0

Praska Zima Filmowych Przedpremier

Praha, Apolonia
1. Praska Zima Filmowych Przedpremier – Praha, Apolonia
fot. Kino Praha

Warszawskie kina Praha i Apolonia w tygodniu międzyświątecznym zorganizowały 1. Praską Zimę Filmowych Przedpremier.

Gdzie na tej Pradze odnaleźli zimę, to nie sposób stwierdzić, ale a nuż jak na zawołanie przybędzie.

W programie jest siedem filmów, które swoją premierę będą miały w pierwszych miesiącach 2016 roku. Seanse w kinie Praha wyświetlane są o godz. 12 (jak ktoś wziął urlop żeby pojeździć na Górce Szczęśliwickiej na nartach – to jak znalazł „zastępcze zajęcie”), natomiast w kinie Apolonia o godz. 19 (to dla tych, którzy korzystając z braku codziennych korków postanowili zaoszczędzić na urlopie i przesiadują od rana w pracy). Ceny biletów w atrakcyjnej cenie 12 zł, więc szansa aby wcześniej obejrzeć interesująco zapowiadające się tytuły.
Dystrybutorem wszystkich prezentowanych filmów jest Aurora Films.

Na szczególną uwagę zasługuje niemiecki kandydat do Oscara, film w reżyserii Giulio RicciarelliLabirynt Kłamstw”. Polska premiera tego znakomitego filmu była już kilkukrotnie przekładana, i może dopiero w okolicach ceremonii oscarowej wejdzie do normalnej dystrybucji (obecnie data premiery zaplanowana jest na 22 stycznia 2016). Jest to perfekcyjnie zrealizowany dramat odsłaniający prawdziwe kulisy niemieckich rozrachunków z faszystowskimi zbrodniarzami II wojny światowej. Nie tylko młodsi widzowie będą zaskoczeni faktami przedstawionymi w tym filmie (tytuł mówi wiele).
Labirynt kłamstw” garściami czerpie z motywu filmów sądowych, znakomicie utrzymuje napięcie poprzez dialogi i przemyślany scenariusz. Do tego dopasowują się aktorzy, grający główną rolę Alexander Fehling zdobył Bawarską Nagrodę Filmową w kategorii: „Najlepszy Aktor”.
Wszystko wskazuje, że jest to jeden z głównych kandydatów do Oscara w kategorii Najlepszy Film Nieanglojęzyczny – tylko jego „niepoprawność polityczna” może zaszkodzić w rywalizacji o statuetkę Akademii.

Labirynt Kłamstw reż. Giulio Ricciarelli

Traumatyczne przeżycia z okresu wojny ma również bohaterka izraelskiego filmu „Yona” w reżyserii Nir Bergman. Tytułową dziewczynę poznajemy wiele lat po wojnie, gdy jako ambitna, młoda poetka próbuje zaistnieć na izraelskim rynku wydawniczym. Udaje się nawiązać kontakt z grupą młodych, niepokornych poetów, którzy próbują rozbić skostniały system hebrajskiej poezji. Powoli jednak w życiu dziewczyny zaczynają dominować problemy osobiste, istotnie związane z traumatycznymi wspomnieniami z dzieciństwa i utratą ojca w trakcie wojny.
Yona” to film solidnie zrealizowany, szczególnie we fragmentach, gdy bohaterka traci poczucie rzeczywistości i popada w szaleństwo, ma przeróżne wizje. Jawa miesza się z majakami poetki.
Na szczególną uwagę zasługuje brawurowa (chociaż bardzo trudna z uwagi na zmienność psychiki) rola tytułowej bohaterki wykreowana przez Naomi Levov.

Nierozerwalnym elementem filmu są cytowane wiersze, co zapewne zainteresuje widza zainteresowanego poezją. Yona” to bowiem autentyczna historia legendarnej poetki izraelskiej, Yony Wallach.
Nie jest to film łatwy w odbiorze. Jeżeli widz nie zidentyfikuje się z problemami Yony, może się rozczarować, bo momentami akcja traci tempo, a niektóre „przejścia” są zrealizowane trochę na siłę. Ale może właśnie w ten sposób twórcy chcieli wiernie odwzorować skomplikowaną psychikę głównej postaci.
„Yona” będzie miała kinową premierę dopiero pod koniec lutego.

„Yona” w reżyserii Nir Bergman

Akcja dramatu „Nena” rozgrywa się w 1989 roku na granicy holendersko-niemieckiej. Tytułowa bohaterka opiekuje się sparaliżowanym ojcem oraz zakochuje w zawodniku z drużyny baseballowej (dziwne trochę że w Niemczech ktoś się interesuje tym sportem). W tle przemiany polityczne w krajach bloku wschodniego.

Atutem filmu są niezwykłe zdjęcia, które świetnie oddają zarówno tematykę filmu, jak i przypominają klimat przełomu lat 80 i 90-tych. Sama fabuła jest trochę niedopracowana, wątki ojca i chłopaka (diametralnie różne nastrojowo) słabo się przeplatają. W zasadzie uważnie oglądając to trochę trudno zorientować się, co chciano tym filmem zaakcentować.
Główną zabawą słowną w filmie jest zadawanie pytań typu Madonna czy Samantha Fox (dla młodszych czytelników: to gwiazdy pierwszej wielkości 89 roku).

W kinach „Nena” pojawi się pod koniec stycznia.

 

                                        „Nena”, reż. Saska Diesing
Indyjski film „Umrika” oparty jest na historii braci z ubogiej indyjskiej wioski. Starszy wyjeżdża do tytułowego kraju (takiego który zdobył na Olimpiadzie 96 medali, a Indie żadnego), ale przez długi okres czasu nie daje znaku życia (a poczta działa, do wioski regularnie przychodzi listonosz, który nawet chwali się podwyżką). Młodszy brat litując się nad nieszczęśliwą matką jedzie go szukać.
I od momentu tego drugiego wyjazdu film zdecydowanie traci urok, zaczyna brakować pomysłów i im bliżej końca tym jest gorzej.
Film „Umrika” ma dwie zalety. Pierwsza to znakomicie wkomponowana w obraz muzyka. Druga to ukazanie postrzegania podziwianego kraju przez lud indyjski – są tutaj i kinematografia (King Kong, Indiana Jones), są zwyczaje (Dzień Świstaka) i tragedie (prom Challenger), a także polityka (Reagan).
To miło że na polskie ekrany wejdzie film indyjski, który jest zwykłym dramatem, a nie katowanym u nas Bollywood (do tej mody też „Umrika” się odnosi). Ale czy warto wybierać się do kina to można mieć wątpliwości. Premiera w lutym.

                                                Umrika, reż. Prashant Nair

28 grudnia 2015 23:47
[fbcomments]