W Śródmieścia pojawiła się biblioteka, w której można upiec ciasto, poznać sąsiadów, zagrać na konsoli lub w planszówki, albo posłuchać muzyki.
Lokal, w którym powstała Mediateka MDM, znajduje się przy ul. Marszałkowskiej 55/73, w miejscu, gdzie przez wiele lat mieściła się restauracja Szanghaj i bar Flis, który w 1965 roku przeniósł się w te okolice tu z ulicy Hożej, a pod koniec lat ’90 upchnięto go na parterze Szanghaju. Pisaliśmy o zamknięciu lokalu. [LINK]
10 lat stał opuszczony i pusty, 10 lat zajęło urzędnikom zagospodarowanie tego miejsca. Czynsz pobierany w podobnych lokalach na Śródmieściu to około 50 000 zł miesięcznie. Brak wpływu jest stratą sięgającą ok 6 000 000 zł.
W nowo otwartym lokalu, który nie będzie przynosił miastu dochodów, poza książkami, których (ponad 24000), znajdziemy tu czasopisma, płyty audio CD oraz winylowe (łącznie niemal 3300), audiobooki (1200), a także filmy. Do dyspozycji gości są też komputery oraz tablety, a także darmowa sieć Wi-Fi.
Pomysł takiej biblioteki powstał przed 2018 rokiem, a 3 lata zajęło urzędnikom wydawanie pieniędzy na jej zaprojektowanie. Prace prowadziła Biblioteka Publiczna w Dzielnicy Śródmieście, które zlecono pracowni architektonicznej Rea Design, specjalizującej się w projektach bibliotek.
Inwestycja kosztowała prawie 4,3 mln zł.
Parter z wypożyczalnią, czytelnią oraz stanowiskami z komputerowymi (są też tablety) przeznaczono dla młodzieży i dorosłych. Pierwsze piętro to strefa gier i zabaw dla dzieci. Meble zastosowano odpowiednie do wzrostu czytelników, a na części ścian można pisać kredą.
Urzędowanie Mediateki MDM:
- od poniedziałku do piątku
- w godz. 10–19.
Mogą z niej bezpłatnie korzystać wszyscy chętni, nie tylko mieszkańcy Śródmieścia. Ale tylko w tygodniu. W weekendy urzędnicy odpoczywają.
Urzędnicy liczą, że ożywi ona Marszałkowską, która według nich jest ponurą aleją, usianą bankami i pustostanami. No cóż, sami do tego doprowadzili choćby podnosząc czynsze w lokalach co przepędziło użytkowników. Windując opłaty za zajęcie chodnika (ZDM) zabili ogródki. Udają więc, że coś robią. Ale tyko w dni robocze. W dni wolne może być jak było. I dziś wydają olbrzymie pieniądze, często pod dyktando aktywistów, by próbować zmazać lata swego lenistwa i niegospodarności.