Derby Polski dla Legii. Widzew pokonany. Nie brakowało złośliwości i na boisku i na trybunach.
Legia do kolejnej ligowej potyczki przystąpiła raptem mniej niż trzy doby po ostatnim rzucie karnym w meczu dającym awans do Ligi Konferencji Europy. O rozprężeniu nie mogło być jednak mowy, bo lider może obecnie nie najsilniejszy ale jakże prestiżowy.
Wynik meczu otworzył, już w 5 minucie, zdecydowanie najlepszy na boisku Ernest Muçi po podaniu od własnego bramkarza Kacpra Tobiasza. Zadowoleni z takiego obrotu sprawy gospodarze spuścili z tonu. Widzew wykorzystał to pod koniec pierwszej połowy. Co ciekawe wyrównanie padło również po asyście bramkarza – tym razem Henricha Ravasa, a strzelcem gola napastnik Widzewa Jordi Sánchez. Wojskowi powinni jeszcze przed przerwą odpowiedzieć, ale po podaniu Pawła Wszołka fatalnie skiksował Maciej Rosołek.
Druga połowę z wysokiego W rozpoczął Widzew.
Jordi Sánchez ponownie stanął oko w oko z bramkarzem Legii, ale tym razem nie wcelował w światło bramki. To był zwrotny moment meczu. Od tej pory niepodzielnie na boisku panowali Legioniści. Przewagę udokumentował, ktożby inny, jak nie Ernest Muçi. Dzieła zniszczenia dopełnił w doliczonym czasie gry kapitan Josué pewnie egzekwując rzut karny.
Zwycięstwo dało Legii awans na pozycję lidera, mimo że stołeczna drużyna ma jeszcze w zapasie zaległe mecze.
Jak przystało na mecz Legia – Widzew, nie mniej ciekawie niż na boisku było na trybunach. Kibice obu drużyn głośnym dopingiem wspierali swoich ulubieńców… z przerwami na wzajemne złośliwości. Goście poświęcili czas na stworzenie transparentu ośmieszającego legijnego spikera oraz nawiązali do oprawy Legioland.
Mecz dwukrotnie był przerywany ze względu na zadymienie boiska.