Most szpiegów

Tom Hanks - kadr z filmu "Most szpiegów"
Tom Hanks – kadr z filmu "Most szpiegów"
fot. mat. prasowy

Oparty na prawdziwych wydarzeniach film Stevena Spielberga. Recenzuje Michał Turyk

Precyzyjnie rzecz ujmując, film zrobiło trzech mistrzów, reżyserował Spielberg, a scenariusz współtworzyli  Ethan i Joel Coen. Na produkcję wydali 40 000 000 dolarów. W główną rolę prawnika Jamesa B. Donovana wcielił się Tom Hanks, na ekranie pojawili się również Mark Rylance jako rosyjski szpieg,  znany z serialu M.A.S.H. Alan Alda, oraz niemiecka gwiazda Sebastian Koch.

Zdjęcia realizował nasz rodak, dwukrotny laureat Oscara Janusz Kamiński. Pan Kamiński dostał Nagrodę Akademii za „Szeregowca Ryana” oraz „Listę Schindlera”. Teoretycznie powinien być to kawał dobrego kina.

W latach pięćdziesiątych, w USA, zostaje pojmany radziecki szpieg Rudolf Abel. Zgodnie z amerykańską konstytucją należy mu się sprawiedliwy proces. Do obrony Rudolfa zostaje przydzielony James B. Donovan, kiedyś oskarżyciel w Procesie Norymberskim. Między Rudolfem a Donovanem nawiązuje się nić sympatii. Nad Związkiem Radzieckim zostaje zestrzelony amerykański szpiegowski samolot U-2. Rosja wyraża chęć wymiany Rudolfa na pilota samolotu szpiegowskiego. W tym samym czasie, na terenie Berlina Wschodniego, Niemcy aresztują amerykańskiego studenta.  Do prowadzenia negocjacji z ZSRR i NRD w sprawie pilota i studenta, CIA wysyła Donovana.

Tom Hanks - kadr z filmu "Most szpiegów"
Tom Hanks – kadr z filmu „Most szpiegów”
fot. mat. prasowy

Ciekawostką jest, że zniszczony i obskurny Berlin Wschodni zagrał nasz Wrocław.

Bardzo podobała mi się scena kiedy Donovan (Tom Hanks) zostaje okradziony przez szajkę niemieckich złodziejaszków. Dziękuję panu Spielbergowi za przełamywanie stereotypów na temat Niemców.

W filmie czuć dużą dbałość o realia tamtych czasów. W scenografii i kostiumach rzeczywiście nie ma się do czego przyczepić.  Zdjęcia ładne i czyste, powiedziałbym, że nawet sterylnie czyste i zbyt ładne.

Fabuła niby ciekawa, ale w moim odczuciu naiwna, pełna patosu, z aspiracjami na film psychologiczny i przygodowy zarazem.

W skrócie nazwałbym ten film perfekcyjnym produkcyjniakiem.
Mam takie odczucie, że wszyscy współtwórcy tak dużo zrobili filmów w swoim życiu, że na ekran zamiast emocji przelali perfekcyjną rutynę.

Próbki

2 grudnia 2015 23:14