Chcemy przede wszystkim bezpiecznie wozić ludzi i godnie reprezentować naszą firmę – pisze do „Klaksonu” kierowca nr 774.
Ogromna większość z nas nie chce (niektórzy nie potrafią) kłócić się z pasażerami. Może dałoby się zmodyfikować tak regulamin przewozowy, aby był bardziej zrozumiały dla wszystkich? Może dałoby się wprowadzić oznaczenia graficzne w autobusach, które byłyby czytelne i zredukowałyby konflikty pasażer – kierowca?
Oto pytania, które stawia autor listu i które nie powinny pozostać bez odpowiedzi, bo życie samo je dyktuje każdego dnia. Kierowca przytacza zdarzenie, w którym niedawno wziął udział.
Majowe słoneczne popołudnie – kraniec Os. Derby, linia 527.
Dwie minuty przed odjazdem do autobusu wsiadło pięcioro rozbawionych rowerzystów wraz ze swoimi stalowymi rumakami zajęli całą przestrzeń bagażową (i nie tylko) naprzeciwko drugich drzwi.
Postanowiłem interweniować.
Poprosiłem, aby trzy rowery opuściły pojazd, a pozostałym dwom pozwoliłem na jazdę do momentu, gdy do autobusu wsiądzie matka z wózkiem dziecięcym (co w tym słonecznym, spacerowym dniu było niemal pewne) i wtedy rozpętała się burza. Młoda kobieta w imieniu całej piątki rowerzystów oznajmiła mi, że w regulaminie przewozów nie ma takiego paragrafu, gdzie jest jasno i wyraźnie napisane, że trzy rowery powinny opuścić pojazd. Nie ma też żadnej wywieszki ani znaku graficznego w autobusie. Moje prośby i perswazje nie skutkowały. Prowodyrka rowerzystów w tym czasie nakręcała całą grupę, która ani myślała opuścić pojazd.Poinformowałem o zdarzeniu CR poprzez łączność alarmową.
Dyspozytor oznajmił mi, że wzywa Straż Miejską i tę informację przekazałem pasażerom. Ale rowerzystów to nie zraziło i dalej obstawali przy swoim. Wtedy do akcji wkroczyli pozostali pasażerowie, którym nie podobało się to, że autobus stoi, a nie jedzie.
I o dziwo, stanęli w mojej obronie – atakując słownie rowerzystów i próbując wytłumaczyć im zasady regulaminu przewozów.
Atmosfera stawała się coraz bardziej napięta i nieprzyjemna. Jedni i drudzy zaczęli robić sobie nawzajem zdjęcia i filmować się telefonami. Po trwającej ok 15 min. awanturze rowerzyści ustąpili i opuścili pojazd, ale mój autobus wypadł z rozkładu, a na trasę wyjechała rezerwa.Ja sam zdenerwowałem się sytuacją, która była dla mnie bardzo stresującym zdarzeniem. I może to i dobrze, że ta rezerwa wyjechała z zakładu, bo przecież najważniejsze w naszej pracy jest bezpieczeństwo pasażerów.
Nie minęły 24-godziny, a mój zmiennik przed Nowodworami został obrzucony epitetami przez pasażerkę – rowerzystkę, której nie wpuścił do autobusu, bo przestrzeń bagażowa była zajęta przez duży wózek dziecięcy. Pokazała mu kilkukrotnie środkowy palec – czego byłem naocznym świadkiem, ponieważ za kilka przystanków miałem go zmienić.
Dlatego mam wielką prośbę w imieniu wszystkich kierowców (za pośrednictwem „Klaksonu”) do osób decyzyjnych w naszej spółce. Pomóżcie! Nasze społeczeństwo jest tak skonstruowane, że jeśli nie ma wyraźnego zakazu – to znaczy że można wszystko. Co tam paragrafy i przepisy, co tam zarządzenia, co tam kierowca, który wydaje jasne komunikaty – niech sobie mówi, a my i tak wiemy swoje. Ostatnio bardzo nasiliły się konflikty i spięcia między nami kierowcami autobusów a pasażerami, w szczególności tymi, którzy przewożą rowery. Może pomogłoby oznakowanie w postaci naklejanych ikonek, które pokazywałyby rowerzyście kiedy może zająć miejsce w autobusie?
Artykuł ukazał się w numerze 5/2015 (80) pisma pracowników MZA i sympatyków komunikacji miejskiej Klakson.
Opublikowaliśmy we współpracy z MZA
Od redakcji Warszawa.pl
Od kiedy w Warszawie lobby rowerzystów ma duży wpływ na decyzje urzędników i zniesiono opłaty za przewóz ich pojazdów, rozwydrzenie i arogancja rowerzystów daje się we znaki pasażerom na co dzień.
Kilka zdjęć,
które ledwie sygnalizują problemy z rowerzystami.
Zdjęcia nie są pozowane.
- Jazda rowerem w autobusie
- Z rowerem w autobusie
- Z rowerem w autobusie
- Parkowanie roweru
- Parkowanie roweru
- Z rowerem w tramwaju