Czy starsze utwory mogą brzmieć współcześnie? Roman Soroczyński relacjonuje koncert, w trakcie którego tak było.
21 kwietnia 2023 roku do warszawskiego Klubu Stodoła zawitali dwaj Panowie M: Marcin Masecki i Jan Emil Młynarski. Kto zna wszechstronność wybitnego pianisty oraz popularyzatora muzyki, nie zdziwił się, że panowie zjawili się w towarzystwie. W jego skład wchodzili muzycy zespołu noszącego nazwę – a jakże! – Jazz Band Młynarski Masecki.
Przypomnę, że założony w 2017 roku zespół odwołuje się do starej tradycji polskich orkiestr jazzowych okresu międzywojennego. W jego repertuarze znalazły się utwory swingowe oraz wyjątkowe tanga, zaś inspiracją dla współczesnych muzyków stali się Adam Aston – najwybitniejszy przedwojenny polski śpiewak rozrywkowy oraz Henryk Wars – najważniejszy polski przedwojenny pianista, aranżer i kompozytor.
Obydwaj liderzy podzielili zadania między siebie:
Marcin Masecki jest autorem współczesnych aranżacji,
zaś Jan Młynarski niezwykle interesująco prowadzi konferansjerkę, dołączając do tego swój śpiew oraz grę na banjo.

Skoro wspomniałem o zespole, warto wymienić nazwiska instrumentalistów, z których każdy jest asem samym w sobie. Wchodzili na scenę stopniowo.
Jako pierwszy pojawił się reprezentant instrumentów smyczkowych, znakomity skrzypek Marcin Markowicz. Instrumenty perkusyjne wspaniale opanował Jerzy Rogiewicz. Na saksofonach zagrali: Tomasz Duda, Michał Fetler i Jarosław Bothur, zaś Piotr Wróbel udowodnił, że na wielkim instrumencie, jakim jest suzafon, można grać bardzo żywiołowe melodie. Sekcja instrumentów dętych została wzbogacona przez Tomasza Dworakowskiego (puzon) i Maurycego Idzikowskiego (trąbka).

Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami podczas koncertu w Stodole nawiązano do trzech płyt. Utwory z dwóch albumów sygnowanych przez Jazz Band Młynarski Masecki – wydanej w 2017 roku Nocy w wielkim mieście oraz Płyty z zadrą w sercu z 2019 roku – zostały uzupełnione przez piosenki nawiązujące do albumu FOGG – Pieśniarz Warszawy, który artyści zagrali jako zespół Młynarski-Masecki Jazz camerata varsoviensis.
Nic dziwnego zatem, że na początku Jan Młynarski powiedział, że jest to koncert z cyklu The Best…
Myli się jednak ten, kto pomyśli, że piosenki z albumów ustawiły się w porządnej kolejce i po kolei pojawiały się na scenie. Nie!
Artyści buszowali po swoim dorobku muzycznym.
I to w dosłownym słowa tego znaczenia, niczym podczas Polowania na tygrysa. Nawiązywali do różnych imion i nazwisk (How do you do, Mr. Brown?!, Abduł Bey, Dulcinea, czy Abram, ja Ci zagram!), krążyli po świecie (między innymi New York Baby, Argentyna, Noc w wielkim mieście i Gdzieś musi być świat).
Dużą wartością dodaną koncertu był fakt, że każdy utwór doczekał się szerszej prezentacji swoich twórców, w czym Jan Młynarski jest niemal niezrównany.
Nic dziwnego zatem, że słuchacze szczelnie wypełniający salę widowiskową Stodoły ulegli czarowi płynącemu ze sceny. A zaśpiewana na bis piosenka Warszawo, moja Warszawo spowodowała, że wielu osobom zaświeciły się oczy.