Pasaż Krzysztofa Kolbergera

Pasaż Kolbergera
fot. R. Dajbor

Podczas jednej majowych sesji Rady Warszawy zapadła decyzja o nazwaniu pasażu w okolicach Ronda Zgrupowania AK „Radosław” na Muranowie imieniem Krzysztofa Kolbergera. Zmarły w 2011 roku aktor przez wiele lat mieszkał w tej części stolicy.

Krzysztof Kolberger był wybitnym aktorem, przez blisko cztery dekady związanym z Warszawą, niezrównanym recytatorem (ciotka Krzysztofa Kamila Baczyńskiego napisała do niego, że gdyby Baczyński żył, to chciałby, by jego wiersze były tak właśnie recytowane, jak recytował je Kolberger), a dla licznego grona chorujących na nowotwory – symbolem walki z chorobą i możliwości zwyciężenia jej. W pewnym sensie artyście udało się raka pokonać – żył w chorobą przez kilkanaście lat, przez wszystkie te lata pracował twórczo, zmarł zaś nie na chorobę nowotworową, ale na całkiem inne schorzenie…

Choć Kolberger wielu kojarzy się z poezją, choć stworzył liczne kreacje teatralne w przedstawieniach z wielkiego repertuaru romantycznego – z Gustawem-Konradem w mickiewiczowskich „Dziadach” włącznie – to był on także popularnym aktorem filmowym i telewizyjnym, wbrew swojemu „poetyckiemu” wizerunkowi nie stroniącym od przedsięwzięć rozrywkowych. Zagrał m.in. w uważanej dziś za kultową próbce polskiego kina fantasy pod tytułem „Klątwa doliny węży”, w „Komedii małżeńskiej” Romana Załuskiego oraz w filmach i serialach sensacyjnych: „Zabij mnie glino”, „Ekstradycja”, „Ekstradycja 2”, „Ekstradycja 3”, a także „Sfora”, gdzie brawurowo wcielił się w rolę szefa mafii. W idealnych proporcjach łączył bycie artystą z najwyższej półki z byciem gwiazdą telewizji i kolorowej prasy.

O swojej chorobie mówił bez ogródek, uważając, że może w ten sposób pomóc innym chorym. W jednym z wywiadów powiedział:

Uświadomiłem sobie, że ludzie chorzy boją się o tym mówić, bo lękają się społecznego odrzucenia. I nagle, gdy ujrzeli wyznanie od człowieka kojarzonego z życiem szczęśliwym, pełnym sukcesów, zobaczyli, jak różne bywają strony ludzkiego losu.

Fakt, iż Krzysztof Kolberger doczekał się ulicy swojego imienia cieszy i daje nadzieję, że doczekamy się większej ilości ulic, którym patronować będą znakomici aktorzy związani z Warszawą. Wiele jest bowiem znakomitych postaci polskiego teatru i filmu, którzy zasługują na takie wyróżnienie. Przykro, że mimo upłynięcia pięcioletniego okresu, który musi upłynąć od śmierci danej osoby do chwili, w której może ona zostać patronem warszawskiego miejsca, nie doczekali się takiego upamiętnienia tak wybitni artyści, jak Gustaw Holoubek i Zbigniew Zapasiewicz. Pięć lat mija także od śmierci Adama Hanuszkiewicza, który ma już swoją ulicę w Łodzi, a z miastem tym związany był przecież znacznie mniej niż ze stolicą. Dopiero teraz ma mieć swoją ulicę Tadeusz Łomnicki i to w dodatku „na zamianę” z Janem Szymczakiem, w ramach dekomunizacji.

Nie mają swoich ulic artyści tej miary, co Irena Kwiatkowska, Andrzej Szczepkowski, Roman Wilhelmi, czy też upamiętniony już przez rodzinny Zgierz aktor-emigrant Władysław Sheybal. Nie mają ich także aktorzy-działacze antykomunistycznej opozycji – Halina Mikołajska i Mariusz Dmochowski. W awanturze dotyczącej różnych form upamiętniania ofiar katastrofy lotniczej w Smoleńsku przepada gdzieś postać Janusza Zakrzeńskiego. To jedynie garść tych spośród polskich aktorów, którzy wydają się być naturalnymi kandydatami do patronowania stołecznym ulicom, uliczkom, rondom, skwerom i placom. Miejmy nadzieję, że Rada Warszawy z biegiem czasu z zainteresowaniem pochylać się będzie nad tymi kandydaturami.

Pasaż Kolbergera

21 lipca 2017 12:12