieżyca”, którego premiera odbyła się 24 stycznia 2015 roku w warszawskim Teatrze Ateneum.

Długo zastanawiałem się, od czego zacząć swoje refleksje na temat spektaklu. Od treści czy od gry aktorskiej? Od scenografii czy od wątków psychologicznych? Po przeczytaniu programu spektaklu po raz kolejny przekonałem się jednak, że warto choćby na chwilę zatrzymywać się przy nazwiskach autorów książek, które stają się kanwą do tworzenia spektakli. Kilkanaście miesięcy temu obejrzałem bowiem spektakl Teatru Telewizji „Zazdrość”, oparty na książce Esther VilarZazdrość na trzy faksy”. Nie zastanowiłem się specjalnie nad tym, kim jest autorka książki, aż tu natrafiłem na kolejny spektakl jej autorstwa – „Papieżycę”. Okazuje się, że każda jej książka ma bardzo głębokie przesłanie: „Tresowany mężczyzna” krytykuje wojujący feminizm, „Starość jest piękna” podważa kult młodości. „Papieżyca” – wbrew pozorom – nie jest krytyką Kościoła katolickiego. Owszem, autorka zauważa zacieranie pewnych wątków historycznych, widzi zakłamywanie codziennej rzeczywistości. Ale widzi też drugą stronę: egoistyczne zachowania większości świeckich.

Amerykańska papieżyca” została napisana w 1982 roku pod wrażeniem pielgrzymki papieża Jana Pawła II oraz rozgorzałej wówczas, szeroko zakrojonej, dyskusji na temat wartości katolickich. Ponad trzydzieści lat, które upłynęły od premiery książki, obfitowało w wiele zdarzeń. Wobec tego, za zgodą autorki, Tadeusz Nyczek skorygował niektóre realia i fakty historyczne. Podczas mowy intronizacyjnej, która ma miejsce w 2040 roku, jest więc mowa o współczesnych nam papieżach: Janie Pawle II, Benedykcie XVI i Franciszku, który – według zastosowanej tu historii alternatywnej – wprowadził kadencyjność w sprawowaniu funkcji papieża. Mało tego! W miejsce wyboru przez kolegium kardynalskie wprowadził zasadę, że na papieża głosują wierni. W dodatku wyprzedał majątek Kościoła, a uzyskane dzięki temu pieniądze przekazał biednym. I co się okazuje? Liczba wiernych spada, a Franciszek nie został wybrany na kolejną kadencję. Następni papieże liberalizują politykę Kościoła, co, paradoksalnie, nadal przyczynia się do spadku liczby wiernych. Wreszcie przychodzi kolej na objęcie tej funkcji przez kobietę. Nawiasem, współczesny język polski nadal nie radzi sobie   z nazewnictwem „męskich” funkcji obejmowanych przez kobiety. Papieżyca Joanna II twierdzi, że numer drugi przyjęła, gdyż w latach 855-858 na czele Kościoła katolickiego już stała kobieta, nosząca to samo imię. Czy tak było? Nie wiem.

Mowa intronizacyjna jest wygłaszana przed kamerami telewizyjnymi, a jej przebieg przerywają reklamy. Papieżyca zauważa, że większość elektoratu spośród 20 milionów wiernych stanowią kobiety. Pyta więc swoje siostry w wierze, dlaczego dopiero teraz wybrały kobietę. Pytanie jest retoryczne, bo sama sobie odpowiada: kobiety, z powodu zazdrości, nie chcą, aby jakakolwiek inna kobieta stała wyżej od nich. Z kolei mężczyznom zarzuca zniewieścienie, nadmierną wrażliwość na ból i estetykę: przez to – w miejsce Jezusa cierpiącego na krzyżu – symbolem Kościoła stał się Jezus radosny, mający lekko podniesione ramiona. Czy papieżyca akceptuje taki stan rzeczy? Otóż, nie! Konkluzja jest zaskakująca, ale nie będę uprzedzał faktów. W jednym z wydań książki autorka napisała, że chciała pokazać, iż nie zawsze stopniowa liberalizacja i ubożenie Kościoła przynoszą pozytywne skutki.

Z całą pewnością mogę stwierdzić, że wymowa spektaklu nie jest antykatolicka. Duża w tym zasługa odtwórczyni tytułowej roli, Teresy Budzisz-Krzyżanowskiej. Jej artystyczny temperament i znakomite aktorstwo wciągają widza w rozważania nad prezentowaną problematyką. Podziwiam grę wybitnej Aktorki, dzięki której rozważania o charakterze psychologicznym, a nie tylko teologicznym, nabierają normalnego wymiaru. Nie wiem, czy ze współczesnych polskich aktorek jest ktoś bardziej predestynowany do „monarszych” ról, przy jednoczesnym pokazaniu ludzkiego oblicza prezentowanych bohaterek. Mam wrażenie, że wizualizacja reklam zbliża widownię do współczesnych widowisk publicystycznych, prezentowanych już nie tylko w komercyjnych stacjach telewizyjnych. Na marginesie, dowiedziałem się, że w trakcie próby generalnej – ni stąd, ni zowąd – na widowni rozległ się głos telefonu komórkowego, wygrywającego discopolową piosenkę. Czyż nie jest to symbol zataczającej coraz szersze kręgi pauperyzacji naszego społeczeństwa?

Nie ukrywam, że mam spore luki w znajomości światowej literatury. Teraz jednak „rzucę się” na książki Esther Vilar. Jednocześnie z niecierpliwością czekam na kolejne premiery Teatru Ateneum, który od pewnego czasu wyrasta na jedną z najlepszych scen w Warszawie.

 Premiera „Papieżycy” – 24.01.2015 r.; Teatr Ateneum w Warszawie

Autorka: Esther Vilar

Przekład: Karolina Bikont

Reżyseria: Edward Wojtaszek

Scenografia i reżyseria świateł: Paweł Dobrzycki

Muzyka: Wojciech Borkowski

W roli tytułowej: Teresa Budzisz-Krzyżanowska.

27 stycznia 2015 12:50
[fbcomments]