41. edycja Warszawskiego Festiwalu Filmowego odbyła się w dniach 10–19 X 2025 roku w ośmiu warszawskich lokacjach.
Druga edycja po rewolucji, jaką było odejście wieloletniego dyrektora
Stefana Laudyna, którego nazwisko powinno znaleźć się na początku każdorocznej zapowiedzi tego wydarzenia.
Nowy zespół podejmuje próby unowocześnienia i uatrakcyjnienia tej najważniejszej filmowej imprezy w stolicy – z różnym skutkiem.
Tegoroczna edycja zasługuje na pochwałę, choć nie brakowało mankamentów.
Zgrzyt kadrowy
Rozpoczęło się od wywleczonej na światło dzienne wewnętrznej awantury kadrowej. W mediach społecznościowych, tuż przed rozpoczęciem festiwalu, pojawiły się wpisy jednego z byłych pracowników, którego rozstanie z obecną dyrekcją było burzliwe i znalazło finał w sądzie pracy.
Takie sytuacje zdarzają się w każdej organizacji – ważne jednak, by nie wpływały na postrzeganie festiwalu jako święta ludzi kina.
4.1
Organizatorzy mocno podkreślili nowoczesność, reklamując tegoroczną edycję z charakterystyczną kropką pomiędzy cyframi – ”4.1” – nasuwającą skojarzenie z przemysłem 4.0, czyli pojęciem oznaczającym innowacyjność w gospodarce.
Faktycznie, także festiwal szuka nowoczesnych rozwiązań.
To, co kiedyś było problemem – na przykład kupowanie czy rezerwowanie wejściówek przez Internet – dziś stało się standardem ułatwiającym życie.
Oczywiście bardziej sentymentalni widzowie jeszcze długo będą wspominać wielogodzinne kolejki pod kinem Skarpa (którego też już nie ma), ale i oni doczekali się od organizatorów sekcji ”powrotu do przeszłości”.
Lokacje
Trzonem festiwalu pozostają kina Kinoteka w Pałacu Kultury i Nauki oraz pobliski Atlantic. Udało się również pozyskać ponownie otwarte kino Luna – co prawda oddalone od ścisłego centrum i dalekie od nowoczesności, ale mające swój niepowtarzalny klimat.
Znakomicie zadebiutowało w programie kino Muzeum, przy Muzeum Sztuki Nowoczesnej, jakby stworzone do kultowej sekcji ”Wolny Duch”.
Warto też odnotować pokazy w Varso Tower pod hasłem Kino w chmurach, na które bilety rozchodziły się na przysłowiowym ”pniu”.
Organizatorzy mieli także propozycje dla seniorów, a nawet dla fanów muzyki. Istotną zmianą – szczególnie dla maniakalnych kinomanów – była rezygnacja z seansów porannych. W efekcie festiwal stał się bardziej skondensowany, a ci bardziej „nienormalni” musieli pogodzić się z faktem oglądania tylko trzech, a nie jak dawniej pięciu czy nawet sześciu filmów dziennie.
Konkurs Międzynarodowy
Trzonem festiwalu pozostaje Konkurs Międzynarodowy – i to właśnie on okazał się największym atutem tegorocznej edycji, głównie dzięki znakomitemu doborowi filmów. Śmiało można powiedzieć, że co najmniej sześć z piętnastu produkcji to dzieła ważne, niezapomniane i perfekcyjnie zrealizowane.
Co najważniejsze, na pierwszy plan wysuwają się filmy polskie lub związane z polskimi twórcami: Dom dobry – najnowszy film Smarzowskiego, poruszający Brat, słowacki Ojciec i amerykańska Rocznica Komasy. Listę znakomitych tytułów uzupełniają holenderskie Dziewczęta. Owszem, pozostałe produkcje nieco odbiegały poziomem i wagą tematyki, ale również były warte obejrzenia.
Jury
Łyżką dziegciu w tej beczce miodu okazał się werdykt jury.
Nie można powiedzieć, że nagrodzone Nino to film nieudany – ma ciekawy punkt wyjścia, konsekwentny klimat i wyraziste przesłanie. Jednak na tle pozostałych był zbyt kameralny, niszowy i nieprzystający do szerszej publiczności.
Takie wybory szkodzą festiwalowi, który z założenia ma trafiać do mas.
W przeszłości to właśnie filmy, które na lata zapadły w pamięć widzów, promowały Warszawski Festiwal Filmowy. Dość wspomnieć o Dzieciach niebios, Życie jest piękne, Podwójnym życiu Weroniki, Trainspotting, Goło i wesoło, Edi, Filmie z Baszirem, Róży.
Można mieć obawy, czy te produkcje znalazłyby dziś uznanie w oczach tegorocznego jury. Taki wybór to także krzywda dla samego filmu, który z ”łatką” festiwalowego zwycięzcy trafi do dystrybucji i może spotkać się z rozczarowaniem widowni oczekującej bardziej rozbudowanych historii.
Frekwencja
Na szczęście organizatorzy zdają sobie sprawę, jak ważne jest przyciągnięcie szerokiej publiczności.
W tym roku znakomicie dobrano klamry – filmy otwarcia i zamknięcia – a pokazy specjalne wypełniły produkcje, które wkrótce trafią do kinowych repertuarów. Dzięki temu na seansach WFF ponownie zaczęło brakować biletów.
Oczywiście wiele z tych filmów można już obejrzeć w kinach, często w bardziej komfortowych warunkach, ale seans festiwalowy – po odstaniu w kolejce do wejścia – ma swój niepowtarzalny urok. A najważniejsze dla organizatorów są wpływy z biletów, pozwalające przetrwać i ze spokojną głową myśleć o udoskonaleniu kolejnych edycji.
Konfrontacje
Ukłonem dla sentymentalnych widzów była nowa sekcja ”Konfrontacje”, skupiające filmy już docenione, z planowaną dystrybucją kinową.
W sposób oczywisty odnosi się nazwą do kultowego przeglądu filmowego w okresie schyłku okresu komunistycznego, który pozwalał polskim kinomanom obejrzeć aktualne wówczas trendy światowego kina.
Rodzinny weekend filmowy
Na koniec – niestety – największy minus.
Rodzinny weekend filmowy to tradycja, która przetrwała i wciąż cieszy się popularnością wśród najmłodszych. Miło zobaczyć na festiwalu tłum maluchów, bo to oni za kilkanaście lat staną się dorosłą publicznością.
Niestety, dobór filmów krótkometrażowych w tym roku był skandaliczny.
Wystarczy przytoczyć reakcje samych odbiorców: pierwsze dziecko rozpłakało się w drugiej minucie i błagało o powrót do domu, drugie w trakcie kolejnego filmu głośno wyrażało swój sprzeciw, a trzecie cały seans spędziło wtulone w ojca z zamkniętymi oczami.
Mroczne, przygnębiające i smutne propozycje może i mają wartość wychowawczą (oswajanie dzieci ze złem świata?), ale może osoba odpowiedzialna za ich wybór najpierw przetestowałaby je na własnych dzieciach?
Podsumowanie
Podsumowując – 41. (a może 4.1?) Warszawski Festiwal Filmowy należy uznać za znaczący krok naprzód, szczególnie w zakresie doboru repertuaru i pozyskiwania publiczności.
Oby ta edycja była przełomem, a nie tylko jednorocznym wyróżnikiem.