Przy ul. Marszałkowskiej 8, nie kupimy już płyty, lecz… zjemy ziemniaki. Ale Pan Bulwa to nie taki zwykły ziemniak.
Na otwarcie lokalu „Pan Bulwa” zapraszaliśmy kilkanaście dni temu: [LINK].
Uwielbiając kulinarne wyzwania, z odwagą przekroczyliśmy progi miejsca, które w kamienicy ocalałej z wojennej pożogi sąsiaduje pod jednym dachem z Teatrem Rozmaitości .
Tam gdzie dawniej główną rolę odgrywała muzyka, w miejscu kultowego sklepu muzycznego, teraz pierwsze skrzypce grają ziemniaki.
W delikatnym półmroku wieczora, ze swego okrągłego neonu, filuje okiem spod kapelutka niejaki Pan Bulwa z zakręconym wąsem.

Najważniejszy jest tu lokalny, solidny, polski produkt. Jednak zestawiony w duecie.
W jego towarzystwie możemy tu zasmakować nie tylko oczywistych dodatków, ale także odważniejszych wersji.


Ten oto ziemniak jednak nie do końca jest taki jakim go znamy. Proces, który przechodzi zanim trafi na talerz jest dużo dłuższy. Specjalnie wybrana odmiana, odpowiednio wykalibrowana, od wyselekcjonowanego polskiego dostawcy.
Jest coś co tworzy go jeszcze bardziej wyjątkowym. Okazuje się, że taki parowany ziemniak, jakiego proponuje Pan Bulwa, jest małokaloryczną bazą do komponowania różnych dań.

Co widać od wejścia u Pana Bulwy?
To niesamowicie miła atmosfera. Gromkie, witające, dzień dobry! Przemiły uśmiech w oddali z kuchni. Chęć pokazania tego co stworzyła cała ekipa, która widać, że włożyła serce w budowanie miejsca, od menu, po wystrój. Taka energia zaraża.




Dajcie znać jeśli się wybierzecie. Napiszcie jak zareagowały wasze kubki smakowe na propozycje Pana Bulwy.