Od dnia pożaru Mostu Łazienkowskiego zadawane jest pytanie dlaczego przeprawa ta nie była odpowiednio chroniona jako obiekt strategiczny dla miasta?
W świetle przepisów prawa i stosownych procedur odpowiedź jest dość prosta. Most ten nie należy (nie ma ku temu podstaw) do I kategorii obiektów o szczególnym znaczeniu dla bezpieczeństwa i obronności państwa (Rozporządzenie Rady Ministrów z dnia 24 czerwca 2003 r. w sprawie obiektów szczególnie ważnych dla bezpieczeństwa i obronności państwa oraz ich szczególnej ochrony: LINK). Nie jest również zaliczony do tzw. infrastruktury krytycznej (ustawa z dnia 26 kwietnia 2007 r. o zarządzaniu kryzysowym: LINK).
Ponieważ Most Łazienkowski nie należy ani do jednej ani drugiej kategorii obiektów wymagających wyjątkowego zabezpieczenia, wobec powyższego nie jest i nie musi być – w świetle zapisów prawa – ani monitorowany ani tym bardziej w jakikolwiek wyjątkowy sposób chroniony.
Mosty
Nie znaczy to wcale, iż mostami nikt się nie interesuje. Są one elementami miejskiej infrastruktury drogowej i jako takie są pod stałym monitoringiem stosownych służb miejskich. Są również ubezpieczone na okoliczności różnych ryzyk, w tym również pożaru.
Stałej ochrony przeciwpożarowej mosty nie potrzebują, gdyż ryzyko takiego zdarzenia jest minimalne ( na przestrzeni ostatnich czterdziestu lat pożary mostów zdarzyły się zaledwie trzy lub cztery razy). Nigdzie, zresztą, na świecie nie zabezpiecza się mostów w jakiś szczególny czy wyjątkowy sposób. Zdarza się jedynie, że są zastosowane klasyczne metody przeciwpożarowe w postaci czujników dymu i ognia, gdy pod przeprawą są poprowadzone kable lub inne instalacje.
Pożar
Warto przy tym wspomnieć, że pożar Mostu Łazienkowskiego wydarzył się w czasie, gdy trwały prace związane z przebudową drewnianego pomostu technologicznego (który pozbawiony był akurat azbestowych osłon przeciwpożarowych). Zaś z technicznego punktu widzenia to właściwie nie tyle most się palił ( jego stalowa i żelbetowa konstrukcja) a pomost podwieszony pod mostem.
Monitoring
Obecnie na czterech warszawskich mostach jest system monitoringu miejskiego, którego celem jest zapewnienie bezpieczeństwa mieszkańcom. Miejsca ustawienia kamer są ustalane na podstawie policyjnych statystyk, głównie na potrzeby komisariatu rzecznego. Są to mosty: Poniatowskiego, Świętokrzyski, Gdański oraz Śląsko-Dąbrowski.
Odpowiedzialność
Być może, mimo wszystko, zasadne jest jednak pytanie o odpowiedzialność za to co się stało. Oraz czy warszawskie mosty nie powinny być jednak pod szczególna ochroną miejskich służb?
Pożar wybuchł pod mostem w miejscu, które było przeznaczone na zaplecze budowy. Teren ten został przekazany wykonawcy i do niego należało jego zabezpieczenie i ochrona. Formalnie więc rzecz biorąc za pożar odpowiada wyłącznie zarządca terenu, czyli firma budowlana.
Ale most jest przecież elementem miejskiej infrastruktury. I ma gospodarza, czyli władze miasta. A ten gospodarz powinien dołożyć wszelkiej staranności aby wyeliminować prawdopodobieństwo zniszczenia tak ważnego obiektu. Trudno tu mówić jednoznacznie o winie. A jedynie o zaniechaniu. Bo jeśli doszło do podpalenia to znaczy, że obecny poziom monitoringu przez miejskie służby, jest niewystarczający.
Wniosek
Zatem, wniosek jest jeden. Mosty powinny być jednak pod szczególną ochroną. I to nie dlatego, że coś im grozi, ale dlatego, że wyeliminowanie któregokolwiek wprowadza chaos komunikacyjny i paraliż miasta. A co do winnego – wiele osób i instytucji nie wykazało się wystarczającą wyobraźnią.