0

Nasi w Ekwadorze

Piotr i Sylwia Biegała w Ekwadorze na równiku
Piotr i Sylwia Biegała w Ekwadorze – na równiku
fot. Luis Umberto

Załoga Grzmiącego Rydwanu prysnęła do Ekwadoru, obala płaskoziemstwo i opowiada jak jest na równiku.

Piotr Diesel Biegała i jego Księżna Małżonka Sylwia, to duet znany w Warszawie i Piotrkowie Trybunalskim ze swych podróżniczych inklinacji. Pamiętacie ich wyprawy Grzmiącym Rydwanem (Żukiem) na Złombole i do Afryki? Nie? To poczytajcie: [LINK]
Tym razem skoczyli do Ekwadoru.

Piotr opowiada:

Wyprawę do Ekwadoru wymyśliłem pewnego lutowego poranka 2021 roku, a dokładnie to mi się chyba przyśniła. 😉 Postanowiłem zobaczyć świat w którym jeszcze nas nie było. Przekonanie Sylwii było banalnie łatwe – wystarczyło zapytać co by powiedziała na podróż do… a Ona jest już spakowana. 😉 Tak było i tym razem.

Dziś opowieść po tytułem:

3 dni w okolicy równika

To były bardzo mocne trzy dni.
Nasz doskonały przewodnik – Luis Umberto zapakował nas w piątek rano do swojego wozu i wywiózł gdzieeeeeś daleko 😉 Wyskoczyliśmy na objazd małych miasteczek wokół Quito i zaraz zaprezentuję garść spostrzeżeń z tego jak wygląda Ekwador poza stolicą. Jasne jest bowiem że Warszawa to nie Polska, a Quito to nie Ekwador.

Drogi

Jechaliśmy naprawdę niezłymi drogami. Zdarzała się i trzypasmowa autostrada zbudowana w 2 lata na naprawdę długim odcinku, przy której zakopianka może tylko zarumienić się ze wstydu. Raz że z powodu tempa budowy, a dwa – długości. I nie mówimy tutaj o zbudowaniu drogi na wysokości raptem może 1000 m, tylko niemal 3000 m n.p.m.

Jazda

No nic, jechało się doskonale.
Kierowcy południowoamerykańscy są temperamentni, lubią trąbnąć, nie żałują gazu, a znaki traktują z przymrużeniem oka. Jazda szalona, bardzo dynamiczna. Oczywiście nie byłbym sobą gdybym nie sprawdził jak odnajdę się w tym ruchu, więc zmieniłem Luisa za kółkiem i mogłem poczuć wyzwanie. Jako że w życiu przejechałem coś około miliona kilometrów, w 40 krajach, błyskawicznie się odnalazłem i z przyjemnością połykałem kilometry górskich wiraży. Niestety – nie zabrałem prawa jazdy z kwatery i przed kolejną kontrolą drogową musiałem oddać kółko. Tym niemniej zaliczona jazda na kontynencie amerykańskim.

Architektura

W napotkanych miasteczkach powtarzał się pewien schemat – główny plac na planie kwadratu, przy nim po jednej stronie kościół, przy pozostałych jakieś władze lokalne, etc. Na środku placu pomnik, dużo zieleni, mieszkańców i straganów wszelakich. Od placu odchodzą uliczki, przy nich również sklepy i stragany. Budownictwo ekwadorskie w takich małych miasteczkach to niemal kopia Albanii – tzw. rama H z żelbetu i  wypełnienie ścian cegłą lub bloczkami. Ale co ciekawe – wiele z tych domów ma ogromne okna, często z giętego szkła. Patrzyłem na to z podziwem, nawet jeśli ten typ architektury nie do końca trafia w mój gust. Prawie każdy domek ma na dachu wystające druty zbrojeniowe, bo oficjalnie budowa nie jest skończona, więc podatek od nieruchomości niższy.

1. raz

Udało nam się po raz pierwszy w życiu spróbować soku z trzciny cukrowej (nie rośnie w Ekwadorze w tym rejonie, ale jest popularna), takiego wyciskanego, oraz samodzielnie wysysać sok z miąższu trzciny. Fantastyczny smak, bardzo orzeźwiający i (kto by się spodziewał) słodki 😉
Cena? Jak zwykle – 1$

Sklepy

W małych miasteczkach te wszystkie sklepiki oferują absolutnie wszystko – mydło i  powidło, z pewną jednak specjalizacją. Jest sklep żelazny, jest coś w stylu warzywniaka, sklepu dla szewców który jednocześnie jest szewcem, itd. Do tego te straganiki, na których mamy rękodzieło przywożone z największego targu w Otavalo. W planach była wizyta w Otavalo, dlatego też niczego nie kupowaliśmy, czekając na ten największy targ Ameryki Południowej, zaplanowany na sobotę lub niedzielę.

Luis

Dzień był bardzo emocjonujący, gwałtownie wzrosło stężenie widoków, bo Luis wiedział co pokazać takim gringo jak my. Teraz parę słów o nim – to Polak z wyboru, Ekwadorczyk z urodzenia. Mieszkał 22 lata w Polsce i zapewne wiele z Was go widziało i słyszało jak grał muzykę andyjską, a jak dobrze poszukacie to pewnie i płytę w domu znajdziecie.  Aktualnie od kilku lat mieszka znowu w Ekwadorze i organizuje zwiedzanie Ekwadoru, Peru, Kolumbii dla polskich turystów. Jest bardzo otwartym człowiekiem i świetnym przewodnikiem. Dał nam trzy dni takiej dawki wrażeń że dzisiaj czujemy się nieco wypompowani z sił. 😉

Na równikach

Dzień kolejny – Luis zajeżdża po nas, ruszamy na Mitad del Mundo czyli równik.
Plan zakłada wyjazd dwudniowy, bo później mamy jechać do rodzinnego miasta Luisa – Otavalo właśnie, tam spać i wracać następnego dnia.

Równik, jak pamiętacie z lekcji religii czy geografii – to linia opasująca Ziemię dookoła. Oczywiście wirtualnie i znajduje się dokładnie w połowie odległości między biegunami. Jak ktoś wierzy w płaską ziemię to niestety ma problem.

W Quito równiki są dwa.
Pierwszy to ten starszy, wyznaczony klasycznymi metodami pomiarowymi i na nim jest okazały obiekt turystyczny, wraz z całą infrastrukturą służącą łupieniu klienta, a drugi jest 300 metrów dalej, gdzie precyzyjnie przy pomocy pomiarów GPS wyznaczono przebieg równika. Tam znajduje się muzeum kultur rdzennych. I od tego precyzyjniejszego równika zaczęliśmy zwiedzanie.

Cena za wstęp to 5$ od łebka, Luis jako rdzenny przewodnik nic oczywiście nie płacił i oprowadził nas po całym obiekcie. Są tam rozmaite rośliny charakterystyczne dla kraju, oraz mnóstwo obiektów typu – rekonstrukcja chaty amazońskiej, chaty z gór, mapy i wykresy pokazujące ile różnych rdzennych plemion mieszkało w Ekwadorze, wypchane zwierzęta, oraz spreparowane głowy wrogów.

Bardzo ciekawe miejsce, a na samym równiku – seria eksperymentów do wykonania – można postawić jajko na gwoździu (na jego łebku), wbitym na równiku. Oczywiście nie ma to nic wspólnego ze stwierdzeniem jakoby było to możliwe tylko na równiku – da się to zrobić wszędzie, kwestia cierpliwości i idealnego wyważenia środka ciężkości, ale ludzie z zapałem walczyli. Jest eksperyment z wodą która wypływając ze zlewu wiruje na jednej półkuli zgodnie z ruchem wskazówek zegara, a na drugiej odwrotnie. Zaś na równiku nie wiruje wcale. To też nie do końca prawda, ale efekt jest widowiskowy.  Można pospacerować po linii równika, próbując balansować ciałem z zamkniętymi oczami i trafić w linię.
Ogólnie rzecz biorąc – miejsce bardzo ciekawe i warte odwiedzenia.

Po jakiejś godzince przenieśliśmy się na ten starszy, mniej dokładny równik.
Tam też 5$ za wejście, z tym że od razu po wejściu rozpoczyna się łowienie klienta – są dziesiątki sklepików, galeryjek, restauracyjek a przed każdą naganiacz. Przebiliśmy się jednak do wieży gdzie znajduje się punkt widokowy. Wejście po schodach na chyba 9 piętro, po drodze do obejrzenia różne wystawy o Ekwadorze, jej ludności, zasobach, oraz o wyznaczaniu równika i budowie tego obiektu. Na szczycie taras widokowy z którego jest naprawdę fajna panorama.

Zaspokoiwszy potrzeby zdjęciowo – widokowe, zeszliśmy na dół popatrzeć na występy lokalnej grupy tanecznej. Bardzo fajny, dynamiczny pokaz a najlepsze że oni nawet zadyszki nie mieli, przy wysokości prawie 3000 metrów! Skakali, wirowali, tańczyli i nic. Padłbym… Ta część bardzo nam się podobała, wprost nie mogliśmy oderwać oczu od kolorów i ruchu, a do tego muzyka.

Posiłek

Zakończyliśmy zwiedzanie i skoczyliśmy do pobliskiej knajpki gdzie zdegustowałem lokalny przysmak – pieczoną na grillu świnkę morską. Tutaj to zwyczajne zwierzątko hodowlane i to jeszcze przed Kolumbem. Mięso jest delikatne, przypomina nieco królika lub indyka. Smaczna, nie powiem, zapewne chętnie zjem jeszcze nie raz póki tu jesteśmy. Aczkolwiek należy uważać i nie zamawiać całej – bo to wbrew pozorom bardzo duża porcja. Tam gdzie jedliśmy można było zamówić całą, połówkę lub ćwiartkę. Mi ćwiartka wystarczyła spokojnie.
Cena? Za całą 28$, ćwiartka 8$.

Otavalo

Już po zmroku dotarliśmy do oddalonego o ok. 100 km Otavalo i zrzuciliśmy bagaże w domu Luisa. Szybkie ogarnięcie i ruszamy w miasto. Nocne życie Otavalo nie różni się zbytnio od warszawskiego. Są fajne lokale z wystrojem którego nie powstydziłby się  żaden lokal w Polsce. Ceny powiedzmy że przyzwoite – trzy piwa w dobrej knajpce – 9 dolarów, przy czym butelki były 0.6 litra. Zwiedziliśmy kilka lokali, cały czas zamęczając naszego przewodnika pytaniami o Ekwador, życie w nim itp. Był niezmordowany, wszystko tłumaczył, opowiadał – super.

Następnego dnia rano obudziliśmy się wysoko na zboczu góry z przepięknym widokiem na Otavalo, wulkany, jezioro. Trudno było uwierzyć że tyle na raz widać, no ale jak się jest z nizin to… Widok porównałbym do tego który mieliśmy w Czarnogórze, śpiąc 1200 m nad Kolorem. Oszałamiający.

Targ

Spakowani, autobusem zjechaliśmy do centrum, gdzie wczoraj zostawiliśmy na strzeżonym parkingu auto. Zjedliśmy śniadanie i poszliśmy na targ rękodzieła. Jest on reklamowany jako największy targ tego typu w całej Ameryce Południowej, z tym że w soboty. A my byliśmy w niedzielę. 😉 Dzięki temu uniknęliśmy tłumów i setek dodatkowych straganów. A na nich jest wszystko. Cokolwiek sobie wymarzycie. Mały portfelik z motywem andyjskim? Proszę sobie wybrać. Może jakaś koszulka, albo  torebka? Też, oczywiście. Posrebrzana biżuteria, rzemyki, wyplatanki, co tylko zechcecie. No i poncza. A ja chciałem ponczo. 😉 Znalazłem po prostu doskonałe, mięciutkie, idealne. Cena za ten wełniany kocyk z kapturem? Wyjściowo 28$, finalnie po targach – 20$. Czyli po dzisiejszym kursie – stówka. Poncza są w rozmaitych wzorach, niekoniecznie ściśle rdzennych. Często też z pewnym przymrużeniem oka i moje jest właśnie takie – z tańczącym diabłem, takim jakiego widzieliśmy na równiku podczas tańca tamtejszego zespołu. Ideał. Przy okazji wyczaiłem niszę na rynku – nie było poncza z kapelami metalowymi 😉 Skoro były takie z północnoamerykańskimi Indianami, to czemu nie Behemoth? Importowałbym do Polski. 😉

Laguna Cuicocha

Kolejny przystanek – laguna Cuicocha. To kaldera wygasłego (ale podobno nie do końca) wulkanu, w której obecnie jest przepiękne jezioro. Wysokość to oczywiście niemal 3000 metrów. Jest to park narodowy, wjeżdża się za darmo, ale trzeba wypisać swoje dane do kajeciku. Nad samym jeziorem całkiem fajna infrastruktura, oczywiście straganiki, oczywiście handel.

Za 3$ można popłynąć łodzią i opłynąć wyspy na jeziorze. Skorzystaliśmy, a jakże. Po drodze łódka się zatrzymuje, pan opowiada o lagunie i o tym że to właśnie wulkan, etc. Głębokość nawet do 120 metrów. Rejs nie jest długi, ok. 20-25 minut, ale gratulowaliśmy sobie założenia puchówek. Wiało nieziemsko zimnym wiatrem.

Lagunę można obejść dookoła, zajmuje to ok. 5h, ale że nie przepadam za takimi atrakcjami – zrobiliśmy ok. 1/5 szlaku i wróciliśmy do auta. Widoki są przepiękne, woda ciemno turkusowa, przejrzysta. Widok zaskakujący dla takich nizinnych ludzi jak my.

Wodospad

Kolejny i praktycznie rzecz biorąc ostatni przystanek to ponownie Otavalo i znajdujący się tam wodospad, który jest dla niektórych ludów tutejszych ważnym elementem rytuałów. Wstęp płatny, a jakże, ale chyba po 1$ tylko. O tym że tam też były stragany i sklepiki nie wspomnę, traktujcie to jak pewnik. Za to dojście do wodospadu bardzo ciekawe, przez las, stromymi zboczami, a środkiem płynie woda z wodospadu. Bardzo ładny widok, zresztą na fotkach sami możecie ocenić.

Cały ten park bardzo nam się spodobał i krążyliśmy po nim ponad godzinę.
Są tam też baseny, z zimniutką wodą prosto z wodospadu – dla twardzieli.
Nie, nie jestem aż takim twardzielem 😉

Spadka

Do Quito wróciliśmy już po ciemku, czyli ok. 18:30, bo przypominam że tutaj słońce zachodzi zawsze o 18:00 😉
Luis zapewnił nam mocną dawkę wrażeń, kontaktu z lokalnymi atrakcjami, napełnił nas wiedzą bezcenną i dał mnóstwo wskazówek na dalszą część podróży, za co bardzo dziękujemy. No właśnie – w sobotę opuszczamy Quito i ruszamy samodzielnie eksplorować kraj – taki był plan. Dwa tygodnie przygotowań w stolicy, a potem jaaaaazda…

Polecanka

Jakbyście chcieli skorzystać z usług Luisa – to kontakt najprościej złapać na grupie Polacy w Ekwadorze, albo uderzyć wprost przez WhatsApp: +593960121234 lub na maila umbertospl@gmail.com.
My bardzo polecamy jego usługi – skroi wyjazd pod Wasze oczekiwania.

Zdjęcia

3 października 2022 21:00
[fbcomments]