Łódzka Atlas Arena była miejscem romantycznych wydarzeń. Kwartet Il Divo obserwował Roman Soroczyński.
20 lipca 2019 roku Atlas Arena w Łodzi, nie po raz pierwszy, stała się miejscem, w którym jedno romantyczne wydarzenie było inspiracją do następnego. Koncert znanego na całym świecie kwartetu Il Divo był okraszony wieloma niespodziewanymi momentami, które polska publiczność zapamięta na długo, a pewna para narzeczonych – do końca życia!

Il Divo jest prekursorem gatunku określanego mianem classical crossover i doskonale porusza się w meandrach tych brzmień, łącząc śpiew operowy z popem. Zaaranżowane na nowo światowe hity prezentują z klasą i elegancją. Nic więc dziwnego, że kwartet ma na świecie licznych fanów i to grono wciąż rośnie. W Polsce wokaliści nie tylko są dobrze znani za sprawą wcześniejszych koncertów na żywo, ale także z kilku retransmisji telewizyjnych. Ubiegłoroczny występ w Poznaniu na jubileuszu 1050-lecia powstania biskupstwa poznańskiego był pokazany dwa dni później w telewizji, gromadząc milionową publiczność. Teraz Il Divo zaprezentowało swój repertuar po raz szósty w Polsce. Łódź, w której siedem lat temu rozpoczęła się przygoda zespołu z Polską, gościła ich po raz trzeci.

Carlos Marin, Urs Toni Bühler, Sébastien Izambard i David Miller występują razem od piętnastu lat. Postanowili świętować wspólną sceniczną działalność wydaną płytą i jubileuszową trasą. Pierwsza część trasy rozpoczęła się już w ubiegłym roku. W tym roku zaśpiewali już na blisko czterdziestu koncertach na dwóch kontynentach, wszędzie wzbudzając zachwyt i uwielbienie głównie damskiej części publiczności. Tak też było w Łodzi. Wieczór rozpoczął się od utworu Hola – hiszpańskiej wersji wielkiego hitu Adele Hello. Zaraz po nim nastąpił inny przebój sprzed lat – Regresa a mi, czyli Unbreak My Heart, nagrany 23 lata temu przez Toni Braxton. Po tak mocno rozpoczętym wieczorze, kolejne minuty nie mogły wypaść gorzej. Wokaliści przywitali się z publicznością (a jakże: po polsku!) i przypomnieli, że dzisiejszy koncert odbywa się z okazji jubileuszu zespołu. Przez cały czas byli zresztą w doskonałych humorach, żartowali i śmiali się razem z publiką. Był to ostatni koncert na trasie TIMELESS Tour przed przerwą, zatem w Atlas Arenie byli rozluźnieni i kontaktowi.
Wieczór obfitował w kilka zaskakujących momentów. Dzień wcześniej Urs Bühler obchodził urodziny, zatem publiczność zaśpiewała wokaliście Happy Birthday, a następnie polskie Sto lat.

Chwilę później – podczas romantycznego utworu Hallelujah – jeden z widzów w pierwszym rzędzie wstał i oświadczył się swojej wybrance. Sytuacja została wcześniej starannie zaaranżowana, wraz z podaniem w odpowiednim momencie kwiatów, które kilka godzin wcześniej kurier dostarczył do hali. Podczas zaręczyn dwaj wokaliści wskazywali ręką na parę, która przeżywała swój magiczny moment.

Po kilku chwilach artyści zaprosili bohaterkę na scenę i specjalnie dla niej zaśpiewali jedną z piosenek. Pani Małgosia nie ukrywała wzruszenia, ale i zespół był pod wrażeniem kobiety. Ze swojej podziwiałem inteligencję i refleks jej narzeczonego, Piotra, który tłumaczył fragmenty rozmowy.

Il Divo dało popis najpiękniejszych piosenek z całej swojej twórczości. Nie zabrakło takich utworów, jak: Caruso, Besame Mucho, Quien Sera, My Way oraz z ostatniej płyty – All of Me, Unforgettable, Wonderfull World i To et moi. Na wielki finał wybrzmiały z kolei Amazing Grace oraz Time To Say Goodbay.

Z pewnością tego wieczoru Il Divo dopieściło swoich fanów zgromadzonych w łódzkiej Atlas Arenie. Pod koniec koncertu pozwolono im podejść pod samą scenę, a sami wokaliści rozdawali autografy trzymając w jednej ręce mikrofon, a w drugiej flamaster. To był niezwykły koncert, ponieważ okazał się inny od poprzednich występów Il Divo w Polsce, dużo bardziej żywiołowy, a do tego obfitował w zaskakujące zwroty sytuacji.

Przedstawiciel Agencji Prestige MJM, która zorganizowała koncert, Janusz Stefański powiedział:
– To był najpiękniejszy koncert w historii występów Il Divo w Polsce. Zwykle wiemy, czego spodziewać się po występach tego zespołu. Tym razem jednak wokaliści złapali szczególny kontakt z widownią, byli otwarci i bardzo kontaktowi. A to, co zrobili z kobietą, której chwilę wcześniej oświadczył się jej chłopak – było cudowne! Tańczyli z nią na scenie, wypytywali o ślub i byli niesamowici. Myślę, że to było zaskoczeniem nie tylko dla fanów kwartetu, ale także dla samych artystów.

Zastanawiałem się tylko, dlaczego po raz pierwszy podczas koncertu organizowanego przez Agencję Prestige MJM niezbyt dobrze funkcjonowała akustyka: zwłaszcza, kiedy artyści mówili, ich głosy „odbijały się”. Może to wina nisko zawieszonych kolumn, które dodatkowo zasłaniały część sceny widzom siedzącym wyżej?