0

Domowe prace niezgody

Napisz wypracowanie fot. Ylanite Koppens (pexels.com)
Napisz wypracowanie
fot. Ylanite Koppens (pexels.com)

Ostatnio w mediach modna stała się kampania przeciw szkolnym pracom domowym połączona hasztagiem ”#zadaNIEdomowe”.

W mediach społecznościowych grupki rodziców (bądź pozasystemowi edukatorzy) propagują m. in. różne kruczki prawne i oświadczenia, zgodnie z którymi nauczyciel czy szkoła nie mają prawa prac domowych zadawać lub egzekwować. W kampanię włączył się też koncern Gazety Wyborczej oraz Rzecznik Praw Obywatelskich.

Niestety cała sprawa przypomina mi, dość popularną w swoim czasie, kampanię tzw. antyszczepionkowców. Na podstawie nagłośnionych, uogólnionych i wyolbrzymionych przypadków komplikacji po szczepionkach, oraz błędów w ich wytwarzaniu, została wygenerowana atmosfera sprzyjająca obywatelskiemu nieposłuszeństwu wobec tej niezastąpionej, póki co, medycznej procedury. Teraz trzeba tę atmosferę na gwałt odkręcać i przełamywać, bo epidemiologiczne skutki mogą być katastrofalne dla społeczeństwa.

Podobnie jest z pracami domowymi. Oczywiście przy grubo ponad pół milionie bardzo kiepsko na dodatek opłacanych nauczycieli – co rzutuje na ich przeciętne kwalifikacje oraz możliwości czasowe – wszystko w szkołach może się zdarzyć. Szczególnie, że polscy nauczyciele wtłoczeni są w nieprawdopodobnie biurokratyczny, formalistyczny i zuniformizowany system, którego zwieńczenie stanowią paznokciowe podstawy programowe egzekwowane biurokratycznie (konstrukcji prof. Konarzewskiego) oraz niesłychanie toporny system egzaminacyjny kierowany już ponad 6 lat przez dyr. Smolika z CKE. Z łatwością więc dałoby się przytoczyć przykłady zadań domowych czy to kompletnie bezsensownych czy zajmujących nieludzko dużo czasu. Tyle, że to nijak nie oznacza potrzeby walki z pracami domowymi, jako takimi, czy rozbudzania w uczniach i ich rodzicach poczucia ich bezsensu oraz nastroju buntu i bojkotu wobec nich w takiej czy innej formie. Szczególnie, że podstawowe argumenty stosowane wobec nich niekoniecznie są wynikiem nadmiaru tych prac.

Prace domowe zajmują otóż, podobno, tłumom uczniów tak wiele czasu, że już na nic innego go nie starcza. Tyle, że uczeń, który siedzi w pokoju i mówi, że siedzi nad zadaniem domowym, niekoniecznie mówi prawdę, nawet gdy tak mu się zdaje. Dziś bowiem większość uczniów próbuje jednocześnie (!) robić kilka rzeczy naraz i być też w kilku miejscach naraz. Wielu w czasie, kiedy wydaje im się, że siedzą nad pracą domową, jednocześnie przegląda Internet, konwersuje z bliższymi i dalszymi koleżankami i kolegami, czasem w coś gra. Nie sprzyja to koncentracji i praca nad zadaniem domowym dłuży się niemiłosiernie. Sama mam tu, choć dość niewinne, doświadczenie z czasów uczniowskiej młodości. Gdy chodziłam do 7 czy 8 klasy, zaczęłam słuchać radiowej audycji muzycznej Popołudnie z młodością. Nadawano ją w trakcie odrabiania przeze mnie lekcji, więc i słuchałam i odrabiałam. Skutek był taki, że średni czas odrabiania z półtorej godziny podskoczył do dwóch, mimo że tylko słuchałam muzyki i jej zapowiedzi.

Drugim problemem są nadopiekuńczy rodzice, którzy pracę domową swojego dziecka traktują jako zadanie dla siebie(!). Oczywiście dzięki temu ich pociechy przynoszą z domu – w zależności od wieku – czy to perfekcyjnie wykonanego ludzika z kasztanów i zapałek, czy to profesjonalnie stworzone prezentacje albo tabele porównawcze. Tyle, że ich dzieci przy tym niczego się nie nauczyły. Tymczasem akurat o to właśnie chodziło żeby np. niezbyt zręczny Janek poćwiczył sprawność manualną robiąc tego ludzika, choćby niezbyt pięknego. Oczywiście jest to dla tych rodziców męczące, szczególnie po wyczerpującej pracy. Dlatego walcząc z pracami domowymi, walczą o wolność od nich bardziej dla siebie(!) niż dla swoich pociech.

Jeszcze całkiem niedawno praca domowa była, generalnie, sprawą ucznia. Rodzice co najwyżej pytali o to, czy została już odrobiona. Mogę też z całą pewnością, jako fizyk, stwierdzić, przynajmniej w zakresie przedmiotów ścisłych i przyrodniczych, że zakres programu w ciągu 12 lat nauki był zdecydowanie obszerniejszy 50 lat temu – są jeszcze programy, są podręczniki, są zbiory zadań. W takiej matematyce na przykład kończyłam swoją edukację licealną w klasie mat-fiz w powiatowym miasteczku na całkach, równaniach różniczkowych i liczbach zespolonych – tych zagadnień już się dziś nie da znaleźć w polskiej szkole nawet ze świecą. Tak więc trudno mówić, że treści szkolnej nauki są dziś obszerniejsze i bardziej skomplikowane (a przez to trudniejsze!), niż były w pokoleniu rodziców czy dziadków dzisiejszych nastolatków.

Cała ta akcja, podjęta bez rozpoznania realnych przyczyn stojących za pojawieniem się problemu prac domowych mija się więc z celem. Oczywiście stoją za nią też różnego rodzaju interesy poszczególnych jej aktorów, jak choćby chęć medialnej autopromocji na przykład. Skutki natomiast mogą być opłakane i to przede wszystkim dla uczniów. Trudno czy praktycznie niemożliwe jest bowiem, podobnie jak w sporcie czy w sztuce, dobre(!) opanowanie wielu umiejętności bez odpowiedniej porcji treningu właśnie w warunkach domowych. Trudno jest nauczyć się wyrażać sprawnie i poprawnie swoje myśli słowem, nie pisząc w domowym zaciszu odpowiedniej ilości wprawek (wypracowań i notatek), poddawanych następnie szkolnej korekcie. Trudno w szkolnym gwarze i tłumie atakować nieco tylko trudniejsze i mniej schematyczne problemy matematyczne, fizyczne, chemiczne, informatyczne, a bez tej umiejętności niewiele zdziałamy. Inne z kolei czysto techniczne umiejętności, choćby matematyczne, też trzeba poćwiczyć żeby za każdym razem nie odkrywać matematyki na nowo. Podobnie pokazany na sportowym treningu chwyt, rzut czy cios trzeba wiele razy przećwiczyć żeby dał się w praktyce zawodów wykorzystać, a fragment utworu muzycznego, przed występem, wiele razy odegrać czy odśpiewać.

Medialni liderzy walki z pracami domowymi chcą też z nimi walczyć przez odwoływanie się do kuratoryjnej biurokracji. Jak znam życie, kuratoryjni urzędnicy chętnie, jak zwykle w podobnych przypadkach, zechcą pokazać własną i swojego urzędu niezbędność. Ponieważ już od dawna w kuratoriach nie ma wizytatorów przedmiotowych, ich interwencja z całą pewnością nie będzie miała charakteru merytorycznego. Z przyjemnością jednak pouczą rytualnie szkołę i nauczyciela o potrzebie miarkowania prac domowych. Jakość i ilość prac domowych dostosowanych do danej grupy uczniów, to tymczasem kwestia profesjonalizmu nauczyciela. Może być egzekwowana odgórnie, przy pomocy zapisów i przepisów, w jeszcze mniejszym stopniu niż stosowanie właściwej dla danego pacjenta terapii medycznej.

Szereg szacownych instytucji, z Rzecznikiem Praw Obywatelskich, m. st. Warszawą oraz stołecznym WCIES na czele, zasponsorowało coś, co miało być poradnikiem dla zainteresowanych w kwestii prac domowych. Niestety góra urodziła mysz. Na 8 stronach wypełnionych głównie edytorskimi ozdobnikami, znalazły się dobre rady dla zainteresowanych, które dają się sprowadzić do dwóch zdań:

  1. Rozmawiajcie i dyskutujcie w szkołach o pracach domowych w gronie rodziców, nauczycieli i uczniów.
  2. Wpiszcie kwestie związane z pracami domowymi w możliwie wiele szkolnych dokumentów.

Niektórzy podpowiadają też uczniom i rodzicom znakomitą wymówkę przeciw odrabianiu prac domowych (podobne pomysły dotyczą zresztą również całej szkolnej nauki) – otóż prace domowe powinny być tak atrakcyjne, by uczniowie po prostu odrabiali je ze względu na samą tylko atrakcyjność. Jeśli zaś takie nie są … Oczywiście warto się starać o uatrakcyjnienie, w miarę możliwości, szkolnej nauki. Tym niemniej w życiu nie wszystko jest atrakcyjne i pewne rzeczy trzeba robić po prostu z poczucia obowiązku. Dorośli nie wykonują większości prac w domu (pranie, sprzątanie etc.) bo ich fascynują, tylko z poczucia obowiązku. Z tego samego powodu np. opiekujemy się niezbyt już, ze względu na wiek czy chorobę, sprawnymi członkami rodziny. Dzieci też powinny przywykać do tego, że nie wszystko w życiu jest fascynującą zabawą – nawet w najbardziej interesującej pracy (nie każdy ma szczęście na taką trafić!) są elementy niezbyt atrakcyjne, które jednak muszą być wykonane, podobnie w życiu pozazawodowym.

Skutki mogą też być podobne jak w przypadku szczepionek – masa roszczeniowych rodziców i uczniów, którzy od dr googla dowiedzieli się wszystkiego o pracach domowych, szczególnie dlaczego akurat ta praca jest głęboko niesłuszna i nie powinna być zadawana ani, tym bardziej, egzekwowana. Bardzo wielu uczniów (i ich rodziców) nabierze przekonania (lub się w nim umocni!), że szkolna nauka to nie jest coś, co uczeń robi przede wszystkim dla siebie(!) w perspektywie aktualnego i przyszłego funkcjonowania w społeczeństwie, tylko pańszczyzna na rzecz szkoły i nauczyciela. Część nauczycieli uzna, że nie będzie się kopać z koniem – skoro wszyscy chcą by mniej zadawali, a oni sami będą mieli dzięki temu mniej pracy (a może i trochę medialnej sławy), to proszę bardzo. Zapłacą przede wszystkim uczniowie – gorszą sprawnością językową, matematyczną czy manualną, gorszą znajomością języków obcych itp. itd. Rachunek przyjdzie może nie od razu, ale przyjdzie.

Małgorzata Żuber-Zielicz
Przewodnicząca Komisji Edukacji Rady Warszawy 2006-2018

Odpowiedź na polemikę do artykułu: [LINK]

27 grudnia 2019 17:25
[fbcomments]