0

Warszawska edukacja po pierwszej rundzie protestu nauczycieli

Strajk nauczycieli - zawieszony
Strajk nauczycieli – zawieszony
fot. Pokój Nauczycielski

Strajk zawieszony, a Małgorzata Żuber-Zielicz ma dla uczniów i ich rodzin oraz samorządu miasta dwie przykre wiadomości.

Zawieszeniem strajku zakończyła się w piątek pierwsza runda protestu nauczycieli. W związku z nim mam dla uczniów warszawskich szkół i ich rodzin oraz warszawskiego samorządu dwie przykre wiadomości.

Skandaliczny sposób potraktowania nauczycieli przez rządzących skłoni znaczą grupę warszawskich pedagogów, którzy taką możliwość rozważali, do odejścia. Dotyczy to nawet tych, którzy swoją pracę lubią czy wręcz kochają. Zmaleje też liczba absolwentów uczelni, którzy zechcą się w stołecznych szkołach zatrudnić. Akurat stołeczny rynek pracy zapewnia, zarówno im jak i odchodzącym z pracy pedagogom, liczne oferty atrakcyjniejsze płacowo (i nie tylko!) oraz wolne od ryzyka zostania ofiarą rządowej fali nienawiści.

Rządowe oferty zwiększenia pensum przy nawet nieznacznym spadku(!) stawki godzinowej oraz wprowadzenia na 2-3 lata możliwości przejścia na emeryturę po 30 latach pracy i 20 przy tablicy były kierowane do środowiska nauczycieli Polski powiatowej. Tu PiS próbuje do reszty zmarginalizować PSL i to jest jego podstawowy cel. Rzeczywiście tam etat nauczyciela przy o wiele wyższej sile nabywczej złotówki i braku alternatyw jest wysoko ceniony, podobnie jak możliwość stałego dorobienia dodatkowymi godzinami. Na dodatek, w przeciwieństwie do wielkomiejskich klas-molochów liczących po 36 i więcej uczniów, tu klasy bywają często kilkunasto, a nawet kilkuosobowe przy identycznej stawce godzinowej. Przy czym w przypadku pensum nie chodzi tylko o godziny przy tablicy. Od niego zależy również liczba klas, a więc i uczniów, których ma pod opieką dany nauczyciel. 6 godzin dodatkowego pensum to w stolicy zwykle ponad setka uczniów, czasem grubo więcej. I odpowiednio więcej klasówek i zeszytów do sprawdzania, ocen do wystawiania itd. Czasu więc na pojedynczego ucznia będzie znacznie mniej. Sposoby pracy z nim będą wybierane właśnie pod kątem niskiej czasochłonności, a nie efektywności. Warszawski nauczyciel, gdy zechce(!) sobie dorobić, ma wiele znacznie efektywniejszych finansowo możliwości. Dla niego wzrost obowiązkowego pensum to drastyczne pogorszenie warunków pracy. W stolicy nauczycielskie złotówki są też o wiele mniej warte. Wszystko to będzie szalenie mocno odstraszało nauczycieli od pracy w warszawskich szkołach publicznych.

Razem oba czynniki, o których pisałam powyżej – trauma wywołana sposobem potraktowania nauczycieli przez rządzących oraz groźba drastycznego pogorszenia warunków pracy – spowodują dramat. Liczba wakatów w stołecznych placówkach we wrześniu może być o wiele wyższa, niż to się wydawało przed strajkiem. Z perspektywą narastania w kolejnych miesiącach i latach, aż do praktycznej anihilacji publicznego szkolnictwa średniego w okolicach roku 2022-2023(to tuż przed wyborami!), kiedy pojawi się tam piąty, dodatkowy rocznik. Jeszcze przed strajkiem pisałam, że tych wakatów może być nawet kilka tysięcy. Teraz widać, że tych tysięcy będzie dużo więcej. Oczywiście o ile miasto nadal będzie traktowało ten problem jako cudzy (choć dotyczy JEGO dzieci!) i nie podejmie działań adekwatnych do dotkliwości problemu i jego skali.

Przy czym chciałabym urzędników ratusza ostrzec przed pomysłami obciążania na siłę(!) pozostających w szkołach nauczycieli obowiązkami brakujących. To tylko zaostrzy problem – ci pozostali też zaczną po prostu odchodzić, a mają dokąd. Warszawa, o czym już tu pisałam, musi wyciągnąć wnioski z faktu, że sytuacja kadrowa w stołecznej oświacie jest skutkiem bogactwa miasta – PKB na głowę wyższego niż w Wiedniu, dwukrotnie wyższej od krajowej średniej płacy. To powoduje o wiele wyższe ceny i niższą wartość nabywczą złotówki w stolicy. Rynek pracy zaś kusi tu masą atrakcyjnych (nie tylko płacowo!) ofert zatrudnienia poza publiczną oświatą.

To samo bogactwo miasta, pod warunkiem ustalenia odpowiednich priorytetów, jest jednak również kluczem do rozwiązania problemu. Miasto musi po prostu, dopóki jeszcze nauczyciele i absolwenci nie podjęli ostatecznych decyzji o pozostaniu bądź odejściu – najlepiej do końca maja czy, ostatecznie, czerwca – przygotować dla nich na tyle atrakcyjną i wielostronną ofertę (zarówno dla młodych jak i dla starszych), by zechcieli w stołecznej edukacji publicznej rozpocząć najbliższy rok szkolny oraz kolejne lata. Szczególnie dotyczy to nauczycieli już dziś deficytowych – m. in. uczących przedmiotów ścisłych, zawodu, języków obcych, nauczycielek przedszkoli.

Warto zrozumieć, że w stolicy mamy już od paru lat rynek pracownika, przy którym ma on wiele atrakcyjnych ofert pracy. Dotyczy to również np. służby zdrowia. To on wybiera i to jego trzeba zachęcać do podjęcia danej pracy i do pozostania w niej. To oznacza, że nie budynki i sprzęt są najważniejsze, a właśnie pracownik ze swoimi kwalifikacjami i motywacją. Bez tego pracownika, w tym wypadku odpowiedniej jakości nauczyciela, setki milionów złotych wydane na nowe szkoły czy przedszkola oraz wyposażenie i ich i pozostałych placówek to będą po prostu pieniądze wyrzucone w błoto. Pusta sala, pusta pracownia, pusta sala gimnastyczna, niezależnie od wyposażenia, jeszcze nikogo nie nauczyły ani nie wychowały.

Tak jak to osławione przedszkole w Miasteczku Wilanów za miliony, które stoi od miesięcy puste, bo nikt poza dyrektorem nie zechciał w nim podjąć pracy.

Małgorzata Żuber-Zielicz
Przewodnicząca Komisji Edukacji Rady m.st. Warszawy
w latach 2006-2018

Czytaj tej autorki:

29 kwietnia 2019 19:46
[fbcomments]