Podobno Powiśle otrzymało wielką szansę – II linię metra. I jest to poniekąd prawda, bo w rzeczy samej stacja Centrum Nauki Kopernik zlokalizowana jest właśnie w tej części miasta. Ceną za ten przywilej stało się jednak zredukowanie komunikacji naziemnej do absolutnego minimum.
Jak pokazuje przykład wielu europejskich metropolii funkcjonowanie metra nie jest powodem uszczuplenia połączeń naziemnych. Nie są to środki transportu wzajemnie się wykluczające, a raczej współistniejące. Tymczasem w Warszawie dzieje się dokładnie odwrotnie. Otwarcie II linii metra było pretekstem do totalnej przebudowy naziemnego transportu z całkowitym pominięciem potrzeb mieszkańców.
Transport podziemny znakomicie się sprawdza w komunikacji na większe odległości. Tymczasem ruch lokalny rządzi się całkowicie innymi prawami. Nikt bowiem nie będzie szedł przez pół dzielnicy aby zejść do kolejki (kolejne kilometry przejść i korytarzy) aby przemieścić na niewielką odległość. Szczególnie dotyczy to osób starszych, niepełnosprawnych czy matek z dziećmi i kobiet w ciąży. Dla nich ważne są połączenia komunikacyjne blisko miejsca zamieszkania. Czyli łatwo osiągalne i sprawnie funkcjonujące.
Symptomatyczna jest nazwa powiślańskiej stacji metra. Miała nazywać się „Powiśle”, tymczasem ma nazwę od obiektu znajdującego się na opłotkach tej części miasta. Dedykowana jest turystom. Osobom zainteresowanym CNK i ewentualnie tym , których przyciągają nadwiślańskie bulwary. Mieszkańcy Powiśla zostali wyrugowani nawet z jej nazwy. Są tylko kłopotliwym dodatkiem do odległej stacji, która jest (zgodnie ze statystykami) najmniej uczęszczana ze wszystkich na II linii metra.
Nic zatem dziwnego, że mieszkańcy Powiśla zaczynają się buntować. Dostali co prawda metro, ale w codziennym życiu ono dla nich w zasadzie nie istnieje. Pozostała natomiast szczątkowa komunikacja autobusowa, która nie zaspokaja ich codziennych potrzeb. Obydwie linie autobusowe (102 i 105) jadą tą samą trasą czyli skręcają w Krakowskie Przedmieście a w dodatku kursują z częstotliwością wręcz śmieszną. Tymczasem przynajmniej jedna z nich powinna „dublować” linię metra, czyli jechać wzdłuż ulicy Świętokrzyskiej. Dodając do tego permanentny korek na Tamce (po niefortunnej przebudowie ul. Świętokrzyskiej) – wydostanie się z Powiśla graniczy z cudem.
Drugim argumentem za uszczupleniem powiślańskiej komunikacji było to, iż wiele linii tramwajowych i autobusowych znajduje się na Moście Poniatowskiego. Jest to fantastyczna linia komunikacyjna. Pod jednym warunkiem – , że podróżny jest młody, silny i zdrowy. Oraz, że nie posiada dzieci w wózku. Most jest barierą architektoniczną nie do przebrnięcia. Aby dostać się na przystanek należy bowiem wejść po setkach stopni schodów i wdrapać się na górę. W dodatku kładki prowadzące na przystanki są słabo oświetlone, brudne i niebezpieczne. O ich monitoring od lat nikt nie jest w stanie się dobić. Tak samo jak o windy.
W ostatnich latach zmian w komunikacji na Powiślu było już tyle, że nikt już nie jest w stanie za nimi nadążyć. Jedne linie znikają, inne się pojawiają. Dobre rozwiązania są zastępowane przez kompletne nieporozumienia jak na przykład linia 127. Co prawda zbiera ona pasażerów z tych części Powiśla, które dotychczas były komunikacji pozbawione (po poprzednich zmianach), ale po wjechaniu Książęcą w górę autobus staje w korku na Placu Trzech Krzyży a następnie na Rondzie de Gaulle’a. I zanim ruszy dalej Alejami Jerozolimskimi tkwi bez ruchu tak długo, że byłoby szybciej wysiąść i przejść na piechotę.
Nie będzie zatem przesadą stwierdzenie, że Powiśle stało się komunikacyjną „czarną dziurą”. Będąc częścią Śródmieścia zostało totalnie odizolowanie od reszty miasta. Nie da się z niego dojechać sprawnie i szybko ani do ścisłego centrum ani np. na Gocław. Priorytet otrzymali studenci (bywalcy BUW), ale już zwykli zjadacze powiślańskiego chleba są kompletnie ignorowani. I dzieje się tak pomimo wniosków śródmiejskich radnych i samorządowców Rady Warszawy.
Miejska polityka zmierza do wyeliminowania w ruchu lokalnym samochodów osobowych. Ale jak tego dokonać robiąc coraz bardziej dotkliwe cięcia w lokalnej komunikacji naziemnej? Tego nie da się pogodzić. Mieszkańcy muszą mieć alternatywę. Tymczasem są jej systematycznie pozbawiani. Nie każdy przesiądzie się na rower. I nie każdy „da z buta” pod górkę. Dostosować się są w stanie tylko młodzi i sprawni. Cała reszta pozostaje w przysłowiowej „czarnej d.”
Z przykrością muszę stwierdzić, że Powiśle stało się „czarną dziurą” na komunikacyjnej mapie Warszawy.