Rozmowa z dr hab. inż. Lechem Królikowskim

Lech Królikowski - Przyjaciel Warszawy
Lech Królikowski – Przyjaciel Warszawy
fot. Arch rodzinne.

Rozmową z Lechem Królikowskim rozpoczynamy cykl spotkań z osobami związanymi z Towarzystwem Przyjaciół Warszawy.

Lech Królikowski, varsavianista, przez 20 lat (1993-2013) prezes Towarzystwa Przyjaciół Warszawy, aktualnie Honorowy Prezes TPW, były burmistrz dzielnicy Mokotów, aktualnie przewodniczący Rady Dzielnicy Ursynów.
Rozmawiał Michał Pawlik.

Michał Pawlik:
Opublikował Pan wiele prac na temat Warszawy. Z którą jest Pan najbardziej związany?

Lech Królikowski:
Każda książka jest inna, każda ma inny zakres. „I Warszawę nie od razu zbudowano” to była książka pierwsza i najwięcej mnie kosztowała pracy. To był ważny krok. Druga istotna książka , to „Twierdza Warszawa”. Bo ja jako pierwszy podniosłem temat twierdzy. Był on wcześniej totalnie pominięty, gdyż unikano tematów wojskowych, szczególnie związanych z Rosją. Wspominano tylko, iż w Warszawie są forty, ale nikt nie wiedział co to właściwie jest. Po tej pierwszej książce ukazało się drugie wydanie znacznie rozszerzone.

Napisał Pan również, we współpracy ze Stanisławem Wyganowskim książkę „Rozważania o przyszłości Warszawy”.

Książka Rozważania o przyszłości Warszawy jest spojrzeniem na przyszłość naszego miasta oczyma ludzi dwóch różnych pokoleń, o różnym doświadczeniu życiowym i zawodowym, ale mających równie emocjonalny stosunek do Warszawy. W tekście staraliśmy się wyraźnie zaznaczyć, który z nas jest autorem danego stwierdzenia. W ten sposób – moim zdaniem – powstało opracowanie bogatsze. Istotne jest także to, że książka jest jedną z bardzo nielicznych prób określenia możliwości rozwojowych Warszawy w przyszłości. Jest to pewna intelektualna przygoda, a czas pokaże na ile przewidywania będą trafne. Uważam, iż nasze miasto powinno w większym stopniu pobudzać do takich przemyśleń. Jedną z form – moim zdaniem – powinno być poważne czasopismo warszawskie, w znacznym stopniu finansowane przez urząd miasta Czasopismo powinno być przede wszystkim płaszczyzną wymiany poglądów teoretyków i praktyków na temat różnych aspektów funkcjonowania stolicy. Żadne bowiem komercyjne wydawnictwo nie jest zainteresowane poważną dyskusją, a bez tego podejmowanie decyzji jest obarczone możliwością popełnienia większej liczby błędów.

Jest Pan Przewodniczącym Rady Dzielnicy Ursynów, napisał Pan książkę pt. Ursynów wczoraj, dziś, jutro”. Czy Ursynów jest dla Pana szczególnym miejscem, a jeśli tak to dlaczego?

Ursynów jest miejscem w którym mieszkam od 1980 r., czyli najdłużej w swoim życiu. I siłą rzeczy jestem z tą dzielnicą związany. Po pierwszych wyborach samorządowych po transformacji byłem burmistrzem Mokotowa, do którego Ursynów wówczas należał. Znam więc w praktyce problemy tej części miasta. Obecnie działając w ursynowskim samorządzie mam możliwość pracy dla mieszkańców dzielnicy i śledzę na bieżąco to co się dzieje.
Moja książka nie jest laurką. Pominąłem w niej fragmenty z historii opisywane przez licznych autorów. Jej ideą tej jest to aby pokazać problemy dnia dzisiejszego, które wynikają ze statutu miasta i dzielnic. To są problemy ustrojowe i finansowe. Ja napisałem przede wszystkim o planach rozwojowych, o marzeniach o inspiracjach. Na przykład o kolejce linowej do Konstancina. Uważam, że jeśli się nie stawia śmiałych pomysłów to się do niczego nie dochodzi. Trzeba wychodzić krok do przodu.

Co powinno się zmienić w ustroju Warszawy?

Podstawą powinna być emancypacja dzielnic, które muszą być gospodarzami na własnym terenie. A Rada Warszawy miałaby za zadanie wyznaczać jedynie kierunki ich rozwoju. Innymi słowy, Warszawa, to musi być jedno miasto z daleko posuniętą samodzielnością dzielnic, które realizują plan przestrzenny i finansowy miasta (są samodzielne co do decyzji). To uprościłoby i usprawniło system zarządzania. Obecnie proces zarządzania jest nieefektywny.

Jak według Pana powinna zostać rozwiązana sprawa tzw. dekretu Bieruta?

Powinna zostać uchwalona ustawa reprywatyzacyjna. Obecny stan jest niedopuszczalny. Bo decyzje są podejmowane zarówno przez władze miasta, wojewodę jak i przez sądy. Zwrot mienia następuje bez określenia norm prawnych, które tym sterują.

Czy osoby płacące podatki w Warszawie powinny mieć większe prawa niż ci, co płacą je gdzieś indziej?

Nie jestem przekonany do tej idei, choć jest w tym sporo racjonalności. Ale jest też w tym pewna subtelność dotycząca przede wszystkim równości praw.
Jak ktoś pracuje w Warszawie, to jego firma odprowadza podatek CIT. Jego część wraca do miejskiej kasy. A przy okazji rozwija się przedsiębiorczość.
Uważam, natomiast, że urząd miasta zbyt mało poświęca uwagi promocji i rozwojowi działalności gospodarczej. Problematyka gospodarcza to obecnie największe oszczędności miasta. Przy jednoczesnym podnoszeniu czynszów przy największych ulicach. Urząd miasta nie patrzy na tzw. rachunek ciągniony. Być może należałoby obniżyć czynsze, bo jak firma działa to odprowadza podatki. A jak musi zaprzestać swojej działalności to ludzie tracą pracę a urząd miasta dochody.

Niegdyś w Warszawie mieliśmy wiele dużych zakładów przemysłowych (FSO, Waryński, Róża Luksemburg, i.t.p.), dziś właściwie pozostała dawna Huta Warszawa, największym przemysłem jest budownictwo. A miasto z przemysłowego zamienia się w miasto biur. Czy to dobry kierunek?

Jest regułą wielkich europejskich metropolii, że przemysł ma coraz mniejsze znaczenie, zarówno ekonomiczne, jak też społeczne. Z tego punktu widzenia zamknięcie przestarzałych technologicznie fabryk jest rozwiązaniem racjonalnym. Jest jednak także prawdą, że podstawą bytu musi być wytwórczość, zarówno materialna, jak też intelektualna. Świat przyszłości, to świat „gospodarki opartej na wiedzy”. W miejsce skasowanej cementowni, czy fabryki samochodów powinniśmy uruchomić przedsiębiorstwa najwyższych – obecnie osiągalnych – technologii. My, niestety, marnujemy okazje, nie mamy cechy stawiania na nowe. Przykładem jest tzw. niebieski laser, którego podstawowe elementy opracowano przed laty w Warszawie. Sprzedaliśmy „półprodukt”, czyli technologię źródeł niebieskiego promieniowania, natomiast inni zalewają świat produktami opartymi na tej technologii. Zabrakło wyobraźni? Intelektualne lenistwo? Głupota? Trwająca rewolucja informatyczna porównywana jest do rewolucji przemysłowej z XIX w. Tym razem nauka jest jedyną drogą wiodącą do sukcesu. W Warszawie nie widać jednak takiego myślenia. Szkoda!

Co Pan myśli o prywatyzacji spółek miejskich i sprzedaży ich ręce obcego kapitału?

Prywatyzacja wydaje się być procesem nieuchronnym. Przykłady wielu państw, w których proces ten dawno już zaistniał, wskazują jednak, iż pewne sektory nie powinny być prywatyzowane. Dotyczy to przede wszystkim firm miejskich, przynoszących dochód, jak np. dawny SPEC, ale także firm o tzw. strategicznym znaczeniu. Posługując się przykładami warto zwrócić uwagę, że do procesu prywatyzacji polskiej telekomunikacji, przystąpił koncern France Telecom, będący własnością państwa francuskiego. W ten sposób mienie państwa polskiego, przeszło we władanie państwa francuskiego. Jaka to prywatyzacja? To bardzo pouczający przykład i pod tym kątem należy analizować wszelkie pomysły prywatyzacji miejskich spółek. Prywatyzacja jest możliwa i potrzebna, ale powinna być prowadzona z wielką wyobraźnia, bo „rodowych sreber” urząd miasta nigdy nie odkupi.

Jakie ma Pan zdanie na temat potrzeby utrzymywania przez urząd miasta Straży Miejskiej. Wielu warszawiaków uważa, że powinno ją się zlikwidować a środki przeznaczyć na dofinansowanie policji.

Jestem bardzo sceptyczny, co do celowości utrzymywania Straży Miejskiej. Doceniam ambicje kolejnych prezydentów, którzy dla powagi swego urzędu potrzebują formacji mundurowej, ale w obecnym kształcie prawnym Straż Miejska jest jedynie marnym erzacem Policji.

Odcinek warszawskiej Wisły należy do jednego z najbardziej uroczych miejskich odcinków rzek. Jednak pojawiają się głosy że ten piękny praski brzeg należałoby uregulować, co zabezpieczałoby miasto choćby przed powodziami.
Czy uważa Pan, że to właściwy kierunek?

Mój stosunek wynika z mojej wiedzy a przestudiowałem dokładnie co zrobiono do 1915 r. I jestem w stanie udowodnić, że do tego czasu praktycznie rzeka w Warszawie była uregulowana. Wydano na to olbrzymie środki. Regulowanie rzeki wynikało z zagrożenia powodziami.
Traktowanie rzeki jako rezerwatu wzbudza moje zdziwienie, bo to jest wtórne zdziczenie, brak dbałości o rzekę i urządzenia wodne. Samosiejki mało wartościowych drzew stały się świętością. Na nich zatrzymuje się kra i wody powodziowe. A przecież jeszcze w latach 50-tych to były tylko plaże. Potem wszystko zarosło. Uznanie tego stanu zdziczenia za wartość jest przesadą. Co innego gdyby rosły nad rzeką drzewa wartościowe i długowieczne – to by było co innego.
Na wschodnim brzegu rzeki powinno być takie miejsce jak na obrazie Canaletta z widokiem na Stare Miasto, tak aby każdy mógł zrobić sobie zdjęcie z tego miejsca. To by była atrakcja.
Nie powiem, że się obecnie nic nie robi. Ale zmiany następują zbyt powoli. Rzeka powinna być uregulowana i żeglowna na odcinku warszawskim. Teraz jest to przestrzeń niewykorzystana. Leży odłogiem jak ziemia niczyja.
Zbudowanie progów dałoby szansę na nadanie życia Wiśle. I były w przeszłości takie pomysły – pierwszy w XIX w., drugi w okresie międzywojennym. Plan polegał na tym, aby na wysokości kościoła Kamedułów zbudować zaporę. Podniosłaby ona wodę do poziomu umożliwiającego żegluję. Obecnie amplituda wysokości wody to ok. 6 m, co nie daje takich szans. Przy okazji na zaporze mogłaby być (i tak było w planach) hydroelektrownia.

Warszawa to nie tylko ludzie i budynki ale zieleń lasy i zwierzęta. Na ulicach czasem pojawiają się dzikie zwierzęta. Co Pan myśli o koegzystencji ludzi i zwierząt.

Jestem przeciwny. Wszystko ma swoje miejsce. Miasto jest dla ludzi las dla zwierząt. Wchodząc do miasta są one zagrożeniem dla siebie i dla ludzi. Spacerujące dziki są niedopuszczalne. Nie jesteśmy krajem skandynawskim i nie musimy sprzyjać modelowi przyjętemu tam.

Jakie jest Pana podejście do kwestii opieki miasta nad zwierzętami? Chodzi m.in. o kwestie wolno żyjących kotów, które są dokarmiane przez miasto.

Nie mam nic przeciwko. Koty zwalczają plagę szczurów. A ja lubię koty i zdecydowanie wolę je od gryzoni.

Panie Prezesie, dziękuje bardzo za rozmowę i życząc wszystkiego najlepszego oczekujemy kolejnej ciekawej książki na temat Warszawy.

27 września 2014 14:47