Seniorów (czyli osób w wieku lat 60+) jest aż jedna trzecia wszystkich warszawskich wyborców.
Ten udział ciągle rośnie i będzie rósł.
Demografia jest nieubłagana!
Co więcej – my Seniorzy chodzimy na wybory w sposób najbardziej zdyscyplinowany i, mimo problemów zdrowotnych, w porównaniu z młodszymi wyborcami, największa część z nas głosuje.
Parę miesięcy temu popełniłam na łamach „Przeglądu” proroczy niestety tekst o Seniorach jako zlekceważonym przez opozycję elektoracie, o którego realnych potrzebach i problemach ona w swoich programach i innych działaniach po prostu zapomina .
[Seniorzy – niedoceniony elektorat | Przegląd (tygodnikprzeglad.pl)]
Mamy swoje specyficzne problemy i preferowane sposoby komunikowania się z nami. Najważniejszym problemem jest oczywiście przeżycie w szczęściu „jesieni życia”, ale składa się nań szereg spraw drobniejszych – od możliwości utrzymania się możliwie długo w odpowiedniej kondycji zdrowotnej. Tu akurat, co oczywiste, potrzebny jest nam w pierwszej kolejności odpowiedni dostęp do stosownej opieki zdrowotnej. Są jednak i inne szalenie ważne, choć mniej oczywiste sprawy. Ot choćby taka- wielu warszawskich Seniorów ma, nie najmłodsze, ale sprawne, samochody, którymi dojeżdża parę razy w miesiącu na daczę czy do rodziny – często jeszcze starszych, schorowanych rodziców.
Tymczasem polityka ekologiczna wymaga dość gwałtownej eliminacji starszych samochodów i wymiany na nowsze modele. Na to jednak po prostu większości Seniorów nie stać, zresztą byłoby pozbawione większego sensu ekonomicznego. Warto by więc wywalczyć akurat im i ich pojazdom odrębne traktowanie.
Tak się akurat w stolicy stało.
Warszawskiej Radzie Seniorów udało się do tego doprowadzić.
Urzędnicy przypisali sprawy Seniorów opiece społecznej i de facto podzielili ich na zaledwie 2 grupy – taką, której należy zapewnić w miarę bezbolesne odejście, i taką, nieco bardziej żwawą, której trzeba, jak przedszkolakom, zorganizować jeszcze trochę rozrywki.
Nie mogę zapomnieć pewnego burmistrza, który, zresztą w dobrej wierze, witał na jakiejś dzielnicowej imprezie reprezentacje różnych grup. Przywitawszy dzieci i młodzież z różnych grup wiekowych, na końcu przywitał, jak dzieci nieco starsze, przedstawicieli Seniorów:
„No i nasi kochani Seniorzy!”.
Przed sobą miał kilku byłych dyrektorów, paru profesorów, nieco byłych radnych i urzędników różnych szacownych instytucji, którym osiągnięć, zawodowych kompetencji i doświadczenia oraz po prostu kondycji intelektualnej mógłby pozazdrościć.
Seniorzy to bowiem wielki, niewykorzystany potencjał, szczególnie w sytuacji, gdy nas Polaków jest coraz mniej. Stanowią oni żywą pamięć różnych instytucji, organizacji i środowisk – wiedzą co, jak i dlaczego w nich robiono oraz z jakim skutkiem. Wiedzą też z doświadczenia, co i jak czuje się w różnych sytuacjach i czego oczekuje. Dzięki nim można nie odkrywać po raz kolejny Ameryki i nie popełniać po raz kolejny tych samych błędów.
Można – oczywiście pod warunkiem, że się zechce z tej pamięci i wiedzy oraz umiejętności skorzystać.
Warto przypomnieć, że Konrad Adenauer, który przywrócił Niemcom znaczące miejsce w Europie i świecie czy Teng Siao Ping, który to samo zrobił dla Chin w Azji (i świecie), zaczynali(!) swoją działalność na czele tych państw grubo po 70-tce ! Henry Kissinger w wieku lat 100 nadal jest wziętym specem od polityki międzynarodowej.
Urzędnicy „zajmujący się” takimi czy innymi sprawami Seniorów robią to dość często „po urzędniczemu” – byle się w papierach zgadzało. Tak jak Ci, którzy uwięzionej na 3 piętrze domu bez windy starszej pani (może się poruszać tylko na wózku, choć jest w niezłej kondycji umysłowej), oświadczyli, że ma prawo dowiezienia do lokalu wyborczego, ale transport po schodach (3 piętra w dół i 3 piętra w górę) musi sobie zapewnić we własnym zakresie.
Tak się składa, że stolica ma pełnomocników od załatwiania problemów różnych, zdecydowanie mniej licznych niż Seniorzy, grup.
W naszym przypadku takiego pełnomocnika nie ma.
Myślę, że najwyższy czas by taka instytucja powstała, i by kontrolę nad zaspokojeniem potrzeb polskich i warszawskich Seniorów przejęli ci z nich, których opisywany wyżej potencjał warto wykorzystać. Nikt inny bowiem lepiej niż sami my – Seniorzy – nie przypilnuje naszych spraw, nikt inny ich lepiej nie zna i nie czuje oraz, co ważne, nikt nie jest w ich efektywnym załatwieniu bardziej od nas samych zainteresowany.
Inaczej „wyręczą” nas w tym urzędnicy i politycy lubiący na tle Seniorów się lansować – „wyręczą” jak im(!) wygodniej, by załatwić przy okazji różne swoje, a nie nasze, interesy. Tymczasem potrzebne jest uważne i kompetentne pilnowanie zapisów i spraw.
Trudno lansować się na załatwianiu przyziemnych senioralnych spraw, niełatwo zrobić z nich typowych dla obecnej polskiej polityki show wokół kwestii symboliczno-ideologicznych. Potrzebne tu są profesjonalizm i intelekt, a nie wyniesione od chirurga plastycznego i podobnych fachowców walory estetyczne. Przekonał się już o tym na przykładzie Magdaleny Ogórek nawet tak doświadczony polityk jak Leszek Miller.
Jeśli nie my to kto?
Nikt, lepiej niż my sami, nie zadba o sprawy Seniorów.
A siłę, o czym pisałam wyżej, mamy potężną – najwyższy czas ją wykorzystać.
Małgorzata Żuber-Zielicz
Przewodnicząca Warszawskiej Rady Seniorów
kandyduje z pozycji 24 do Sejmy RP z liście KO (6)
(dla całej Warszawy i zagranicy!)