0

Rajd Polski vs niemiecki

Andrzej Jaroszewicz w Lancii, Wartburgrallye 2016
Andrzej Jaroszewicz – w Lancii, Wartburgrallye 2016
fot. Volkmar Dietzel

Andrzej Jaroszewicz opisuje wrażenia z Rajdu Polski i wspomina te z Rajdu Niemiec.

Rajd Polski - Andrzej Jaroszewicz podpis na Lancii
Rajd Polski 2017 – podpis na Lancii
fot. Qba Żołędowski

Wczoraj (2 lipca) w nocy wróciliśmy z Rajdu Polski.
Nie ukrywam, bardzo mnie cieszy, że w Polsce odbywają się rozgrywki w ramach Mistrzostw Świata, a że w sierpniu zeszłego roku zaproszono nas na Rajd Niemiec, na naszą polską odsłonę mistrzostw jechałem z wielką radością.

Mnie natomiast jeden z organizatorów zatrzymał przed startem i kazał jechać wolniej,

Andrzej Jaroszewicz tuż przed startem
Andrzej Jaroszewicz – tuż przed startem
fot. z arch. autora

żeby na pewno nie było wypadku, bo dwadzieścia minut później miała się zacząć transmisja telewizyjna. Po tej sytuacji poważnie zwątpiłem w dobre intencje zapraszających – nic nie zamierzałem udowadniać, jechałem dla kibiców, ale taki przejazd też jedzie się na sto procent możliwości.
Jak widać jednak, nie na Rajdzie Polski.

W sobotę transmisji telewizyjnej z toru już nie było, nam natomiast zaproponowano jazdy ponad godzinę przed resztą załóg, przy pustych trybunach.
Nie wiem, po co…
Do niedzieli już nie zostałem.
A propozycja była niezwykle kusząca, mogłem wjechać na metę godzinę przed wjazdem pierwszej załogi i po trzydziestu minutach zjechać.

Oczywiście, miejsca w parcu firmè brak, zakwaterowanie we własnym zakresie (nie każę organizatorowi za siebie płacić, ale niech zarezerwuje miejsca dla wszystkich uczestników imprezy), przepustek brak, problemy ze wstępem, dostępem do informacji…

Nie zawiedli natomiast ludzie wykonujący przy rajdzie „czarną robotę”. Auto mieliśmy umyte po każdym przejeździe (na życzenie również przed), bardzo chętni do pomocy byli również kierownicy odcinków. Tego właśnie w Niemczech nie było, tego brakowało i tu Polacy pokazali klasę.

Fenomenalni byli również kibice, dla których w końcu przyjechaliśmy.
Niezwykle pozytywni, dali duże dowody sympatii, cieszyli się, że jesteśmy, machali flagami. Gigantyczna polska flaga i napis „Dęblin tu jest” na fińskim domku położonym przy drodze w kierunku Olsztyna stały się dla nas symbolami tej edycji rajdu. Tymczasem organizator na kibiców narzekał i straszył skasowaniem rajdu… Czyli mamy w Polsce rajd dla organizatorów, bo dla załóg nie i dla kibiców na pewno nie… zero wykorzystania nowoczesnych technologii, brak platformy multimedialnej dla rajdu, możliwości śledzenia wybranych załóg na smartfonie. Przekaz jak w latach osiemdziesiątych.
Znowu, ktoś bardzo pilnował, żeby się ludzie za dobrze nie bawili.

A jak wyglądała organizacja podobnej imprezy w Niemczech?
W czerwcu dostałem dokładny harmonogram. Od razu po zgłoszeniu organizator zarezerwował mi miejsce w hotelu, miejsce w alei serwisowej dla rajdówki i serwisówki. Za każde miejsce na dodatkowy samochód płaciło się 100 € ale wiedzieliśmy o tym od początku i dobraliśmy takie miejsce dla cywilnego auta. Dostałem też wcześniej informacje, że potrzebujemy kombinezonów z homologacją, w związku z tym spokojnie kupiliśmy je przed przyjazdem.

Rajd składał się z trzech części, najpierw jechało WRC, potem legendy, potem był jeszcze rajd samochodów historycznych. Podczas przejazdu legend organizatorzy zamykali rozgrywki Mistrzostw Świata i szykowali zespoły do obsługi Rajdu Historycznego.
Dało się!

Poza tym, organizator niemiecki wiedział, jak na imprezie zarobić.
Kibice mogli za 30 € kupić przejazd z legendą. I tak dwie godziny woziliśmy ich po torze wyścigowym. Oni mieli zabawę, my trenowaliśmy trasę przed wyścigiem, organizator zarabiał. Wszyscy byli zadowoleni. I owszem, chwilę później ścigaliśmy się na tym torze już oficjalnie. Nie było problemu z posprzątaniem go.
Też się dało.

Dlatego mnie zastanawia, komu w Polsce się nie chce?
Bo nie kibicom. Ci przyjechali z całej Europy i dzięki nim nie żałuję, że pojechałem.
Nie szeregowej obsłudze odcinków. Ci mimo deszczu i chłodu zachowali dobry humor i chęć do pracy.
Więc kto znowu nawalił i czemu grozi nam utrata tak fajnej imprezy jak Mistrzostwa Świata?

I jeszcze drobna prośba od „legend”.
Rajd Polski cieszy się dużym zainteresowaniem na świecie i wielu kierowców (nie tylko polskich), którzy kiedyś byli na podium, chętnie znowu by się pojawiło. Wystarczy ich zaprosić. Tylko my przyjeżdżamy dla kibiców, chcemy się im pokazać, a oni chcą nas oglądać. Cały urok ma uczestnictwo tych legendarnych załóg w rajdzie, na przykład po przejeździe pozostałych uczestników. Jak mamy jeździć przy pustych trybunach i nie na sto procent możliwości to – proszę nas nie zapraszać. Zwłaszcza, że na przykład Andrzej Wodziński poniósł spore koszty – transportu pięciu rajdówek, benzyny, serwisu – i mógł za to zrobić dwa kółka na torze, bez pilota i nie szybko, bo zaraz transmisja. Nikt z nas nie zabiegał o zaproszenie, więc skoro organizatorowi nie w smak nasze występy – to po co właściwie zapraszał?

Rajd Polski 2017 - mycie rajdówki
Rajd Polski 2017 – mycie rajdówki
fot. Qba Żołędowski

Natomiast panom myjącym nasz samochód i obsłudze odcinka serdecznie dziękujemy za zaangażowanie i pomoc. Dzięki! Fajnie widzieć podczas rajdu obsługę, której się chcę! Dziękujemy też kibicom, dzięki którym ta impreza mimo niedociągnięć organizatora była świetna. Mamy tak fantastycznych kibiców i pracowników imprezy, tak rozwiniętą technikę komputerową, że możemy spokojnie zrobić najlepszą imprezę rajdową w Europie.
Pytanie, czy PZM też tego chce?

Zdjęcia Qba Żołędowski:

4 lipca 2017 19:03
[fbcomments]