Nawałnica przerwała finał XIII Festiwalu Warszawa Singera, ale Roman Soroczyński opisuje inne atrakcje imprezy.
Przez dziewięć dni, kiedy w Warszawie odbywały się imprezy XIII Festiwalu Warszawa Singera (27 sierpnia – 4 września 2016 roku), panowała piękna pogoda. Bez przeszkód zatem można było korzystać z plenerowej oferty Festiwalu. Wydawało się, że deszcz, który spadł po popołudniu w niedzielę, 4 września, był swoistym dopełnieniem. Zatem widzowie, którzy pojawili się na placu Grzybowskim, by obejrzeć finałowy koncert Festiwalu, sądzili, że dobra pogoda utrzyma się do końca imprezy. Ale nic z tego! W trakcie czwartego czy piątego utworu, wykonywanego przez znakomity zespół THE KLEZMATICS, zerwała się nawałnica, która przerwała koncert.

Jednak to nie nawałnica wystąpiła w roli głównej podczas XIII Festiwalu Warszawa Singera. Wróćmy zatem do początku. Nie sposób opisać wszystkie przedsięwzięcia realizowane podczas imprezy. Nie dało się też wszystkiego obejrzeć: człowiek musiałby teleportować się, i to wielokrotnie.

Już w piątek, 27 sierpnia, na scenie Teatru Polskiego, zaprezentowano spektakl/performance Matki. Opowiada on o matkach, które – w obliczu zagłady – decydowały się na różne sposoby przekazywania czy przemycania dzieci w bezpieczniejsze miejsca. Zastanawiano się, co musiały czuć matki, które przekazywały dzieci, a same szły na śmierć. Podkreślano rozterki, a zarazem odwagę, „drugich” matek. Widzowie wysłuchali opowieści „dzieci z koszyków”, które najczęściej dowiadywały się o swoim żydowskim pochodzeniu długo po zakończeniu wojny, kiedy to były już dorosłe. Część widzów przy wejściu otrzymywała cegły, a na scenie były zalążki murów. W czasie spektaklu nie wykorzystano cegieł z widowni, sądzę więc, że miały one symbolizować wyrwy w murze getta, umożliwiające przekazywanie dzieci. Bo przecież równie dobrze można było zbudować kolejny mur! Tylko komu i czemu miałby on służyć?

Takie mury z całą pewnością poprawiały samopoczucie SS-Obersturmbannführera Adolfa Eichmanna. Jego zeznania, zaprezentowane na scenie Teatru Kwadrat podczas spektaklu Eichmann, budziły wielką grozę. Z kolei Blizny pamięci. Rzecz o Janie Karskim skłaniały do rozważań nad wartością życia jednego człowieka i granicami ludzkiej wytrzymałości, a z drugiej strony nad podłością polityków, którzy – w imię interesu reprezentowanej/???/ przez nich grupy – zapominali o głoszonych przez siebie ideałach wolności i sprawiedliwości.

Do innej refleksji skłaniali widzów Aktorzy Żydowscy, którzy próbowali odpowiedzieć na pytania o sens własnych porażek, zdefiniować rolę aktora, zastanowić się na istotą miejsca gry, a jednocześnie dali popis aktorskich umiejętności aktorów Teatru Żydowskiego.
Jeśli mowa o umiejętnościach, to nie sposób odnotować, że istotną częścią przedsięwzięcia była muzyka. Jej wykonawcy zachwycali bez względu na to, jaki rodzaj muzyki uprawiali. Oczywiście, festiwal kultury żydowskiej nie mógł obyć się bez muzyki klezmerskiej. Panowała ona między innymi w czasie Nocy Klezmerów, podczas której zagrały zespoły HAMSA z Wielkiej Brytanii oraz RZESZÓW KLEZMER BAND & Przyjaciele. Szczególny zachwyt widzów wzbudził genialny klarnecista Merlin Shepherd.

Z niecierpliwością czekałem na plenerowe Requiem Wolfganga Amadeusza Mozarta w wykonaniu Warszawskiej Opery Kameralnej. Utwór został skomponowany w 1791 roku, ale jego wymowa jest aktualna. W dodatku koncert został wzbogacony o występy pantomimiczne ilustrujące tragedię więźniów obozów koncentracyjnych. Było to pierwsze wykonanie Requiem na Placu Grzybowskim i przyznam, że nie przeszkadzały mi odgłosy ulicy. Natomiast irytujące było to, że z budynku – nomen omen – Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Żydów dobiegał hałas powodowany przez wiertarkę. Czy naprawdę nie można było skoordynować terminów?
Wielkie zainteresowanie budziła trzecia edycja Singer Jazz Festival. Jego dyrektor artystyczny, Adam Baruch, zaprosił do udziału tuzy muzyki jazzowej i okołojazzowej. O ile otwarcie Festiwalu nastąpiło w Synagodze Nożyków, o tyle większość artystów wystąpiła w Teatrze Kwadrat. Celowo nie wymieniam nazwisk osób pojawiających się na scenach: nie chcę zanudzić P.T. Czytelników zbyt długim artykułem. Dlatego obiecałem sobie, że wrócę do opisu Singer Jazz Festival.
Jeszcze jednak nadmienię, że i miłośnicy literatury też mogli znaleźć wiele interesujących wydarzeń. Z całą pewnością należało do nich spotkanie poświęcone premierze książki Rodowód, napisanej przez Ester Kreitman, której … braćmi byli: patron Festiwalu – Isaac Bashevis Singer i Israel Jehoszua Singer. Dzięki młodej tłumaczce, Natalii Moskal, jest szansa, że kolejna osoba z rodu Singerów zostanie przywrócona pamięci Polaków. Warto również wspomnieć o cyklu „Czytelnia pisarzy żydowskich: Mistrzowie czytają”. W tej edycji Festiwalu wystąpili: Olgierd Łukaszewicz prezentujący Monisza Icchoka Lejbusza Pereca oraz Janusz Gajos emocjonalnie interpretujący Pieśń nad pieśniami Szolema Alejchema. Nie bez kozery wprowadzający widzów w tematykę spotkań aktor Teatru Żydowskiego, Wojciech Wiliński, powiedział, że cykl powinien nazywać się „ARCYMistrzowie czytają”!

Uważny Czytelnik zwróci uwagę, że opisywane imprezy odbywały się w różnych miejscach, ale nie w Teatrze Żydowskim. No cóż! Teatr musiał wyprowadzić się ze swojej siedziby. Na szczęście dyrekcje Teatru Polskiego i Teatru Kwadrat użyczyły swoich pomieszczeń, zaś pracownicy tych teatrów w profesjonalny sposób obsługiwali imprezy. Wsparcie okazane przez Andrzeja Nejmana oraz Andrzeja Seweryna stanowią główny powód, dla którego tak dobrze będziemy wspominać tę edycję – powiedziała Gołda Tencer, Dyrektor Festiwalu. Pani Gołda podziękowała również widzom. W tym miejscu nie mogę oprzeć się pewnej refleksji. Otóż, podczas niektórych spektakli i koncertów miejsca na widowni nie były wykorzystane do końca. Dlaczego? Sądzę, że organizator – Fundacja Shalom – rozdysponował dosyć dużą ilość zaproszeń. A praktyka wskazuje, że nie wszyscy cenią to, co otrzymują za darmo. Może więc warto rozważyć, aby zaproszenia były przekazywane za choćby symboliczną opłatą?

Oczywiście, na niektórych wydarzeniach zjawiał się nadkomplet widzów. Uważnie obserwowałem, jak sobie z tym radzą organizatorzy. Wysoko ceniłem sobie ich spokój i opanowanie. W dodatku zawsze potrafili wyczarować miejsca dla przedstawicieli mediów. I tu mała prywata: osobiście dużo zawdzięczam panu Grzegorzowi Kieniksmanowi, który zawsze był na miejscu.