Jesteśmy po wydarzeniu „Królewski Winter Cup 2016” czas więc na wywiad Mirka Rutkowskiego z magazynu iAuto z prezesem AK Królewski .
Jest rysownikiem, mechanikiem, menadżerem, modelarzem, pasjonatem samochodów i sportów samochodowych oraz prezesem Automobilklubu Królewskiego. Zakochany w żonie i… w Warszawie z połowy XX wieku.
Z Tomaszem Kamińskim rozmawia Mirosław Rutkowski.
Mirosław Rutkowski:
Mówisz o sobie, że jesteś człowiekiem motoryzacji. A jaki masz zawód?
Tomasz Kamiński:
Po szkole podstawowej uczyłem się w Technikum Samochodowym w specjalności technik-mechanik. Potem odbyłem studia menadżerskie.
Czy Technikum było wyborem wynikającym z zainteresowań, czy odwrotnie, ta pasja narodziła się w technikum?
Tak naprawdę motoryzacja to już była od małego, odkąd pamiętam. Nie wiem, skąd się wzięła ta pasja, rodzice samochodami nie interesowali się niemal w ogóle, tata nie miał nawet prawa jazdy. Myślę, że to moje zamiłowanie do samochodów zaszczepił mi dziadek, kiedy na kolanach woził mnie po łąkach w okolicach Ostródy. Miałem wtedy dwa, może trzy lata i wiem o tym tylko z opowieści. A może pasjonował mnie dziecinny samochodzik na pedały? Gdzieś mam takie zdjęcie…
Pracę zacząłeś zgodnie z zawodem?
Nie, tak naprawdę technik-mechanik zatrudnił się w firmie, która produkowała okna. Wzięło się to stąd, że dorabiałem sobie tam w wakacje i po szkole znalazłem pracę. Ale nie trwało to długo, po czterech miesiącach trafiłem tam, gdzie bardzo chciałem, czyli do Fabryki (Fabryki Samochodów Osobowych – red.). Mama też pracowała w Fabryce, i dzięki jej znajomości z dyrektorem Raczko, dostałem się do Zakładu Nr. 2, czyli na Spawalnię. No i tam spędziłem dwa i pół roku. Między innymi pracowałem w kontroli jakości przy Polonezie i Matizie, a docelowo trafiłem na linię Lanosa. Znałem ten samochód od podszewki.
Dużo było w produkcji defektów, niedoróbek i błędów?
Bardzo dużo. Później mnie blacharze nienawidzili, jestem taką osobą, u której wszystko musi być idealne, jestem trochę pedantyczny.
To chyba przeszkadza w codziennym życiu?
Czy przeszkadza? Zależy w których momentach. Zazwyczaj ludzie doceniają to, że człowiek jest skrupulatny i dokładny. Dlatego też przy wielu projektach brałem udział, na przykład ostatnie cztery miesiące mojej pracy w FSO spędziłem w gabinecie szefa wydziału i robiłem karty wytycznych operacji każdego stanowiska linii produkcji Lanosa. A to się wiązało z tym, żeby narysować poszczególne elementy, oznaczyć każdy punkt, opisać go, podać ilość i czas.
To był chyba bardzo przyjemny czas, wykorzystywałeś wiedzę i umiejętności rysownika w procesie produkcji samochodu?
Tak, ładnie się wszystko połączyło. No i nie musiałem się przebierać w robocze ubrania, tak jak to na linii produkcyjnej obowiązywało. Siadałem sobie w biurze u szefa, co było wówczas pewnego rodzaju wyróżnieniem. Myślałem, że ten duży projekt spowoduje, że zostanę dostrzeżony, ale okazało się, że w dniu, w którym skończyłem ostatnia kartę, skierowano mnie znowu na linię produkcyjną. Musiałem poszukać sobie innej pracy. Zatrudniłem się w warsztacie samochodowym. Mój szef przydzielił mnie do budowy swojego pojazdu, opartej na konstrukcji Forda Sierry repliki Lotusa Seven. Auto nazywało się Victor 7 na cześć jego syna.
A kiedy i jak pojawiło się u Ciebie zainteresowanie sportem samochodowym?
Oj, to było chyba jeszcze w szkole podstawowej. A nawet wcześniej. Mama mnie zabierała na dni dziecka, które organizowane były w FSO i tam były sportowe samochody. Bardzo mi się podobały, potem zacząłem się tym coraz bardziej interesować, oglądałem rajdy w telewizji. Momentem przełomowym, mocnym wstrząsem była dla mnie śmierć Mariana Bublewicza. Bardzo mocno dotarło do mnie to, że ten sport jest nie tylko piękny, ale też śmiertelnie niebezpieczny. Od tamtej pory zacząłem śledzić rajdy, w 1995 pojechałem na Barbórkę, pamiętam jak na Gwiaździstej, przy Miasteczku (Miasteczko Ruchu Drogowego, zlikwidowane w latach 90. – red.) Hołowczyc nawrócił między samochodami i wszystkie alarmy się powłączały. Robiłem wtedy swoje pierwsze zdjęcia, ojciec pożyczył mi swojego Zenitha, ale po kilku zdjęciach zerwała się migawka. Potem był mój pierwszy start w KJS-ie w 1997 roku, Maluszkiem, od taty. Mieliśmy chyba ósme miejsce od końca. W szkole średniej kolega zbudował Malucha, jego auto więc on był kierowcą, ja pilotem. Jeżdżąc z kolegą poznałem moją żonę. Ona sędziowała, ja jeździłem, co po jakimś czasie skończyło się ślubem. No i trochę się odsunąłem od jeżdżenia, chociaż mentalnie wciąż sport był mi bliski.
Wiem o Twoim zamiłowaniu do starej Warszawy. To się nijak nie wiąże ze sportem ani z motoryzacją.
No nie wiąże się. Ale jestem zauroczony Warszawą, szczególnie jej historią wojenną, powojenną, jak i tuż przedwojenną. Warszawa jest niesamowita jeśli chodzi o architekturę, jej namacalne dowody historyczne, te fragmenty, które się zachowały i te odbudowane. Chociażby Starówka, która była bardzo zniszczona, fajnie że ją odbudowano. Ja sobie usiłuję wyobrazić, jak miasto wyglądało faktycznie i odnajduję to na zdjęciach, na jakichś filmach.
Masz jakieś szczególne, Twoje magiczne miejsce w Warszawie?
Tak. Jest to ulica Próżna. Po sąsiedzku, właśnie tu jesteśmy. Zachowała się tylko w części, ale dwa może trzy budynki się zachowały. Od strony Placu Grzybowskiego można poczuć ten dawny klimat, jeszcze przedwojenny.
A budowle czy dzielnice takie, jak Pałac Kultury, MDM?
Ja próbuję sobie wyobrazić, jak to wyglądało dawniej. Co było tu, gdzie stoję. Dajmy na to – mamy taką kapsułę czasu i przenosimy się 70 lat wstecz. Może teraz siedzimy na jakimś podwórzu żydowskiej kamienicy, albo w pracowni biednego Żyda, krawca? A może w salonie bogatego przedsiębiorcy? To jest niesamowite. Stojąc przed Pałacem Kultury mam to samo, kapsuła czasu i przenoszę się w ułamku sekundy 80 lat wstecz. Gdzie jesteśmy, gdzie się budzimy? Próbuję sobie w danym miejscu odtworzyć co tam było. Jak to wszystko wyglądało. A jak wyglądałaby Warszawa dzisiaj, gdyby nie została zburzona?
Z Pałacem Kultury kojarzy się Warszawa M 20, a właściwie Pobieda. I jedno i drugie to kosztowne „prezenty” Stalina. A oba w pewien sposób łączą się z Twoimi zainteresowaniami.
No tak. Ale może dzięki temu była Fabryka, gdzie produkowaliśmy Poloneza, który był prawie nasz, wcześniej była Syrena, potem licencja Fiata 125p, wiele prototypów, na przykład Wars, jakoś zaistniała polska motoryzacja. Ale jeśli by nie było tych niby prezentów, które nas związały, to kto wie, może mielibyśmy znacznie więcej własnych pomysłów, lepsze licencje, nowoczesne konstrukcje i może nasze samochody byłyby konkurencyjne dla największych marek świata. A dziś nie mamy nic, polskiej motoryzacji nie ma.
Czy coś jeszcze można ratować, warto zachować?
Przede wszystkim pomysły. Nasze konstrukcje, które powstawały w Falenicy, a nigdy nie ujrzały światła dziennego. I robić wszystko, żeby to wskrzesić. Nie tą dawną, ale odbudować motoryzację, oczywiście współczesną. Wspierać trzeba te małe firmy, które próbują wskrzesić dawne pomysły we współczesnej technice. Wiadomo że to się wiąże z ogromnymi wydatkami…
Sądzisz, że możliwe jest zaprojektowanie samochodu, opracowanie technologii, uruchomienie produkcji i takie zorganizowanie całego biznesu, że to się opłaci? We współczesnym świecie?
Myślę, że tak. Nie znam tych wszystkich ekonomicznych spraw, ale myślę, że byłoby to do zrobienia. Jest wskrzeszana nasza Syrenka w Kutnie, nie jest to może ideał, ale coś się dzieje, są ludzie, pasjonaci, którzy wierzą w powodzenie i pracują. To jest takie zarzucenie wędki. Zaczynamy od prostych konstrukcji, fakt, że opartych na technologii zachodniej, ale kto nam broni przy rozwoju i pozyskiwaniu pieniędzy i środków coraz bardziej wykorzystywać pomysły naszych konstruktorów, naszych inżynierów?
Czyli Twoim zdaniem w Warszawie powinna znów działać fabryka samochodów?
Jest moim marzeniem, żeby była taka fabryka, konkurencyjna dla światowych marek. Naprawdę mamy zdolnych ludzi, którzy szukają szczęścia w świecie. Bardzo wielu inżynierów, stylistów pracuje dla najbardziej renomowanych firm. Dlaczego nie mogliby tego samego robić u nas, tworząc nasz superprodukt, supersamochód?
Jak i kiedy wpadłeś na pomysł stworzenia Automobilklubu Królewskiego?
Tak naprawdę pomysł powstania klubu to jest pochodna wielu rzeczy. Przede wszystkim zamiłowanie do sportów samochodowych. A poza tym, to po prostu chciałem organizować ciekawe i cieszące ludzi imprezy. W tamtym czasie służbowo jeździłem w okolicach Pułtuska i tak mnie tamte drogi zauroczyły, że pomyślałem, że można zrobić tam rajd. Namówiłem znajomego mojej Agnieszki, pana Jacka Pietusiewicza i pomagałem mu przy organizacji dwóch edycji Rajdu Św. Krzysztofa. To był 2007 i 2008 rok, a ludzie do dziś wspominają z wielkim sentymentem. Pomyślałem sobie, dlaczego nie miałbym robić sam takich imprez, jakie chcę, takich, jakie podobają się ludziom. Amatorskich, ale żeby poczuli smak prawdziwych rajdów. No i w 2008 roku postanowiliśmy założyć klub.
A skąd nazwa Królewski?
Ooo! Nad tym długo myśleliśmy. Pomysłów było bardzo wiele. Chcieliśmy być warszawskim klubem, w logo znalazł się Zamek Królewski, no i klub jest Królewski.
Nie obawiasz się, że pewnego dnia dowiesz się, że klubowicze odwołują Ciebie i już nie kierujesz swoim projektem?
Klub działa zgodnie z prawem o stowarzyszeniach, czyli demokratycznie. No i tak się może zdarzyć, bo to klubowicze wybierają sobie prezesa. Jak dotychczas jestem prezesem, nikt mnie nie zdetronizował, ale jest taka opcja. Na razie wszyscy akceptują moją koncepcję i sposób działania.
Czym klub się zajmuje?
Organizujemy imprezy, które cieszą się dużym uznaniem i dużą frekwencją. Mamy konkretny plan na przyszłość… Odeszliśmy od organizowania KJS-ów na rzecz rally sprintów z powodu kosztów. Chociaż i rally sprint też musi być zrobiony według reguł i zasad, które zapewnią bezpieczeństwo, zgodnie z wymogami PZMot. Imprezy muszą być awizowane, muszą być zabezpieczenia na najwyższym poziomie. Sporo kolegów ma ciekawe auta zabytkowe i klasyczne, powstała więc sekcja samochodów zabytkowych. Jest kilkunastu zawodników jeżdżących na wysokim poziomie. Jednym z moich marzeń jest to, aby w RSMP przy nazwisku liczącego się zawodnika pojawiała się nazwa naszego Klubu. Myślę, że niebawem Michał Ratajczyk sprawi, że moje marzenie się spełni. Jeździ bardzo dobrze i myślę, że w RSMP będzie odnosił sukcesy. Potrafi jeździć, pokazał to już na Barbórce i na Karowej.
Pewnie możesz sam trochę sportowo pojeździć na imprezach klubowych?
Nic z tego. W czasie imprezy jestem kłębkiem nerwów. Dopiero jak ostatni zawodnik skończy napięcie trochę spada, ale wtedy jest tylko zmęczenie. Nie, ja w czasie imprez klubowych nie mogę startować. Na koniec, kiedy impreza się odbyła, uczestnicy są zadowoleni czuję radość i satysfakcję z tego, że zrobiliśmy coś fajnego. Robimy to dla ludzi, ale w jakimś sensie też i dla siebie. Po to, aby usłyszeć, że zrobiliśmy fajną imprezę, że uczestnicy są zadowoleni i mówią, że chcą do nas przyjeżdżać na kolejne.
Twój samochód marzeń?
Musiałbym go narysować. Wiele aut mi się podoba. Najbardziej cenię sobie w samochodzie trakcję, silnik i schludny wygląd. Jest takich samochodów sporo. Kiedyś chciałem mieć Subaru, to był czas mistrzostwa Europy wywalczonego przez Hołowczyca. Teraz rajdówki już są kompletnie inne od tych, którymi można normalnie jeździć. Jeżdżę Seatem Leonem, to auto pomimo silnika Diesla ma charakter. Kierownica, dźwignia zmiany biegów, fotele, obrotomierz podkreślają nieco sportowy styl. Ale jeśli pytasz o mój samochód marzeń, to takiego nie ma.
Jak sobie wyobrażasz siebie za 10 lat?
Chcę się rozwijać. Myślę, że z czasem Klub będzie moim pracodawcą, wtedy realizacja planów będzie szybsza. A jest co robić. Poza tym chcę rysować, mam rodzinę, chcę wrócić do modelarstwa, poznawać Warszawę.
Czego nie znosisz u ludzi?
Brak zrozumienia dla innych. Nie lubię egoizmu, samolubstwa, braku realizmu, braku dobrej woli. Wynoszenia się nad innych.
Jeszcze zapomniałem zapytać o rysunki… Rysujesz samochody, jakie?
Tak. Przede wszystkim rajdowe. Oczywiście interesują mnie samochody jako bryła, forma plastyczna, ale naprawdę kręcą mnie samochody rajdowe. Dynamika i legenda. Uczęszczałem na kursy projektowania samochodów, wysyłałem projekty na różne konkursy, ale to było sporadyczne, nigdy nie poświęciłem temu tyle czasu, ile potrzeba. Wiadomo, mam pracę zawodową, klub, jest jeszcze życie prywatne, a to wszystko pochłania wiele czasu.

Preferujesz jakąś konkretną technikę? Tworzysz na tablecie czy raczej klasycznie?
Klasycznie, na papierze. Szkic robię ołówkiem, potem akwarela. Ostatnio polubiłem markery, trzeba rozgryźć technikę tworzenia markerem, przede wszystkim trzeba cały proces zaplanować. No i nie można wprowadzać zmian. Akwarela pozwala na poprawki, można też jasnym odcieniem kryć ciemniejsze partie.
A nie próbowałeś farb olejnych, blejtramu z płótnem?
Mieszkamy w kawalerce, mam do pracy przestrzeń małego biurka 80 x 60, więc o sztalugach nie ma mowy. Może kiedyś…
Prezes maluje
- Peugeot 205
- Subaru
Z czego jesteś najbardziej dumny?
Z żony, która mi bardzo pomaga, akceptuje wszystkie moje pasje… To jest trochę tak, jak z kierowcami rajdowymi, którzy połowę roku spędzają poza domem, a żony ich nie wyrzucają. U mnie jest podobnie. Po całym dniu pracy spędzam jeszcze dwie, trzy godziny przy komputerze, żeby załatwić sprawy klubowe, potem jakiś szkic ołówkiem i okazuje się, że jest późny wieczór.
Jesteś człowiekiem spełnionym?
Mam ciekawą pracę, od ośmiu lat działa nasz klub, satysfakcję sprawiają mi rysunki, poznaję mnóstwo ciekawych ludzi. Wciąż się spełniam, ale jest mnóstwo planów i marzeń, które chcę zrealizować. Marzę o rozwoju klubu, o zmianie mieszkania na większe, o znalezieniu czasu na rysunki czy modelarstwo, które ostatnio odpuściłem. Rodzina, której nie chcę zaniedbać, a która pomaga mi ładować baterie. Staję właśnie przed ciekawym wyzwaniem zawodowym… Muszę jeszcze dużo zrobić, zanim powiem o sobie, że jestem człowiekiem spełnionym.
To wypada tylko życzyć realizacji wszystkich zamierzeń.
Dziękuję za rozmowę.
Zobacz też
- wyniki i relację z Królewski Winter Cup
Od redakcji:
Artykuł pochodzi z magazynu iAuto.
Linki do czytania magazynu on-line:
- Akualnego numeru:
https://issuu.com/iautopolska/docs/ia18_isu?e=23022013/34369068 - Wszystkich numerów: http://issuu.com/iautopolska
Strona: http://iauto.website