W okresie Bożego Narodzenia proponujemy piękną i lekką opowieść historyczną Roberta Gawkowskiego, historyka z Uniwersytetu Warszawskiego.
Tematyka pasuje do świątecznego czasu, gdy szczególnie pamiętamy o wartościach takich jak miłość i przyjaźń. To opowieść o meandrach życia Tytusa Chałubińskiego, ale nie o jego dokonaniach naukowych lecz o życiu prywatnym. O trwającej kilkadziesiąt lat wielkiej miłości Tytusa i Antoniny Wilde, oraz o wielkiej przyjaźni Tytusa i Kazimierza Krzywickiego.
Jak się to wszystko splatało i układało i co z tym wspólnego miał żelazny, siedmiometrowy krzyż, do dziś stojący na Gubałówce. Odpowiedź znajdziecie w poniższym artykule, opublikowanym kilka dni temu w UW- Piśmie Uczelni.
Przy okazji przypomnijmy, że mijający rok decyzją Sejmu RP, był Rokiem Tytusa Chałubińskiego.
MIŁOŚĆ, PRZYJAŹŃ
I DWA UNIWERSYTETY
Niniejszy artykuł będzie o dwóch równolatkach, którzy ponad półtora wieku temu trwale wpisali się w historię naszej uczelni. Jeden z nich to postać dobrze znana, drugi nieco zapomniany.
Ten pierwszy to Tytus Chałubiński (1820-1889),
profesor medycyny,
znakomity botanik, lekarz, działacz społeczny, filantrop
i odkrywca uzdrowiskowo-turystycznych walorów Zakopanego.
Ten drugi to Kazimierz Krzywicki (1820-1883),
polityk,
prawa ręka Aleksandra Wielopolskiego,
dyrektor Komisji Wyznań Religijnych
i Oświecenia Publicznego,
który przyczynił się do otwarcia ówczesnego uniwersytetu,
czyli Szkoły Głównej Warszawskiej.
Rzecz jednak będzie nie o ich naukowych i społecznych zasługach, tylko o wyjątkowej przyjaźni i … miłości do tej samej kobiety
Studencka miłość i przyjaźń
na Uniwersytecie Dorpackim (1840-1844)
Tytus Chałubiński swą drogę w dorosłe życie rozpoczął w 1838 roku, gdy po skończeniu radomskiego gimnazjum wyruszył do Wilna, by studiować na Akademii Medyko-Chirurgicznej. Dwa lata później przeniósł się do Dorpatu, gdzie na niemieckojęzycznej uczelni kontynuował studia. Studiowanie po niemiecku nie sprawiło mu większych problemów, albowiem był poliglotą i władał sześcioma językami. W czasach studenckich zapamiętano go jako człowieka pełnego uroku, radosnego, błyskotliwego, mającego wielu przyjaciół. Dobrze grał na fortepianie, fechtował i udzielał się w tamtejszej polskiej korporacji. Dodajmy też, że był przystojnym kawalerem.
W Dorpacie (dzisiejsze Tartu w Estonii) poznał innego polskiego studenta, Kazimierza Krzywickiego. Obaj koledzy szybko stali się przyjaciółmi. W niczym nie przeszkadzało, że Krzywicki był w wielu cechach przeciwieństwem Chałubińskiego. Skrupulatny, do bólu dokładny, z pewnością nie był duszą towarzystwa. Wierny zasadom i uczuciom, czasem bywał niemal nudny. Obaj przyjaciele mieli jednak coś wspólnego – dobrze się uczyli i … podkochiwali się w tej samej pannie – o pięć lat młodszej Antoninie Wilde (1825-1899), córce inspektora Uniwersytetu w Dorpacie – Filipa von Wilde.
Uczucie Krzywickiego do Antoniny było beznadziejne, jednostronne i głęboko skrywane. Miłość Chałubińskiego zaś szybko wyszła na jaw, tym bardziej, że była odwzajemniona. W 1843 roku, gdy kończył studia, oświadczył się Antoninie i od tego momentu słodki widok zakochanej i zaręczonej pary zapewne wszystkich zachwycał. Kazimierz miał w tym swój udział, bo to on ich poznał. Wcześniej dorabiał jako nauczyciel języka polskiego i panna Wilde brała u niego lekcje. Antonina lubiła go, tak jak się lubi przyjaciela swego ukochanego.

Gdy obaj kończyli studia w Dorpacie (1843/1844), snuli śmiałe plany na przyszłość. Tytus miał zostać lekarzem, a Kazimierz urzędnikiem kancelarii cesarskiej.
Aby lepiej zrealizować swój plan, Chałubiński pod koniec 1843 roku wyjechał do niemieckiego Würzburga. Tam oddał się nauce w 100 procentach i pracował po kilkanaście godzin na dobę. Tymczasem narzeczona w Dorpacie coraz mniej akceptowała taką rozłąkę. Wszak młodzi mieli być na zawsze razem. Ich uczucie wciąż było gorące, pełne pasji, niewolne jednak od zazdrości i emocjonalnych zakrętów, a Antonina źle znosiła rozłąkę. Lekcje polskiego z lubianym Kazimierzem Krzywickim stawały się coraz częstsze. Jej nauczyciel z wolna stawał się także pocieszycielem. Tytus w odległym o ponad tysiąc kilometrów Würzburgu początkowo niczego nie podejrzewał.
Miłość Kazimierza do Antoniny była tak wielka, że zwyciężyła surowe zasady moralne i przyjaźń. Pod nieobecność Tytusa Krzywicki odbił mu narzeczoną.
Bez miłości, bez przyjaźni
i bez uniwersytetu
(1845-1862)
Antonina wyszła za najlepszego przyjaciela Tytusa – zostając panią Krzywicką. Zrozpaczony Chałubiński popadł w depresję, ponoć myślał o samobójstwie. Sucha notatka jego biografów głosi:
Tytus Chałubiński w 1845 roku dla zdobycia doświadczenia medycznego odbył kilkumiesięczną podróż po znanych klinikach europejskich.
Dziś wydaje się, że pod płaszczykiem naukowej wyprawy kryła się dramatyczna ucieczka przed rozpaczą, wszak stracił w tym samym czasie swą miłość i przyjaźń.
Tytus obdarzony tytułami i splendorem naukowym, acz nieszczęśliwy, wrócił do Warszawy i w 1846 roku rozpoczął pracę w Szpitalu Ewangelickim. Zyskiwał szacunek, a niedługo później także sławę. Poznał siedemnastoletnią dziewczynę, która też miała na imię Antonina (przypadek?). W 1848 roku ożenił się z nią i zaraz po tym mariażu, zamiast w podróż poślubną, pojechał na Węgry. Tam wspomagał powstańców, niosąc im pomoc medyczną. Szczegółów wyprawy na Węgry nie znamy. Trwała krótko, już w styczniu nasz bohater został sekretarzem Warszawskiego Towarzystwa Lekarskiego, a we wrześniu 1849 roku Chałubińskiemu narodził się pierworodny syn – Franciszek.
Kazimierz Krzywicki zaś został magistrem w 1844 roku, a dwa lata później doktorem (specjalistą od finansów publicznych i administracji). Filip von Wilde – jego teść załatwił mu posadę w Petersburgu, w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych carskiej Rosji i wspierał zięcia w jego wspinaczce po drabinie urzędniczej. Małżeństwo Krzywickich doczekało się czwórki dzieci.
Od 1852 roku Chałubiński miał już drugą żonę (pierwsza, Antonina Kozłowska, zmarła w 1850 roku). Z nową małżonką (Anną Leszczyńską) miał czworo dzieci. Mieszkał w Warszawie i tu pracował. Od 1859 roku został wykładowcą Akademii Medyko-Chirurgicznej. Dwa lata później wybrano go do Delegacji Miejskiej, grupującej 14 wybitnych obywateli Warszawy. W Królestwie Polskim pojawiła się nadzieja na ustępstwa cara, a powołanie w Warszawie polskiego uniwersytetu miało być tego wyrazem.

Właśnie wtedy z Petersburga do Warszawy przyjechała rodzina Krzywickich. W 1862 roku Kazimierz objął ważny urząd – został dyrektorem Komisji Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, czyli jakbyśmy w uproszczeniu dziś powiedzieli, ministrem oświaty. Było jasne, że prędzej czy później Tytus, Kazimierz i Antonina się spotkają.
Profesorska miłość i przyjaźń
w czasach szkoły głównej (1862-1869)
Czas leczył rany, emocje opadły i spotkanie dwóch dawnych przyjaciół z Dorpatu zakończyło się pojednaniem. Obu, ponad 40-letnich już, mężczyzn łączyła teraz troska o ojczyznę i chęć zreformowania szkolnictwa. Triumfowali, gdy 25 listopada 1862 roku nastąpiło uroczyste otwarcie Szkoły Głównej Warszawskiej.
Wtedy to w Pałacu Kazimierzowskim zebrała się cała elita naukowa (także z Chałubińskim), a Kazimierz Krzywicki pierwszy wygłosił przemówienie.
W kilkuminutowym przemówieniu padły i te zdania:
Kto pragnie doskonalić się, szczerym być powinien, szczerym przede wszystkim z samym sobą. Nie jest to rzeczą tak łatwą, jak się na pozór wydaje.
Zapewne Krzywicki nie miał na myśli swojej postawy sprzed 17 lat, gdy nie był szczery wobec swego przyjaciela. Darujmy mu to, wszak darował mu to sam Chałubiński, który na nowej uczelni został profesorem w katedrze patologii i terapii szczegółowej. Rozkład zajęć przechowywany w Archiwum UW informuje nas, że profesor prowadził zajęcia poranne, pięć razy w tygodniu. Jego wykłady tak wspominali studenci:
Umiał w najwyższym stopniu przykuwać uwagę. Wykład tak był świetny, tak logiczny, że zawsze zajmował, nigdy nie nużył.
Niestety nie był to czas sprzyjający nauce. W styczniu 1863 roku wybuchło powstanie. Tu musimy podkreślić, że obaj przyjaciele nie wierzyli w szanse powodzenia powstania. Tytus sympatyzował z obozem białych, Kazimierz był zwolennikiem osamotnionego hrabiego Wielopolskiego.
Przysłowie Gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą było już znane w XIX w. Pasuje ono do sytuacji naszych bohaterów. Najpierw (w czerwcu 1863 roku) władze carskie aresztowały Chałubińskiego i osadziły na Pawiaku. Kazimierz użył wszystkich swoich wpływów, by uwolnić przyjaciela. Udało się, choć sam z miesiąca na miesiąc tracił na znaczeniu. Przestał być ministrem, aż wiosną 1864 roku w niesławie (Polacy oskarżali go za zbytnią ugodowość wobec Rosji) wyjechał z żoną na stałe do Drezna. Chałubiński także musiał emigrować, bo takie były żądania władz carskich. Na początku 1864 roku nasz profesor tułał się po Europie, najdłużej bawiąc w Paryżu. Chyba nie miał pomysłu na życie, a wrócić na warszawską uczelnię na razie nie mógł. I wtedy pomocną dłoń po raz drugi podał mu przyjaciel i zaprosił do swego mieszkania w Dreźnie.
Tak oto Tytus spotkał się z Antoniną.
Oboje przekonali się, że stara miłość nie rdzewieje. Niestety, przekonał się o tym także Krzywicki. Znów doszło do dramatu, tyle że tym razem poszkodowanym był Kazimierz. Chałubiński próbował odwrócić bieg wydarzeń, po wydaniu zgody władz carskich powrócił do Warszawy i znów nauczał w Szkole Głównej. Wydawało się, że tym razem miłość przegra z przyjaźnią, a jednak nie.
Profesor coraz częściej brał urlop z uczelni i dla ratowania skołatanych nerwów wyjeżdżał do ciepłych krajów. W takim wyjeździe w 1867 roku wzięła też udział … Antonina Krzywicka. Od tego momentu stale towarzyszyła swej dorpackiej miłości. Kochankowie odnaleźli siebie i zaczęli prowadzić starania o rozwody, co w tamtych czasach wiązało się ze skandalem. Przyjaźń Tytusa z Kazimierzem po raz drugi zupełnie się posypała.
Latem 1869 roku Tytus i Antonina wzięli ślub, przechodząc na wyznanie ewangelickie. Mieszkali wtedy na Krakowskim Przedmieściu, niemal na wprost Bramy Uniwersyteckiej, w domu Grodzickiego (od prawie 70 lat jest tam popularna księgarnia im. B. Prusa). W tym samym czasie Szkoła Główna przestała istnieć, a w jej miejsce powstał rosyjskojęzyczny Cesarski Uniwersytet Warszawski. Chałubiński nauczał w nim jeszcze dwa lata po polsku, bo na tyle otrzymał zgodę. Potem nie był skory uczyć po rosyjsku i w 1871 roku przestał pracować na warszawskiej uczelni. Coraz częściej podróżował ze świeżo poślubioną panią Chałubińską. Był szczęśliwy, ale do pełni szczęścia brakowało jednego – pogodzenia się ze starym przyjacielem.
Pojednanie miłości z przyjaźnią
i krzyż na Gubałówce (1872-1889)
W 1872 roku, podczas podróży do Niemiec, Chałubiński spotkał się z Krzywickim. Czas po raz drugi ostudził emocje, po raz drugi stał się cud i obaj panowie przebaczyli sobie.
W następnym roku profesor przyjechał na wakacje do swego ukochanego Zakopanego. Sprowadził tam także kilkoro dzieci, zarówno swoich z drugiego małżeństwa, jak i Antoniny. W liście do Aleksandra Balickiego napisał:
Owóż zachciało mi się na tej górze [na Gubałówce] krzyża, a chcąc zrobić coś trwalszego (bo smerek gnije łatwo) funduję krzyż żelazny, przeszło trzy sążnie ponad fundamenta wystający, aby przecież panował nad okolicą.
Siedmiometrowy krzyż został postawiony jako votum wdzięczności za pojednanie z Kazimierzem Krzywickim. A może nawet więcej: za miłość prawdziwą i spełnioną.
I tak w walce miłości z przyjaźnią padł wynik remisowy.
Tytus i Antonina żyli szczęśliwie, póki śmierć ich nie rozłączyła.
A śmierć przyszła po Chałubińskiego w Zakopanem (w rodzinnym domu, który wybudował kilka lat wcześniej), 4 listopada 1889 roku. Antonina była przy nim i notowała ostatnie listy męża, czasem dopisując coś od siebie. Popełniała sporo błędów, bo do końca życia nie nauczyła się ortografii polskiej. Podpisywała się wtedy: A. Chałubińska. Na noszenie tego nazwiska czekała ćwierć wieku. Zmarła 10 lat po mężu.
A krzyż na Gubałówce stoi do dziś.
Krzyż Tytusa Chałubińskiego w 2017 r.
(Google Street View)
- Krzyż Tytusa Chałubińskiego
- Krzyż Tytusa Chałubińskiego
Dr Robert Gawkowski
jest znawcą dziejów uniwersytetu i historykiem sportu, autorem książki Akademicki sport XX-wiecznej Warszawy. Pracuje w Archiwum UW.