Prezes Towarzystwa Miłośników Historii w Warszawie, dr hab. Robert Gawkowski opowiada o historycznych przepisach ruchu drogowego dla rowerzystów.
Z cyklu:
Stolica historii. Przedstawiają członkowie
Towarzystwa Miłośników Historii w Warszawie.
Odcinek LXV:
Regulamin dla cyklisty
sprzed wieku
opowiada dr hab. Robert Gawkowski
Już niebawem, nastanie wiosna a wraz z nią pojawią się tłumy cyklistów, korzystających z dróg miejskich, chodników i ścieżek rowerowych. Ożyje nie tylko przyroda, ale też dyskusja, kto ma racje: kierowca samochodowy czy kolarz, pieszy czy cyklista. Za mało wiem, by brać udziału w tej dyskusji, ale za to mogę opowiedzieć jak to z przepisami dla cyklistów drzewiej bywało.
Był koniec XIX w., gdy w Warszawie cyklistów zaczęto dostrzegać. Według rosyjskiej ustawy z 1893 r. każdy „kołowiec” (tak czasami ich wtedy nazywano) mógł jeździć tylko wyznaczonymi ulicami. Niektóre z ulic były dozwolone dla rowerów tylko w pewnych godzinach. Dużo więcej swobody cykliści mieli poza rogatkami miasta.
W 1896 roku wyszedł okólnik policmajstra, który wreszcie zezwolił aby rowerzyści (którzy ukończyli 17 lat) mogli jeździć po wszystkich ulicach Warszawy, ale musieli przestrzegać praw. A zatem: musieli mieć swoiste prawo jazdy, rower zarejestrowany i jechać „ze średnią” prędkością. Co oznaczała „średnia prędkość” – niestety nie wiemy.
Ciekawy był zapis o stroju cyklisty. Otóż na ulicy nie mógł się pojawić „w ubiorze zwracającym uwagę” lub w strojach wyścigowych. Zabraniano także używać dzwonka bez uzasadnienia, oraz ścigania się na ulicach. Dużo miejsca poświęcono wyprzedzania rowerem furmanek. Otóż:
W razie niepokoju koni przy ukazaniu się cyklisty, cyklista zobowiązany jest zejść z welocypedu i w miarę możliwości ukryć go przed wylęknionym koniem.
Na początku XX w. na ulicach Warszawy pojawił się automobil, co zwolna rodziło nowe problemy, którym trzema było zaradzić. W latach wolnej Polski, czyli po 1918 roku, samochodów, tak zresztą jak i rowerów, było bardzo mało. Według roczników statystycznych w 1938 r. rowerów w ponad milionowej Warszawie było tylko niespełna 40 tysięcy, samochodów zaś ok. 10 tysięcy.
Zapewne niektórzy słuchacze będą zaskoczeni, ale po stołecznych ulicach wolno było jechać z prędkością tylko 30 km/h. Dlatego zdarzało się, że cykliści wyprzedzali samochody! Przepisy z 1936 roku mówiły jasno:
nie wolno na rowerze wyprzedzać pojazdów na sygnale takich jak karetka pogotowia czy straż ogniowa.
Cudacznie wręcz wyglądał zapis, o zakazie wyprzedzania przez cyklistów … „limuzyny prezydenta i jego obstawy”!
Dziś rowerzyści nie mają szans wyprzedzić samochody prezydenta, czy karetki na sygnale. Nie ma też obowiązku tablic rejestracyjnych i kart rowerzysty. A rowerów w Warszawie jest zapewne tyle ilu mieszkańców.
Szerokiej drogi cyklisto!
Dr hab. Robert Gawkowski
Historyk i archiwista publikujący głównie o dziejach sportu w II RP. Jest też znawcą historii Warszawy.
W 2014 roku za książkę „Krybar. Uniwersytet w cieniu powstańczych walk” otrzymał nagrodę KLIO.
W 2014-17 był członkiem Rektorskiego Komitetu Obchodów 200-lecia Uniwersytetu Warszawskiego.
Od 8 lat zasiada w jury konkursu varsavianów im. Hanny Szwankowskiej.
Od stycznia 2023 r. kieruje oddziałem naukowo-wystawienniczym Muzeum Sportu i Turystyki
Od kwietnia 2022 jest prezesem TMH.
Członkiem Towarzystwa jest od 16 lat.
Podcast Radia Kolor
3:19 min.
Zobacz też inne odcinki cyklu:
- Lista odcinków: [LINK]