0

1. dzień Powstania Warszawskiego

Ochotnicy do walki w Powstaniu Warszawskim składają przysięgę wojskową
Przysięga – ochotnicy do walki w Powstaniu Warszawskim składają przysięgę wojskową
fot. źr. Wiki

1 sierpnia 1944, wtorek.  Wschód słońca 5:11, zachód 20:44, średnia temperatura powietrza 18°C, zachmurzenie duże.

O godzinie 7.00 łączniczki meldunkowe otrzymały pisemny rozkaz płk Antoniego Chruściela „Montera” o ustaleniu godziny , W”. Jest to 17.00, 1 sierpnia 1944.
Godzina „W” oznaczała rozpoczęcie działań Powstania Warszawskiego.

Rozkaz Komendanta Głównego AK

do żołnierzy AK w Warszawie wzywający do powstania

Żołnierze Stolicy!

Wydałem dziś upragniony przez Was rozkaz do jawnej walki z odwiecznym wrogiem Polski – najeźdźcą niemieckim.

Po pięciu blisko latach nieprzerwanej i twardej walki, prowadzonej w podziemiach konspiracji, stajecie dziś otwarcie z bronią w ręku, by Ojczyźnie przywrócić Wolność i wymierzyć zbrodniarzom niemieckim przykładną karę za terror i zbrodnie dokonane na ziemiach polskich.

Dowódca Armii Krajowej
(-) Bór

Warszawa, 1 VIII 1944.

Źródło: Polskie Siły Zbrojne w 11 wojnie światowej.
Armia Krajowa, t. III, Londyn 1950, s. 874.

Odezwa Komendanta Głównego AK

do mieszkańców stolicy o rozpoczęciu powstania i związanych z tym powinnościach obywatelskich

Polacy!

Od dawna oczekiwana godzina wybiła.
Oddziały Armii Krajowej walczą z najeźdźcą niemieckim we wszystkich punktach Okręgu Stołecznego.

Wzywam ludność Okręgu Stołecznego do zachowania spokoju i zimnej krwi we współdziałaniu z walczącymi oddziałami i równocześnie zarządzam:

  1. Poległych, zarówno Polaków jak i Niemców, po rozpoznaniu grzebać prowizorycznie, dokumenty zaś przechować i na żądanie zgłosić.
  2. Wszelkie samosądy są zakazane.
  3. Wrogowie narodu polskiego: Niemcy i Volksdeutsche będą ukarani z całą surowością prawa przez właściwe sądy. Tymczasem należy ich unieszkodliwić, zatrzymując w zamknięciu do dyspozycji ujawniających się władz bezpieczeństwa.
  4. Mienie władz i obywateli niemieckich należy zabezpieczyć protokolarnie w każdym domu.

Za należyte wykonanie powyższego, jak również za lad i porządek w poszczególnych domach są odpowiedzialne lokalne organy OPL i Straży Porządkowej.

(-)„Bór”

Warszawa, 1 VIII 1944
Źródło: Polskie Sil Zbrojne w II wojnie światowej. Armia Krajowa, t. III, Londyn

Rota przysięgi żołnierzy AK

 

W obliczu Boga Wszechmogącego
i Najświętszej Maryi Panny Królowej Korony Polskiej,
przysięgam być wierny Ojczyźnie mej Rzeczypospolitej Polskiej.
Stać nieugięcie na straży jej honoru, o wyzwolenie z niewoli walczyć ze wszystkich sił, aż do ofiary mego życia.
Prezydentowi Rzeczypospolitej Polskiej, Naczelnemu Wodzowi i wyznaczonemu przezeń Dowódcy Armii Krajowej będę bezwzględnie posłuszny a tajemnicy niezłomnie dochowam, cokolwiek by mnie spotkać miało.
Tak mi dopomóż Bóg.

Pierwsze walki

Pierwsze starcie miało miejsce na Żoliborzu już o godzinie 13:50 [przyjmuje się, że człowiekiem, który „rozpoczął Powstanie Warszawskie” był kpr. pchor. „Marek Świda” – Zdzisław Sierpiński, żołnierz plutonu 226. z 9. Kompanii Dywersji Bojowej „Żniwiarz”]. Również w Śródmieściu i na Woli walkę rozpoczęto przed wyznaczonym czasem – około godz. 16.00 to pierwsze walki na Woli, gdzie walka toczy się o fabrykę Kemlera (róg Okopowej i Dzielnej), kwaterę Komendy Głównej AK.

Wybiła 17.00 – godzina W” – Powstanie Sierpniowe (Warszawskie) jest faktem. Warszawa jako pierwsza stolica okupowanej Europy zostaje ogarnięta pożogą powstańczą.

Batalion „Kiliński” zdobył najwyższy budynek mieszkalny, czyli Towarzystwo Ubezpieczeń „Prudential” a pchor. „Garbaty” zawiesza na dachu bialo-czerwoną flagę

Powstańcy biorą do niewoli mjr Maxa Dirske, najwyższego rangą oficera, który wpadł do niewoli powstańców

Około 20.00 – zaczyna padać deszcz a warszawiacy zaczynają budować barykady

W pierwszym szturmie opanowano wiele obiektów we wszystkich dzielnicach Warszawy, jednak nie zdołano zdobyć tych najważniejszych: mostów Poniatowskiego, Kolejowego, Kierbedzia i przy Cytadeli, nie zdobyto żadnej z warszawskich stacji telefonicznych, nie opanowano lotnisk, koszar i głównych siedzib niemieckich władz okupacyjnych, m.in. komendanta garnizonu [tu nastąpiła jedynie blokada budynków].

Szturm na siedzibę Komendy Sipo i SD w al. Szucha 25, wykonany z dwóch kierunków został krwawo odparty. Nie wykorzystano głównego atutu AK: zaskoczenia. Niemcy już o godz. 16:00 wiedzieli o mającym nastąpić wybuchu powstania [o tej godz. do Geibla zadzwonił anonimowy oficer Luftwaffe, któremu jego polska kochanka podała dokładny termin rozpoczęcia walk]. W związku z ostrzeżeniem SS-Brigadeführer Geibel i gen. Stahel postawili podległe im warszawskie jednostki Wehrmachtu, SS i policji w stan pełnej gotowości alarmowej. Kilka obiektów – w tym PAST-ę na ul. Zielnej – wzmocniono w ostatniej chwili dodatkową załogą. Na miasto wysłano wzmocnione patrole Schutzpolizei [z nimi starły się m.in. oddziały Kedywu Okręgu i KG]. Pod wieczór Warszawa rozpadła się na kilka odrębnych ognisk walki, oddzielonych siłami nieprzyjaciela.

Królewska 16

Książka Macieja Kledzika „Królewska 16” przedstawia okupacyjne i powstańcze dzieje jednej – ale za to niezwykłej kamienicy warszawskiej.

W jej murach prowadzono ożywiona działalność konspiracyjna, tu istniała wytwórnia granatów filipinek i miała swój lokal specjalizująca się w produkcji skrytek firma porucznika „Agatona”, „Braci Pakulskich”.
Wszystkie te przedsięwzięcia stanowiły jednak tylko prolog do najdonioślejszych wydarzeń w historii domu.

Położona na skraju Śródmieścia, tuż przy Ogrodzie Saskim, w okresie Powstania kamienica była najbardziej wysunięta placówką. Z trzech stron otaczały ją pozycje niemieckie, do końca jednak pozostała w rękach powstańców.

Książka, choć opowiada tyko, o małym skrawku stolicy, w sumie daje żywy i skondensowany obraz walk i życia codziennego w Warszawie w sierpniu i wrześniu 1944 roku.
Oparta jest na dotąd nie ogłaszanych oraz rozproszonych relacjach, byłych obrońców „Reduty Królewskiej”.

Zamiarem autora i reportera związanego z tygodnikiem, „Przekrój” było ukazanie nieznanych a nawet kontrowersyjnych epizodów z historii Powstania Warszawskiego.

Wtorek, 1 sierpnia.
Kolejny dzień pełen napięcia i oczekiwania na godzinę W.
Od rana pod okiem Mariana i Henryka Mokrzyckich podchorążowie wywozili granaty na Powiśle, na miejsce koncentracji ich oddziałów. Przed południem przyszedł kapitan „Krybar” z kilkoma oficerami. W szkolnej kancelarii odbyła się narada z dowódcami plutonów.
„Krybar” zaczął od wiadomości, na którą wszyscy czekali: „Godzina W o siedemnastej!”

„Melduje się łączniczka z 1, kompanii – napisał po latach podchorąży „Malarz”. – Dziewczyna z jasnym warkoczem powtarza adresy otrzymane od porucznika «Bicza» (który jeszcze przed chwilą był dla uczennic dyrektorem Mokrzyckim, po prostu „Mokrym”). Musi się spieszyć, aby zdążyć przed godziną 12.00, o której to mają wyjść pierwsze plutony na wyznaczone stanowiska. (…)

Około południa zbiórka wszystkich w sali gimnastycznej na trzecim piętrze. Kapitan «Krybar» przekazuje rozkaz Dowódcy Warszawskiego Okręgu AK płk. «Montera». Do stojących w milczeniu dziewcząt i chłopców podchodzi ich wychowawca i dowódca kompanii, porucznik «Bicz». Patrzy w znajome, młode twarze:

– Ten egzamin będzie dla was najtrudniejszy i bez żadnych ściągawek… – mówi z uśmiechem. – Uważajcie na siebie.

Podchorąży Tadeusz Zbigniew Łęczycki (koledzy jeszcze nie przyzwyczaili się do jego pseudonimu „Zbyszek Wieniawa”) otrzymuje z rąk dyrektora niewielką kartkę. Po komendzie „Baczność!” „Wieniawa” czyta słowa przysięgi. Wszyscy je powtarzają. Z miasta słychać syreny fabryczne. Zebrani odmawiają litanię do Czarnej Madonny. Ktoś rozdaje przygotowane biało-czerwone opaski z wydrukowanym orłem, literami WP i nazwą plutonu.

„Medalików nie starczy dla wszystkich, kto nie otrzymał szkaplerza, dostaje obrazek. Za to wszyscy mają granaty. Poczciwy «Henryk» (Henryk Mokrzycki) «zorganizował» z ostatniego transportu dwie pełne skrzynie filipinek! dla swoich chłopców.”

[…]
Po godzinie pierwszej na podwórze wjechał fiat prowadzony przez „Dziunia” z „Beńkiem”, „Wedlem”, „Witkiem” i „Blikiem”. Załadowali bagażnik samochodu bronią i granatami. „Benon” oddał „Wedlowi” swoje służbowe parabellum i kilka granatów, wszak za kilkanaście minut mieli wrócić po niego i po „Kocia”. Kiedy jednak zamierzali wyjechać z podwórka, zastali zamkniętą bramę. Odszukali dozorcę. Ten postraszył ich policją, więc wyciągnęli pistolety i z kolei oni go postraszyli (tak opisuje to wydarzenie w swej książce „Agaton”). Może dozorca nie chciał ich wypuścić, bo nie znali hasła? To opóźnienie i wcześniejsze rozpoczęcie działań wojskowych spowodowało, że „Dziunio” nie przyjechał już po ,.Benom” i „Kocia”.

Jako ostatnie opuściły dom około godziny 16 sanitariuszki Barbara Pieczyrakówna-Rygiel, ps. „Bojanowska” i Barbara Kleck-Rosłoniec, ps. „Zagórowska”. Ze wspomnień „Bojanowskiej”:

„Kiedy razem z Baśką […] wyszłyśmy na Królewską, wszystko na pozór wyglądało normalnie. Tylko na przystankach gromadziło się więcej niż zazwyczaj młodych ludzi z torbami i plecakami, niecierpliwie wypatrując tramwajów, tego dnia wyjątkowo zatłoczonych. Wydawało nam się, że jesteśmy jedynymi obiektami zainteresowania przechodniów. Każda z nas miała po cztery torby sanitarne i nosze – ekwipunek niebudzący w tych dniach żadnych wątpliwości u Niemców.

Na rogu Marszałkowskiej czołgi… Trzeba było poczekać, aż przejadą w kierunku placu Bankowego, potem pędem na drugą stronę ulicy. Tu zaskoczyła nas strzelanina. Ludzie w pośpiechu zamykali sklepy, umykając chyłkiem do bram. Biegłyśmy pochylone pod ścianami domów aż do ulicy Mazowieckiej. Dalej nie można było iść, bo od Ogrodu Saskiego bił jakiś wściekły cekaem. Ludzie w bramie patrzyli na nas podejrzliwie.

– Baśka, uciekajmy stąd, to przecież Niemcy… Dopiero teraz spostrzegłam żółte mundury SA i szare spódnice dziewczyn z BDJ (pomyłka autorki – BDM BDM) Sprawiali wrażenie przestraszonych bardziej od nas, szeptali coś między sobą. Tymczasem przed bramą zatrzymał się motocykl niemiecki z przyczepą. W tej sytuacji nie możemy tu zostać ani chwili dłużej. Baśka wychodzi pierwsza, zna język niemiecki. Takie same białe skarpety z pomponikami noszą dziewczęta z Hitlerjugend (pomyłka autorki – zapewne Blitz-Mädel) Ta Baśka ma jednak dużo odwagi. Ale… co ona wygaduje? Prosi Niemca na motocyklu, aby nas podwiózł na Oboźną. Niemiec patrzy zdziwiony, nic nie odpowiada i dodaje gazu. […]

Strzelanina trochę przycichła. Pozostawiamy za sobą niegościnną bramę i pędzimy teraz środkiem wymarłej ulicy Czackiego. Na Krakowskim Przedmieściu znów kanonada. Z okien Komendy Policji biją serie w kierunku Oboźnej. Właśnie tam toczy się walka, tam są nasi chłopcy. Baśka zostawia swoje nosze pod murem i podnosi ręce do góry, krzyczy coś po niemiecku do hitlerowca w oknie Komendy. Niemiec przestaje na chwilę strzelać. […] Skaczemy przez szeroką jezdnię do narożnego budynku. Boże, czy nie strzelą nam w plecy? […] Ludzie wskazują nam przejście podwórkiem do bramy na Oboźną. W biegu zakładamy biało-czerwone opaski. Ogłuszający huk granatów wciska nas z powrotem do bramy. Na ulicy pełno dymu, w którym migają sylwetki naszych chłopców, przeskakujących jezdnię w kierunku Teatru Polskiego. Czyżby się wycofywali? Słychać głos «Wichajstra»:
«Na miłość boską, dziewczyny! Prędzej, tu do nas! Mamy rannych!»
Biegnąc przewracam się o ciało zabitego powstańca”.

Nie wszyscy podchorążowie z Królewskiej 16 dotarli do swoich oddziałów na godzinę W. Przedostatni opuścił dom „Różycki”. Ostatni – „Karski”. W domu oprócz stałych mieszkańców pozostał Henryk Mokrzycki z żoną. Wypełniali rozkaz „Krybara”, aby zamknąć bramę, nie wpuszczać nikogo, stwarzać wrażenie opuszczonego domu (o istnieniu pracowni „Pakulskich” i obecności ludzi porucznika „Agatom” żaden z podchorążych nie miał pojęcia).

Po latach „Karski” (znany mecenas warszawski) przypomina sobie, że kiedy Henryk Mokrzycki zamknął za nim bramę, ruszył w kierunku Marszałkowskiej z zamiarem dotarcia na Powiśle. Na rogu Królewskiej i Marszałkowskiej zaczęła się strzelanina. „Karski” skoczył w porośnięte chwastami gruzy między Marszałkowską i Zielną. Tam natknął się na „Różyckiego”. Obaj uzbrojeni byli w pistolety („Karski” w sześciostrzałowego colta kal. 11,4 mm) i w filipinki.

Z pamiętników generała „Bora”

Bardzo starannie konspiracyjne dowództwo wybierało domy na miejsca oczekiwania oddziałów. Na ogół były to budynki narożne w pobliżu punktów strategicznych. Chodziło o względnie łatwe opanowanie najważniejszych skrzyżowań ulic, dworców kolejowych, pomieszczeń niemieckich magazynów dostaw i fabryk, jednym słowem tych wszystkich punktów, które powinny być wzięte z pierwszego uderzenia.

Kamienica przy Królewskiej 16 nie spełniała tych wymogów. Najbliżej położonym budynkiem, który wymienionym warunkom odpowiadał, był narożny dom przy ulicy Próżnej 14 i placu Grzybowskim 6. Oczekiwała tu godziny W 41. kompania Wojskowej Służby Ochrony Powstania porucznika „Andrzeja Romańskiego”.

Około godziny 15 „Romański” wyszedł z domu przy Próżnej 14 z kapralem „Jastrzębskim”, przekazując dowództwo swemu zastępcy, podchorążemu „Rybitwie”. Z relacji „Jastrzębskiego”:

„Porucznik «Romański» dał mi pistolet «Vis» z dwoma zapasowymi magazynkami oraz dwa granaty obronne i poszliśmy na ulicę Jasną do dowództwa po rozkazy (do hotelu «Victoria», gdzie przebywał pułkownik «Monter» ze sztabem). Czekałem na klatce schodowej, gdy porucznik «Romański» wszedł do pokoju na pierwszym lub drugim piętrze: W budynku koledzy chodzili już z opaskami i bronią na wierzchu. Na ulicę wyszliśmy wówczas, gdy rozległy się-pierwsze strzały. Wychodząc z ulicy Moniuszki na Marszałkowską trafiliśmy na uciekającego żandarma, który ostrzeliwując się biegł wprost na nas. Strzeliłem w jego kierunku. Zachwiał się i skręcił do najbliższej bramy. Wpadł na podwórze, ale stamtąd zawrócili go koledzy, którzy już wchodzili na dachy komórek od strony PKO. Wtedy schronił się na klatce schodowej, lecz zdążył dotrzeć tylko do połowy piętra”.

Na pobliskim podwórku domu przy ulicy Jasnej 31 kilku niemieckim żandarmom odczytany został wyrok śmierci. Przyglądali się temu harcerze z sabotażowo-dywersyjnego oddziału „Kolegium C”, wśród nich strzelec „Michał”’:

Podoficer czy też oficer (już nie pamiętam po tylu latach), który odczytał wyrok, zwrócił się do nas, żebyśmy go wykonali_ Niemcy stali bladzi z podniesionymi do góry rękoma. Nikt z nas nie zdradzał najmniejszej ochoty do wykonania rozkazu. Nie była to przyjemna chwila.

Nagle pojawiła się na podwórzu młoda dziewczyna, blondyneczka; i powiedziała głośno i wyraźnie, że ona wykona wyrok. Stałem blisko skazanych. Jeden z Niemców wyjął kieszonkowy zegarek na łańcuszku i zwrócił się do mnie, mówiąc po polsku, że nazywa się Schneider, pochodzi z Gdańska i prosi, żebym doręczył zegarek jego ojcu. Podszedł i podał mi. Wziąłem.

W chwilę później dziewczyna z nieporuszoną twarzą zastrzeliła po kolei wszystkich skazanych. Zrobiło mi się niedobrze. Odwróciłem się i zwymiotowałem. Później dowiedziałem się, że w czasie okupacji Niemcy wymordowali całą rodzinę tej dziewczyny. A zegarek Schneidera zaginął mi przy końcu Powstania. Po wojnie byłem w RFN kilkakrotnie służbowo i prywatnie. Przy okazji dopytywałem się, czy ktoś nie zna przypadkiem Schneidera z Gdańska. Kiedyś zatrzymaliśmy się z żoną, będąc przejazdem, w maleńkiej miejscowości nad Jeziorem Bodeńskim przy granicy szwajcarskiej. Nie wiem, dlaczego zapytałem o Schneidera pierwszego napotkanego mieszkańca. Ależ tak, powiedział, Schneider z Gdańska mieszka o kilka kilometrów stąd. I wskazał kierunek. Wsiadłem w samochód i pojechałem w przeciwną stronę”.

W kwadrans po 16 spod kościoła p.w. Wszystkich Świętych przy placu Grzybowskim wybiegł uzbrojony oddział powstańców z zamiarem zaatakowania gmachu PAST-y (Polskiej Akcyjnej Spółki Telefonicznej). Podchorąży „Rybitwa” widział z okna pierwszego piętra domu przy Próżnej 14, jak z przylegającego do PAST-y budynku na rogu Próżnej i Zielnej żandarmi wyrzucają na ulicę kasę pancerną, ustawiają za nią erkaem i zaczynają dosłownie rozstrzeliwać atakujących, bo, Rybitwa” polecił wcześniej wszystkim dozorcom pozamykać i zabarykadować bramy. Pada kilku zabitych i rannych. Dozorcy otwierają bramy i wciągają rannych, reszta wycofuje się w kierunku ulicy Bagno.
Relacja podporucznika „Kolanki” (zrzutka z Anglii, cichociemnego):

„Wraz ze skoczkiem «Kijkiem» i kilkoma młodymi ludźmi, którzy zjawili się na konspiracyjnej jeszcze melinie przy placu Grzybowskim, dołączyliśmy w chwili wybuchu Powstania do oddziału atakującego wielki gmach centrali telefonów przy ulicy Zielnej, tzw. dużą PAST-ę. Drużyna nasza liczyła osiemnastu ludzi. Uzbrojeni byliśmy w granaty ręczne, butelki z benzyną oraz jednego stena. Niemców było w budynku ponad stu. Uderzenia nasze ponawialiśmy kilkakrotnie – bez rezultatu. W drugim naszym wypadzie zginął młody dowódca drużyny oraz jego zastępca. Objąwszy samorzutnie dowództwo, próbowałem uderzyć jeszcze raz. Ale wysiłki nasze rozbijały się o przewagę liczebną, a przede wszystkim ogniową, niemieckiej załogi budynku.

Około 16.30 pod bramę PAST-y podjechał samochód ciężarowy z bronią i amunicją. Po jej wyładowaniu i przeniesieniu do budynku dwóch żołnierzy ustawiło na dachu szoferki erkaem. Kierowca powoli podjechał ulicą Próżną i zatrzymał samochód u wylotu na plac Grzybowski. „Samochód był tuż pod balkonem pokoju – „Rybitwa” pamięta tak dokładnie, jakby to było wczoraj – w którym stałem z sierżantem «Kolejarzem», dwoma młodymi ludźmi i dwiema łączniczkami. Całe nasze uzbrojenie stanowił mój vis z zapasowym magazynkiem, dwie filipinki, angielski granat obronny, trzy siekiery i trzy kilofy.

Niemcy leżą na skrzyni ciężarówki może z dziesięć metrów od nas i znad lufy erkaemu obserwują plac Grzybowski, skąd zostali zaatakowani. Przez chwilę zastanawiam się, czy wolno mi narażać życie kilkudziesięciu nie uzbrojonych powstańców (pozostali siedzieli w piwnicy), których Niemcy w razie niepowodzenia rozstrzelaliby natychmiast.

Rzucam przez balkon angielski granat obronny na skrzynię ciężarówki. Huk, odłamki tłuką po ścianach i oknach. Obsługa erkaemu ginie, kierowcy udaje się uciec do PAST-y. Zbiegam z visem w ręku po schodach do bramy. Samochód stoi o kilka kroków, ale Niemcy z rogu Próżnej i Zielnej biją tak celnie, że wychylony na kiju hełm strażacki dziurawią jak sito. Bezradnie patrzę na lśniącą lufę erkaemu z Czeskiej Zbrojovki. Nagle zjawia się obok mnie 12-letni «Kuba» i prosi: «Ja pójdę, panie podchorąży». Krzyczę: «Uciekaj mi stąd, łobuzie!» – i bezwiednie wystawiam hełm. Niemcy walą w niego całą serię. Tę chwilę wykorzystał «Kuba» i jest już pad samochodem. Niemcy łupią teraz pa drewnianej skrzyni, aż drzazgi lecą. Chłopak zwinnie wdrapał się na maskę, z niej na szoferkę i przeskoczył na skrzynię. Po chwili zrzucił erkaem, zapasową lufę i trzy skrzynki z amunicją. Zeskoczył i dociągnął to wszystko da bramy przy wściekłym ostrzale. Nie draśnięty nawet prosi: «Skaczę jeszcze po karabin, panie podchorąży? Na skoczę, bo zapomniałem!» Powinienem mu zakazać, ale machnąłem ręką:
«Jak ci się udaje, to idź».

Ściągnął kb i taśmę z amunicją i rozradowany wrócił do brahy. Odbieram mu karabin, a jemu łzy jak groch lecą i powtarza: «To ja zdobyłem, to moje, to moje!» Przyrzekłem mu, że jak będzie więcej broni, to na pewno dostanie. Najpierw dostał awans na kaprala, później wymarzony karabin.”

Dom przy Królewskiej 16 znajdował się w zasięgu działania 11 kompanii WSOP (Wojskowej Służby Ochrony Powstania), podlegającej IX Zgrupowaniu PZP (Polskiego Związku Powstańczego), które z kolei wchodziło w skład IV Rejonu I Obwodu Śródmieście Armii Krajowej (dowódca major „Zagończyk”). Zgrupowaniami WSOP I Obwodu Śródmieście dowodził komendant „Bryzowski”.

W chwili wybuchu Powstania WSOP i PZP miały ze sobą współdziałać z założeniem, że rzut PZP jako siła uderzeniowa rozbije nieprzyjacielskie punkty oporu, a oddziały WSOP w tym czasie pełnić będą rolę garnizonu, łącznie z funkcjami administracyjnymi i werbunkiem.

W dniu 1 sierpnia stan osobowy IV Rejonu I Obwodu Śródmieście wynosił 2900 ludzi, bardzo słabo uzbrojonych. Żołnierze z trzech plutonów 41 kompanii WSOP oczekiwali na godzinę W w lokalach przy Próżnej, Zielnej i Złotej. Zgodnie z wcześniejszymi założeniami nie oni mieli zdobywać umocnione placówki niemieckie. Z konieczności, prawie bez brani, włączyli się do walki.

Wraz z pierwszymi strzałami do bramy przy Królewskiej 16 rzucili się wszyscy przechodnie, których wybuch Powstania zastał w tej części ulicy. Nie zdawali sobie sprawy, co się dzieje w promieniu kilkuset metrów od domu.

W pałacu Bruhla w Ogrodzie Saskim kwaterował generał-major lotnictwa Reiner Stahel, dowódca garnizonu warszawskiego. Pół godziny wcześniej zarządził alarm dla garnizonu. Z Ogrodu Saskiego wyjeżdżały w Marszałkowską czołgi, samochody pancerne i patrole na motocyklach. Tramwaje o godzinie W zatrzymały się przy skrzyżowaniu Królewskiej z Marszałkowską i już tam zostały tworząc przez 63 dni naturalną barykadę
[…]

Pierwsza noc Powstania.

Żaden z młodych ludzi z biało-czerwony mi opaskami na ramionach, czy to w kamienicy przy Królewskiej 16, czy w domach przy ulicy Próżnej, nie zmrużył oka tej nocy. W narożnym domu przy Próżnej i Zielnej schronił się w pierwszych minutach Powstania strzelec „Cherbourg”. Chciał się przedostać do swego oddziału przy placu Dąbrowskiego, ale było to już niemożliwe ze względu na ostrzał z PAST-y. Kręcił się zdenerwowany, nie mając przy sobie żadnej broni. Podeszła do niego „Siostra Krystyna”:

„Powiedziałam mu, że wszędzie można służyć Ojczyźnie i może zgłosić się do naszej kompanii”.

Wspomnienie„Cherbourga” w 39 lat później w mieszkaniu „Rybitwy”, który to potwierdził:

„Przesiedziałem całą noc na schodach z blondyneczką «Danką I», a kiedy rano zgłosiłem się do «Rybitwy», powiedział mi, ze do oddziału przyjmuje tylko z bronią. W znanym mi schowku przy ulicy Krochmalnej leżał uszkodzony pistolet, który po wystrzale nie wyrzucał łusek. Przyniosłem go i zostałem przyjęty do kompanii.”

W kamienicy przy Zielnej 28 (róg Zielnej i Świętokrzyskiej) już od tygodnia przebywał u zaprzyjaźnionej rodziny trzydziestoparoletni Ignacy hrabia Szczeniowski herbu Paprzyca. Od tygodnia pił i nie trzeźwiał. Obserwujący go 14-letni Eugeniusz ps. „Kicia”, syn właścicielki mieszkania, powie mi w 39 lat później:

„Miał dość sceptyczny stosunek do Powstania. Należał do generacji, która chętnie kładła ofiarę z życia na ołtarzu Ojczyzny. Dla niego jednak udział w Powstaniu był tylko pustym gestem romantycznym”.

Nazajutrz rano podchorąży „Rybitwa” zrobił zbiórkę swego oddziału na .podwórzu posesji przy Próżnej 14. Powstańcy odśpiewali „Kiedy ranne wstają zorze…” przyłączyli się do nich cywile. „Rybitwa” zarządził budowę barykady u wylotu Próżnej na plac Grzybowski. Powstańcy wspólnie z cywilami przewrócili w poprzek ulicy stojącą tam od poprzedniego dnia niemiecką ciężarówkę. Z pobliskich magazynów przy ulicy Bagno poznosili worki z jęczmieniem, cukrem i kaszą. Powstanie miało trwać kilka dni, więc nikt nie żałował tych kilkunastu worków.

Wśród cywilów prym wadził dozorca Ignac z siwą brodą i w maciejówce na głowie. W kącie podwórza leżały rury kanalizacyjne. Ignac polecił je przenieść i wmontować w barykadę. „Żaden czołg nie podjedzie, jak zobaczy lufy armat wystające z „barykady” – tłumaczył zebranym lokatorom. Kiedy już wmontowali je między skrzynię przewróconej ciężarówki i worki, przyszedł właściciel rur i zrobił awanturę. „Dobrze – odpowiedział mu spokojnie p. Gralewski, jeden z lokatorów – rury zostawimy, a położymy zamiast nich pana.” Właściciel wycofał się jak niepyszny.

Źródła:

  • Maciej Kledzik, „Królewska 16”, Instytut Wydawniczy PAX, Warszawa 1984.
  • Antoni Przygoński, „Udział PPR i AL w Powstaniu Warszawskim”, Książka i Wiedza, Warszawa 1970
  • Almanach Powstańczy 1944 z kalendarzem na rok 2004, Miasto Stołeczne Warszawa, Warszawa 2003
  • Witryna Internetowa: http://www.whatfor.prv.pl

Powrót do kalendarium PW 1944

1 sierpnia 2014 00:05
[fbcomments]