0

Spiętrzenie niedorzeczności

Ana de Armas – Rekiny Wojny
fot. Materiały dystrybutora

W sieci kin Multikino atrakcyjnie zapowiadający się film, z nie do końca trafnie przetłumaczonym polskim tytułem: „Rekiny wojny”.

Oryginalny tytuł: War Dogs

Jednak już początek filmu odkrywa przed widzami właściwą tematykę. Jak mawiał Napoleon Bonaparte, żeby prowadzić wojnę potrzeba trzech rzeczy: pieniędzy, pieniędzy, i jeszcze raz pieniędzy. I w ten rynek zainwestował bohater i narrator „Rekinów wojny”. Co prawa jeszcze kilka lat wcześniej był masażystą bogatych ludzi (z też przyzwoitą gażą 75 dolarów za godzinę), ale przypadkowo spotkany na pogrzebie przyjaciel z lat młodości zmienia jego życie.

Tematykę handlu bronią znamy z bardzo popularnego na polskich ekranach filmu z Nicholasem Cage „Pan życia i śmierci”. Niestety „Rekiny wojny” wypadają na tym tle tak blado jak polskie komedie romantyczne do „Przeminęło z wiatrem”, głównie z uwagi na niedociągnięcia scenariuszowe.

Film w reżyserii Todda Phillipsa (kojarzony bardziej z absurdalną, ale pomysłową trylogią filmów Kac Vegas), oparty jest na książce kanadyjskiego dziennikarza Guya Lawsona, reklamowany jest jako historia oparta na faktach. Trudno jednak o bardziej niedorzeczny scenariusz odnoszący się do prawdziwym wydarzeń. Sprzeczności zaczynają się od samej motywacji bohatera (czy aby naprawdę zarobek w wysokości 85 dolarów za godzinę nie wystarcza na wychowanie dziecka w Stanach Zjednoczonych?), poprzez naiwność jego małżonki (święcie wierzącej że jej małżonek robi tak wielkie pieniądze sprzedając pościel), aż po zdradzanie tajemnic przedstawicieli armii amerykańskiej organizującej przetarg (ujawnianie informacji o wartości ofert). Im dalej w las tym nieprawdopodobnych pomysłów trzech scenarzystów coraz więcej.

Jedyną radę jaką można dać widzom to: nie wnikanie w same niuanse roztaczane przez scenarzystów, a rozkoszowanie się całkiem przyzwoitą realizacją całości. „Rekiny wojny” są bowiem filmem dynamicznym, wydarzenia – czytaj „kariera i upadek bohaterów” – zmieniają się jak w kalejdoskopie. Jest kilka bardzo dobrych scen np. wizyta „handlowa” w Albanii, czy też 52-piętrowa rozmowa wspólników w windzie zakończona niemiłą niespodzianką.

Największą zaletą filmu jest jednak doskonałe wpasowanie do poszczególnych scen utworów muzycznych. To właśnie ta warstwa sprawia, że wizyta w kinie na „Rekinach wojny” jest – mimo tak wielu niedociągnięć – przyjemnością.

Ocena? 5/10

„Rekiny wojny” – zwiastun

20 sierpnia 2016 00:45
[fbcomments]