0

Metallica na Narodowym

Koncert Metalliki – Stadion Narodowy
fot. Małgorzata Moryc

Przebój Maanamu w wykonaniu legendarnej Metalliki sprawi, iż koncert na Stadionie Narodowym przejdzie do muzycznej historii stolicy.

Trasą koncertową „M72 World Tour„, Metallica – legenda muzyki heavy metal, promuje ubiegłoroczny album „72 Seasons„, o charakterystycznej żółtej barwie. Występy mają specyficzny charakter. Przede wszystkim w każdym mieście zespół gra dwukrotnie, a impreza ma całoweekendowy charakter. Tak też było w Warszawie, pierwszy koncert odbył się w piątek 5 lipca, w sobotę w wielu miejscach stolicy przygotowano dla fanów dodatkowe atrakcje, a zwieńczeniem był niedzielny show, który na długo zostanie w pamięci.

Specyfiką koncertów jest także umiejscowienie sceny na środku obiektu, wśród fanów. Na warszawskim Stadionie Narodowym dało to możliwość uczestnictwa rekordowej blisko 70 tysięcznej widowni. W dodatku kontakt z zespołem jest lepszy, a widoczność zapewniona z każdego miejsca, nawet z górnych pięter stadionu.

Dla zagorzałych fanów, których interesuje udział w obu koncertach, zespół zapewnia inne supporty, a także odmienny zestaw utworów, dzięki czemu żaden nie wybrzmiał podczas weekendu dwukrotnie.

Niedzielny koncert zainaugurowały dwa zespoły. Najpierw w stylowych garniturach, czyli dość osobliwym ubiorze jak na zespół metalowy, wystąpiła amerykańska grupa Ice Nine Kills. Jak się okazało wyróżniała się nie tylko miastem pochodzenia, z obecnego mistrza NBA Bostonu, ale również żywiołowością na scenie.

Po krótkiej przerwie na scenie zawitała kolejna amerykańska formacja Five Finger Death Punch. Jak się okazuje dobrze znana polskiej wyrobionej metalowo widowni, bo nawet na trybunach znajdowali się fani zaznajomieni z tekstami. Zespół rozgrzał widownię dając solidną dawkę mocnej muzyki.

A potem w oczekiwaniu na główne danie wieczoru nadeszła …  niespodziewana ulewa. Co prawda od rana w Warszawie padało, ale wieczór miał być suchy. Tymczasem otwarty dach Narodowego i umiejscowienie sceny spowodowało, że dotknął on nie tylko fanów, ale i wykonawców. Gdy legendarny kwartet z Los Angeles wyszedł na scenę musiał się zmagać z takimi nieoczekiwanymi okolicznościami. Ależ świetnie to wyszło w połączeniu ze znakomitym utworem „Whiplash” z pierwszej płyty „Kill’em All„. Można było sobie przypomnieć, że to obecnie superkomercyjne zjawisko jakim jest Metallica wzięło początek z garażowego pomysłu grającego w rozmaitych warunkach. Odhaczenie utworu z pierwszej płyty to ukłon do tych starszych fanów, których maksyma iż Metallica skończyła się na Kill’em All przeszła do popkultury.

I sentyment do pierwszych hitów stał się wyznacznikiem niedzielnego koncertu. Chwilę później zespół zagrał monumentalne instrumentalnie „For Whom the Bell Tolls” z drugiego albumu „Ride the Lightning„. A chwilę później w grafice elektryczności utwór tytułowy z tego albumu … A deszcz sobie padał i rozpryskiwał się na perkusji Larsa Ulricha … co dodawało niesamowitej scenerii tym ponadwiekowym hitom Metalliki.

Jak nakazuje tradycja płyt zespołu na czwartym miejscu powinna pojawić się ballada, czyli utwór lekko wolniejszy, dla niektórych wyznacznik maestrii Metalliki. Tym razem wybór był mniej oczywisty: „Until It Sleeps” z krążka „Load” to utwór wyrafinowany instrumentalnie. Kolejny sygnał iż tego wieczoru zespół postawił na najbardziej rozbudowane muzycznie brzmienia.

Nawet najwięksi fani „starej” Metalliki musieli po takim początku z pokorą przyjąć dawkę nowszej próbki twórczości. Szczególnie, że zespół wybrał na kolejny utwór niezwykle szybki i wieloznaczny w przekazie „Lux Æterna„. Z promowanej żółtej płyty to „kawałek”, który ma ambicje być najlepiej zapamiętany.

I gdy wydawało się, że już nic nie ugasi entuzjazmu fanów, szczególnie że ulewa jakby ustała, Metallica dokonała czegoś z czego ten wieczór zostanie zapamiętany szczególnie. Zagrali w niezwykle umiejętny gitarowo sposób przebój Maanamu „Kocham Cię, Kochanie Moje„. Utwór jakże trudny dla anglojęzycznego wykonawcy. Dodatkowo hołd dla Kory – zmarłej wokalistki zespołu.


W tym klimacie odpowiednio zabrzmiał kolejny szpitalno-melancholijny tekstowo „Welcome Home (Sanitarium)” – kto wie czy muzycznie nie najgłębszy utwór w całym repertuarze Metalliki.

Kolejne trzy utwory: „Wherever I May Roam„, „The Call of Ktulu„, „No Leaf Clover” tylko potwierdziły klucz doboru niedzielnej playlisty – utwory rozbudowane instrumentalnie. Przy okazji show uzupełniały znakomite efekty wizualne. Także te wyraźnie nawiązujące do białoczerwonej tonacji polskiej stolicy.

Powrotem do promowanego albumu był utwór „Inamorata” grany od niedawna na koncertach w ramach tej trasy. Wydawało się iż tak wymagający, w końcu najdłuższy w dyskografii zespołu, będzie koncertowo mało strawny, ale na Narodowym wybrzmiał rewelacyjnie, może nawet lepiej niż oryginał na płycie.

Zgodnie z zasadą klamry, końcówka to powrót do starszych, najbardziej popularnych utworów. W niezwykły sposób wypadł pacyfistyczny „One” – jakby proroczy w kontekście zagrożeń płynących ze współczesnych konfliktów zbrojnych.

Na zakończenie na publiczność zostały zrzucone żółto-czarne nadmuchiwane piłki, kojarzone z poprzednim warszawskim koncertem z 2019 roku, gdy towarzyszyły ponadczasowemu „Seek and Destroy„. Ponieważ ten utwór został zagrany w piątek, a powtarzać się nie mogą zresztą słabiej by pasował to tak instrumentalnej playlisty, na finał wybór padł na „Enter Sandman” hit z albumu wydanego w 1991 roku.

Ostatnia nowa tradycja koncertów z tej trasy – to brak bisów. Dzięki temu nastąpiło długie pożegnanie, bo mało kto z siedemdziesięciotysięcznej widowni zmierzał do wyjść. Każdy z muzyków Metalliki osobiście pożegnał się z warszawską widownią.

Zespół solennie obiecał szybki powrót do Warszawy. Nie trzeba tutaj nadmiernej uprzejmości, bo widać gołym okiem że nigdzie Metallice nie gra się tak dobrze jak w Polsce. Tym razem nawet utyskiwań na akustykę warszawskiego Stadionu Narodowego próżno było słyszeć w tłumie, usatysfakcjonowany jednym z najlepszych koncertów od lat, opuszczającym obiekt imieniem Kazimierza Górskiego.

Urozmaicony dobór utworów, perfekcyjne wykonanie, ekspresja sceniczna, świetny kontakt z publicznością. Chyba jednak Metallika nie skończyła się na „Kill’em All”, przynajmniej koncertowo. Weekendowa lipcowa wizyta w Warszawie na długo zostanie zapamiętana, a nagrania z wykonania „Kocham Cię, Kochanie Moje” będą jeszcze przez wiele miesięcy krążyć w sieci.

9 lipca 2024 23:04
[fbcomments]