0

Tłumaczka kosmitów

Arrival – przybyły statki obcych
fot. Materiały Prasowe

Pojawiają się liczne głosy, że „Arrival” to najlepszy film roku. Jest bardzo dużo argumentów na poparcie tej tezy.

Kino science-fiction to jeden z najbardziej wymagających gatunków. Aby zrobić dobry film trzeba odpowiednio dobrać: scenariusz, klimat, efekty specjalne, a także mieć pomysł na końcowe przesłanie. Dlatego też udane dzieła tego gatunku zaliczane są do największych osiągnięć X muzy („Odyseja kosmiczna„, „Łowca androidów„, „Obcy – ósmy pasażer Nostromo„), a często również stają się produktami kultowymi wykraczającymi poza sale kinowe („Gwiezdne wojny„, „Star Trek„, „Matrix„, „Terminator„).

Jednym z najciekawszych tematów kina science-fiction jest kontakt z obcymi. Raczej wrogo nastawionych do Ziemian („Dzień Niepodległości„, „Wojna Światów„, „Obcy„, „Znaki„, „Coś„), często jednak również całkiem przyjaznych („Bliskie spotkania trzeciego stopnia„, kultowy „E.T.”, czy też serialowy „ALF„). Ale zazwyczaj zakładano, że zamiary obcych wcześniej czy później, jakie by nie były, będą dla mieszkańców planety Ziemia jasne. W końcu jak ktoś dał radę technologicznie dotrzeć na Ziemię to chyba ma jakiś pomysł na sposób komunikacji z rasą ludzką. No przynajmniej zna angielski … A co jeśli nie? I właśnie o takiej sytuacji opowiada Denis Villeneuve.

Scenariusz to podstawa w kinie science-fiction. Villeneuve wykorzystuje opowiadanie ze zbioru „Historia twojego życia” Teda Chianga pisarza raczej mało znanego. Zapewne więc zdecydowana większość odbiorców przedstawioną historię poznaje dopiero z filmu. To olbrzymi atut, bo zagadkowość „Arrival” to jeden z jego największych atutów, szkoda że nie docenił tego dystrybutor … ale o tym na końcu.

Reżyser: Denis Villeneuve
Arrival – próba komunikacji
fot. Materiały prasowe

Villeneuve wprost urzeka pomysłami na przedstawienie kontaktu dwóch cywilizacji. I robi to bez zbędnych dziwactw, czy nadzwyczajnych efektów specjalnych. Kadry są bardzo stonowane, a głównym obszarem „kontaktu” niepozorne pomieszczenie podzielone przeszkloną materią. Z jednej strony kombinezony Ziemian, z drugiej wyłaniający się z mgły kosmici. Reżyser nie boi się nawet ryzyka ukazania obcych i jest to najprawdopodobniej najbardziej pomysłowa wizja w dotychczasowej historii kina science-fiction.

Reżyser: Denis Villeneuve
Arrival – kontakt z obcymi
fot. Materiały prasowe

Im bliżej końca, tym reżyser dobitniej serwuje widzom przesłanie filmu. Czy jest ono przekonywujące, czy jedynie banalne, to już każdy musi sobie odpowiedzieć, bo „Arrival” obejrzeć trzeba koniecznie. I dla historii, i dla pomysłu, i dla zdjęć, i dla widoku przybyszy z kosmosu.

Reżyser: Denis Villeneuve
Arrival – jaki jest wasz cel przybycia na Ziemię?
fot. Materiały prasowe

Sukcesem okazuje się nawet z pozoru ryzykowany pomysł powierzenia głównej roli Amy Adams. Jej postać króluje na ekranie praktycznie cały film. Ma w końcu taką robotę, że nie może sobie nawet pozwolić na urlop, a jej jedynym powiernikiem jest wcześniej nieznany bliżej mężczyzna. I trzeba Amy przyznać, że wypada naprawdę solidnie.

Reżyser: Denis Villeneuve
Arrival – Amy Adams
fot. Materiały prasowe

Że nie ma róży bez kolców postanowił jednak udowodnić polski dystrybutor (lub ktokolwiek, kto go do tego namówił) serwując wręcz szkodliwy dla odbioru filmu tytuł, którego celowo nawet nie wymienimy. W sposób zupełnie niepotrzebny sugeruje on końcowe rozwiązanie, a napięcie i niepewność to główne atuty „Arrival”. Widać ktoś się chciał pochwalić, że obejrzał film i zrozumiał przesłanie. Szacunek, ale po co zabiera tą przyjemność widzowi – trudno dociec.

Ocena 8/10

Arrival – zwiastun

15 listopada 2016 00:12
[fbcomments]