Czyli jak dobrze wstać skoro świt… i spotkać się z Volvomaniakami na fotospacerze!
Dziś wyjątkowo nie o scenie i sztuce a o szaleństwie. No bo jak nazwać ludzi zrywających się na nogi długo przed świtem? I nie z obowiązku, co byłoby zrozumiałe i nie podlegające „zdziwieniu”, o nie. Ale dla przyjemności fotografowania. Obłąkani to dobre określenie.
Jakieś kilka tygodni temu Tomasz Kulas, szef Fotospacerów (dość często i systematycznie organizowane warsztaty fotograficzne łączące pasje do fotografowania wraz z zamiłowaniem do architektury warszawskiej – ale nie tylko) zaprosił mnie na kolejny „spacer”.
Zna On moją niechęć do pogoni za budynkami więc byłem lekko skonsternowany. Wyjaśnił mi jednak że tym razem będzie inaczej.
„Zero architektury! Żadnych „ciekawych” budowli! Tym razem gratka dla motomaniaków… Volvo udostępniło nam swoje topowe modele, na dwa dni. Zainteresowany?”
No jasne że zainteresowany.
Niemniej mój entuzjazm zniknął jak „sen jaki złoty” gdy usłyszałem: …o 5 rano… COOOOO?!
Noc z soboty na niedzielę… 4… jedynie posklejane od snu powieki uchroniły mnie przed znacznymi stratami finansowymi, gdy po omacku próbowałem wywalić za okno wszystkie dzwoniące jednocześnie telefony i inne formy budzików. O 4.15 poddałem się bestiom, podważyłem powiekę, przetarłem źrenice szmatką do obiektywów, wlałem w siebie wiadro kawy i raźno, tj. w tempie okulałego ślimaka, pognałem w mrok stolicy. A ta też właśnie wydłubywała się z ciepłej pościeli.. zapach świeżego pieczywa, parzonej kawy unosił się nad ulicą… taaak, chciałoby się! Zimno, mokro i beznadziejnie, zaś Warszawa spała sobie w najlepsze, a ja w końcu dotarłem na miejsce spotkania.
Pod WZ-tką spotkałem podobnych sobie nieszczęśliwców, sztuk 29 i jednego Tomka, który radośnie podskakiwał, co przy jego wzroście ucieszne sprawiało wrażenie. Podskoki przerywał zaznajamiając nas z planem warsztatów, rozdając odblaskowe kamizelki – dla bezpieczeństwa. Notabene zasialiśmy tymi kamizelkami spore zaniepokojenie u porannych kierowców – wyobraźcie sobie 30 osób w „policyjnych” kamizelach, z aparatami w rękach, na poboczu Wisłostrady.
Dojechały wreszcie nasze „modele”.
6 luksusowo wyposażonych autek (oraz niespodzianka, 240-ka jednego z uczestników) Z OGRZEWANIEM, zainstalowanym chyba wszędzie, co zostało przyjęte z aprobatą pozostałych członków grupy. Czar ciepełka prysł jednak gdy pootwierano okna i zaczęliśmy robić zdjęcia – w ruchu, w różnej maści lokalizacjach, wybranych wcześniej przez organizatorów.
Od wschodu słońca na Karowej po zalew Zegrzyński w południe.
W międzyczasie sprzeczając się z ochroną budynków, które ponoć są chronione przez prawa autorskie i nie wolno ich fotografować (ciekawe od kiedy?!)
Szybko zapomnieliśmy o śnie, zimnie i słocie. Było warto ze względów zarówno fotograficznych (choć tu zdania mogą być podzielone), towarzyskich jak też, co najważniejsze, terapeutycznych. Miło jest bowiem odkryć, że w swoim szaleństwie nie jest się osamotnionym.
No i w grupie cieplej…
Więcej o tym i innych fotospacerach:
http://www.fotospacery.pl/ a że strona w budowie to na FB