0

Groteska według Moliera

Świetni aktorzy
Ewa Telega i Marian Opania – Filaminta i Chryzal
fot. Bartek Warzecha/ Teatr Ateneum

Dawno nie byłem tak oczarowany spektaklem teatralnym, jak podczas oglądania spektaklu „Dziewice i mężatki” w warszawskim Teatrze Ateneum. Przedstawienie wciągnęło mnie całkowicie od początku do końca. Duża w tym zasługa autora, reżysera i zespołu aktorskiego.

Ale zacznijmy od początku.

Mam wrażenie, że wszystkie sztuki, które napisał Jean Baptiste Poquelin (znany jako Molier), są świetnie napisane. Przede wszystkim zaś – w myśl wyznawanej przez autora zasady nauczania ze sceny – dają one dużą dozę prawdy o społeczeństwie i o każdym z nas.

Wydane w 1672 roku, pod koniec kariery pisarskiej Moliera, „Les Femmes savantes” długo nie były wystawiane na ziemiach polskich. Po raz pierwszy można było zobaczyć sztukę  dopiero w XX wieku. Co ciekawe, wcześniej była ona tłumaczona i drukowana pod różnymi tytułami. Na przykład Leon Borowski przetłumaczył ją jako „Kobiety filozofki” (Wilno 1826), zaś Ferdynand Chotomski jako „Górno uczone kobiety” (Lwów 1822). 7 października 1905 roku w Teatrze Miejskim (obecnie: Teatr im. Juliusza Słowackiego) w Krakowie odbyła się premiera spektaklu zatytułowanego „Savantki”. Autorem przekładu był Lucjan Rydel, zaś w roli Chryzala wystąpił Aleksander Zelwerowicz. W 1906 roku spektakl „Sawantki” został wystawiony przez Teatr Polski w Poznaniu. Uważny Czytelnik zapewne zauważy różnicę w pisowni jednej litery w tytułach obydwu spektakli.

Pod zupełnie innym tytułem – „Uczone białogłowy” – sztuka pojawiła się w sześciotomowym zbiorze „Dzieł” Moliera w tłumaczeniu Tadeusza Boya-Żeleńskiego (Lwów 1912). Nawiasem za tę pracę, dwa lata później, pisarz otrzymał palmy Akademii Francuskiej. Sztuka została zaprezentowana w 1915 roku przez Teatr Rozmaitości, a dwa lata później przez Teatr Studya Stanisławy Wysockiej. Ciekawostką może być, sygnowana inicjałami W.S., recenzja na temat spektaklu Teatru Rozmaitości. Jej autor napisał na łamach „Kuryera dla wszystkich” nr 127 z 10 maja 1915 r.: „Jesteśmy zdecydowanymi zwolennikami tak zwanego „białego repertuaru”. Dzisiejsze bowiem „moderne” sztuki czy to dramat, czy komedya, mimo błyskotek w formie, mimo misternych sieci intryg i nadzwyczajności, rzadko kiedy wychodzą po za ramki erotyzmu duchowego i niedołęstwa chorobliwego. Tembardziej widoczne to jest w dzisiejszej komedyi. Ściślej mówiąc, mamy dzisiaj tylko farsę, gdzie szlachetnego komizmu rzadko kiedy można się doszukać. I dla tego to obecnie nowocześni aktorzy, przyzwyczajeni dp farsownego tempa i karykatury nie rozumieją, ba! nie czują piękna klasycznej komedyi. I dlatego to na ostatniej premierze w teatrze Rozmaitości nie mieliśmy doskonałej całości. „Uczone białogłowy”, to przedsmak klasycznej komedyi trochę rubasznej, niemal naiwnej, prostej w swojej konstrukcyi, a mimo wszystko nadzwyczaj bogatej w barwach i tonach.” Następnie recenzent ocenia grę poszczególnych aktorów, a na zakończenie stwierdza: „Niemniej musimy podnieść staranną reżyseryę i stylową wystawę”.

Właśnie przekład Tadeusza Boya-Żeleńskiego jest dziś najbardziej znanym polskim tytułem tej sztuki. Jednak po wspomnianych warszawskich przedstawieniach zniknęła ona niemal na pół wieku z polskich scen i dopiero w 1950 roku Lidia Zamkow zaprezentowała ją na deskach Starego Teatru w Krakowie. W roli Chryzala wystąpił wówczas Stanisław Jaworski.

Nie znam autora
Plakat spektaklu "Dziewice i Mężatki" – Teatr Ateneum
fot. Teatr Ateneum

Również reżyser spektaklu Teatru Ateneum, Janusz Wiśniewski, sięgnął po dzieło w tłumaczeniu Tadeusza Boya-Żeleńskiego. Skąd zatem inny tytuł – „Dziewice i mężatki”? Ano stąd, że znakomity reżyser dosyć swobodnie parafrazuje pierwotne dzieła. Tak było i w tym przypadku. Z podtytułów poprzednich inscenizacji wynika, że były to spektakle pięcioaktowe, a zatem długie. Spektakl Teatru Ateneum został zamknięty w jednym akcie, trwającym niecałe 1,5 godziny. Wszystkie postaci są przedstawione w sposób groteskowy. Sądzę, że przerysowane sylwetki bohaterów dobrze służą aktorom, którzy mogą pokazać swoje możliwości. I co ważne, czynią to! Moim zdaniem, spektakl nie ma słabych stron. Muzyka Jerzego Satanowskiego jest istotnym elementem inscenizacji, akcentując dramaturgię i oprowadzając widzów po teatralnym świecie reżysera. Nic dziwnego, że reżyser i kompozytor doskonale rozumieją się. Wszak współpracują ze sobą od pierwszych spektakli Janusza Wiśniewskiego.

Reżyser dokonał jeszcze jednej śmiałej rzeczy. Otóż, część ról męskich grały kobiety (brat Chryzala, Aryst – Maria Ciunelis, uwodziciel Klitander – Małgorzata Mikołajczak), zaś w roli Madame Wadius wystąpił Tadeusz Borowski. Nie zawsze można było zorientować się w tej zamianie. Często śmiałem się z różnych sytuacji i dialogów. Chryzal, grany przez znakomicie ucharakteryzowanego Mariana Opanię, jest początkowo zajęty sobą i swoją kochanką (świetna Dorota Nowakowska jako czarna służąca Marcyna). Kiedy jednak nadejdzie potrzeba, okaże się, iż bacznie obserwuje, co się dzieje w rodzinie i poprze swoją córkę, Henrykę. Był to spektakl, który przez śmiech mówił o bardzo istotnych kwestiach. Wbrew pozorom, nie chodziło tylko o walkę kobiet o prawo do zdobywania dużej wiedzy i możliwości obcowania ze sztuką, czyli funkcjonowanie tzw. salonu paryskiego. Okazało się bowiem, że tenże salon był miejscem intryg, a nawet próby zemsty. Jak to zwykle u Moliera, intryga goni intrygę. Na szczęście, wszystko kończy się dobrze, ale refleksyjnie.

 

Wszyscy aktorzy
Scena końcowa – „Dziewice i Mężatki”
fot. Bartek Warzecha/ Teatr Ateneum

Mam nadzieję, że „Dziewice i mężatki” na dłużej zagoszczą na deskach Teatru Ateneum.

Molier (właściwie Jean Baptiste Poquelin)

„Dziewice i Mężatki” („Les Femmes savantes”)

  • Przekład – Tadeusz Boy-Żeleński
  • Reżyseria – Janusz Wiśniewski
  • Muzyka – Jerzy Satanowski
  • Choreografia – Emil Wesołowski

 Premiera – 12 grudnia 2015, Scena Główna Teatru Ateneum

17 grudnia 2015 07:43
[fbcomments]