0

„Ojciec” Floriana Zellera

Ojciec i Córka - Marian Opania i Małgorzata Schejbal
Ojciec i Córka – Marian Opania i Magdalena Schejbal
fot. Krzysztof Bieliński/ materiały Teatru

W sobotę, 8 kwietnia w Teatrze Ateneum odbyła się premiera sztuki „Ojciec” Floriana Zellera.

Tekst autorstwa francuskiego dramaturga nie jest łatwy. Mimo kilku komediowych akcentów jest to poruszająca opowieść o czymś, co nieraz towarzyszy starości, a co zwiemy demencją. O nieodwracalnych zmianach w mózgu, które samodzielnego do tej pory człowieka czynią wymagającą opieki niedołężną istotą. A także o tym, jaka ta pomoc potrafi być trudna, kiedy opiekun spotyka się z agresją, manią prześladowczą, posądzaniem samego siebie lub swoich najbliższych o bycie manipulatorami, złodziejami, itp.

Reżyser spektaklu, Iwona Kempa, mówiła przed premierą:

Zeller nie nazywa tej choroby, ale obserwując głównego bohatera możemy wysnuć wniosek, że jest to pewien rodzaj choroby degeneracyjnej mózgu, powodującej, że człowiek nie rozpoznaje miejsc, bliskich sobie osób, czasu, ani miejsca, w którym się znajduje. Traci kontrolę nad rzeczywistością, w której się porusza, by w końcu stracić poczucie własnej tożsamości.

Ukazało się już kilka recenzji podejmujących dyskusję o treści przedstawienia. W przypadku Ojca warto jednak zwrócić uwagę także na inny aspekt. Ten czysto teatralny.

Otóż wybierając się na ten spektakl można się na widowni sceny przy Jaracza poczuć jak w dawnym Ateneum, tym z czasów Janusza Warmińskiego i Gustawa Holoubka. W Ateneum z czasów, w których przedstawienia miały na celu pobudzić widza przede wszystkim do myślenia, a nie „rozwalić” go emocjonalnie. Nie znaczy to wcale, że przedstawienia z tamtych lat oraz Ojciec to sztuki nie poruszające. Bynajmniej! Każdy, kto miał z wiekowym członkiem swojej rodziny podobne doświadczenia, a także każdy inny wrażliwy widz wyjdzie z teatru poruszony. Ale poruszony, a nie zszargany. Nie zeszmacony i nie opluty. A przede wszystkim – zachęcony do pomyślenia.

Do tego dochodzi wyśmienite wręcz aktorstwo. Marian Opania, Magdalena Schejbal i Przemysław Bluszcz są wspaniali. Pozostali (Dariusz Wnuk, Paulina Gałązka oraz Małgorzata Mikołajczak w dublurze z Pauliną Kondrak) w mniejszych nieco rolach – nie mniej kapitalni. Jaka to przyjemność patrzeć na aktorów, którzy grają! Właśnie – GRAJĄ, a nie tarzają się po scenie, skaczą, ryczą, wyją, plują, bluzgają, pokazują genitalia, w najmniej pasujących momentach jedzą tik-taki czy żują gumę.

Jak miło widzieć aktorów „na pierwszym planie”, a nie będących jedynie tłem dla pomysłów reżysera. Pomysłów zrozumiałych tylko dla niego samego i kręcącej się wokół niego świty cmokierów. Jak miło siedzieć na balkonie – i słyszeć każde słowo aktora, a nie wytężać słuch, by i tak nic nie usłyszeć, bo drących się do mikroportów wykonawców tak czy owak zagłuszają wydziwaczone efekty dźwiękowe. Jak miło widzieć sztukę, którą reżyser wiedzący czego chce wyreżyserował, a nie poskładał z jakichś kawałeczków, które podsunął mu jego „dramaturg”.

Nie chcę przez to powiedzieć, że inne przedstawienia Ateneum grzeszą wymienionymi powyżej mankamentami. Ateneum to akurat wciąż ostoja dobrego aktorstwa i dobrego teatru. Ale właśnie w przypadku „Ojca” ten aspekt jest szczególnie uderzający. Zwłaszcza dla kogoś, kto Ateneum Warmińskiego i Holoubka pamięta.

Do listy rzeczy do pochwalenia dopisać trzeba koniecznie oszczędną scenografię i kostiumy autorstwa Justyny Elminowskiej, świetną reżyserię świateł i nienachalne, idealnie trafione efekty wizualne Mateusza Wajdy oraz niepokojącą oprawę muzyczną, którą opracowała sama Iwona Kempa.

Teatr Ateneum pokazał, że sięgając po dobry tekst i mając do dyspozycji świetnych aktorów i dobrego reżysera można stworzyć przedstawienie znakomite. Na długo zapadające w pamięć. Bez „pisania na scenie”, bez skandalu, bez pseudo-nowinkarstwa. Oby więcej takich przedstawień! Na Jaracza i we wszystkich innych teatrach!

Zobacz też:

  • Recenzję Romana Soroczyńskiego [LINK]
26 kwietnia 2017 16:24
[fbcomments]