0

„Wołyń” czyli wykrzyczana tragedia

Film Wołyń. Zdjęcie z planu. Arkadiusz Jakubik jako Maciej Skiba. Fot. Krzysztof Wiktor
Film Wołyń – Zdjęcie z planu. Arkadiusz Jakubik jako Maciej Skiba. Fot. Krzysztof Wiktor
fot. Mat. prasowy.

Przed seansem zadawałem sobie pytanie, czy to dobry pomysł żeby jesienne przygnębienie dobijać ponurymi filmami?

W końcu doszedłem do wniosku, że jeśli film zrobił pan Smarzowski, to nie ma wyjścia, trzeba iść do kina.

Premiera w kinie „Atlantic”, sporo ludzi, ale bez przesady. Zasiadam w ciemnej sali, mierzę się ze swoimi obawami.
Film rozpoczyna się od cytatu Jana Zaleskiego:

Kresowian zabito dwukrotnie – raz przez ciosy siekierą, drugi raz przez przemilczenie. A ta śmierć przez przemilczenie jest jeszcze bardziej okrutna od śmierci fizycznej.

Wieś, tradycyjne wesele, polska dziewczyna wychodzi za mąż za ukraińskiego chłopaka. Polacy i Ukraińcy bawią się razem w zgodzie. Do wioski trafia Ukraiński agitator UPA ze Lwowa, rozpuszcza szeptaną propagandę o tym, że Polacy palą cerkwie i mordują Ukraińców. Ukraińska ludność wioski zaczyna krzywo patrzeć na swoich polskich sąsiadów, ci nie pozostają im dłużni, traktują Ukraińców jak parobków. Maciej Skiba (w tej roli Arkadiusz Jakubik) dobija targu z gospodarzem wesela Głowackim (Jacek Braciak), co do losu jego drugiej córki Zosi Głowackiej (Michalina Łabacz). Niedawno owdowiały Maciej ma ożenić się z dużo młodszą i zakochaną w młodym Ukraińcu Zosią, musi się śpieszyć, bo zbliża się wojna. Maciej trafia na front, skąd powraca po kapitulacji Polski wobec Niemców i ZSRR. W drodze powrotnej doświadcza pierwszej fali przemocy wobec Polaków. Rosyjska administracja wdraża plan represji wobec ludności polskiej na kresach.

Film Wołyń. Michalina Łabacz jako Zosia Głowacka. Fot. Krzysztof Wiktor
Film Wołyń – Michalina Łabacz
jako Zosia Głowacka. Fot. Krzysztof Wiktor
fot. Mat. prasowy.

Tak rozkręca się fala przemocy, pogłębiona przez armię niemiecką, która po zajęciu Wołynia morduje ludność żydowską, przy współpracy z Ukraińcami i niektórymi Polakami.

Atmosfera gęstnieje i wciska w fotel, potworne okrucieństwo zalewa ekran kinowy, kilkoro ludzi na widowni zaczyna głośno płakać. Następuje symboliczna scena w której wycieńczona Zosia z dzieckiem na rękach, chcąc uciec przed Ukraińcami, chowa się wśród niemieckich żołnierzy, ewentualny niemiecki gwałt i strzał w głowę wydawałby się aktem łaski w porównaniu z bestialstwem UPA.

Film Wołyń. Zosia z dzieckiem na rękach, chcąc uciec przed Ukraińcami, chowa się wśród niemieckich żołnierzy. Fot. Krzysztof Wiktor
Film Wołyń – Zosia z dzieckiem na rękach, chcąc uciec przed Ukraińcami, chowa się wśród niemieckich żołnierzy. Fot. Krzysztof Wiktor
fot. Mat. prasowy.

Gdyby reżyser zostawił nas w tej chwili i zakończył film, frustracja wynikająca z bezsilności i złość pewnie by rozsadziły widzów na kawałki. Tu jednak film się nie kończy, pan Smarzowski przekuwa bańkę złości na Ukraińców i każe przyznać każdemu przed sobą samym, że Polacy też na sumieniu mają sporo. Przeżyłem katharsis w prawdziwie Arystotelesowskim znaczeniu.

Wszyscy wychodzą z sali w milczeniu, atmosfera jak po pogrzebie, kiedy pewien etap żałoby zostaje zakończony i pojawia się akceptacja, zajmująca miejsce poprzedzającej ją złości.

W tym sensie Rzeź Wołyńska została wykrzyczana i obowiązek wobec Kresowian został symbolicznie spełniony.

Poetyka filmu przywodziła mi na myśl obrazy Brueghela, gdzie na jednym płótnie zawarte jest codzienne życie i ludzkie okrucieństwo.

Świetny debiut Michaliny Łabacz, jako Zosi Głowackiej, chwyta za serce i nie puszcza aż do końca filmu.

Zdjęcia Piotra Sobocińskiego Jr. wprowadzają nas bardzo głęboko w lepką atmosferę strachu. Autor zdjęć został zasłużenie nagrodzony Złotymi Lwami na Festiwalu Filmowym w Gdyni.

Niezwykle cennym elementem filmu jest scenografia oraz kostiumy, z dużą dbałością odtworzono ludowe ubiory, zwyczaje i architekturę Wołynia. Musiała się z tym wiązać pogłębiona praca etnograficzna, która się opłaciła.

Byłem pod dużym wrażeniem przygotowania aktorów do swoich ról, każdy pojawiający się na ekranie aktor, czy epizodysta, czy pierwszoplanowy mówi z akcentem i w sposób właściwy dla tego okresu, regionu i warstwy społecznej z której się wywodzi. Kiedy grany przez Adriana Zarębę, Antek Wilk wymawia „h” w słowie honor, to jak bym słyszał swojego śp. Dziadka. Bardzo duży szacunek dla twórców, takie szczegóły podnoszą wiarygodność filmu i świadczą o szacunku dla widza, zwłaszcza przy ograniczonym budżecie.

Całość atmosfery świetnie dopełnia muzyka Mikołaja Trzaski.

Od początku było dla mnie jasne, że jedyną osobą która da radę unieść ciężar tematu Rzezi Wołyńskiej jest Wojtek Smarzowski i nie zawiodłem się. W dużej mierze dlatego że reżyser jest daleki od często prezentowanej w Polsce postawy mesjasza narodów, która każe nam myśleć o sobie jako ludziach bez skazy. W filmach Smarzowskiego wszystkie nacje dostają po równo, winny jest człowiek i jego natura, nie pochodzenie etniczne. Poprzednie filmy jak „Wesele”, „Dom zły” czy „Róża” są tego dobitnym dowodem. Film polecam z czystym sumieniem każdemu kto szuka głębokich doznań. Z całą pewnością nie nadaje się dla dzieci w szkołach podstawowych.

9 października 2016 14:31
[fbcomments]