O spektaklu ”Zanim ZABIJE” północ w wykonaniu pionierów improwizacji komediowej w Polsce.
Scenariusz to dla aktora przede wszystkim niejako plan działania — materiał będący podstawą realizacji fabuły danego widowiska. Daje on podstawę do późniejszej, technicznej produkcji spektaklu czy filmu. Jedni stwierdzą, że opracowanie poszczególnych kroków pomaga uniknąć chaosu na scenie, a także zapobiega niespodziewanym sytuacjom (choć w runcie rzeczy w teatrze jest to trudne do uniknięcia, bo przecież mamy do czynienia, jak lubię to nazywać, z „żywą” sztuką).
Inni uważają natomiast, że dogłębne planowanie, a chodzi tutaj o dokładne „rozpisanie” każdej z postaci czy miejsca (przykładowo szczegółowe określenie charakteru bądź aparycji danego bohatera), znacząco ogranicza kreatywne podejście do tematu i wsadza człowieka w sztywnie wymyślone ramy (oczywiście nie możemy generalizować, sztuka jest pojęciem względnym).
Spektakl Zanim ZABIJE północ w wykonaniu pionierów improwizacji komediowej w Polsce — Klancyku Noir — jest pod tym względem naprawdę wyjątkowy.
Po pierwsze nie ma scenariusza; taka rzecz dla twórców przedstawienia nie istnieje. Po drugie nie jest to kolejna komedia wyssana z palca, ba! — toż to kryminał w wersji komediowej. Brzęk kieliszków, żetonów, kanapa, która nie służy tylko do odpoczynku, a także kontrabas i trąbka (bez klimatu i budowania napięcia ani rusz!) — wiecie, takie tam grzeszki dorosłych. To tylko jedne z elementów spektaklu.
Mistrzem całego widowiska był Zygmunt Miłoszewski: z pozoru nierzucający się w oczy mężczyzna, ot kolejny, który chciał być sławny i zabawić się w gieroja na scenie, jednak niezwykle istotny, gdyż to za jego sprawą akcja nabierała tempa. W telegraficznym skrócie — prowadził narrację. Czy było to coś zaskakującego? Dla mnie tak. Rzadko spotyka się, żeby narrator, komentator występował razem z innymi aktorami na scenie: naprawdę fascynujące!
W kwestii formy mogę powiedzieć tyle — ujęcie niebanalne, ale bez szału (możliwe, że sedno tkwi w prostocie). Zwykłe kasyno, więzienie, trochę papierów, jakaś rudera, którą nazywa się „biurem”. Mówią, że to gangsterskie Chicago z lat 30. XX w., ale równie dobrze może być to chociażby Warszawa; sam do końca nie jestem pewien. Nie jest to bynajmniej istotne. Ważne, że to jest miasto, w którego mętnych wodach pływają grube ryby – mafiozi, politycy – i chciwe płotki – skorumpowani policjanci, drobne złodziejaszki.
Swój udział w zbrodni mieli także muzycy – Paweł Lipka (kontrabas) i Maurycy Idzikowski (trąbka). Z początku wydawało mi się, że to trochę dziwne połączenie, ale potem zrozumiałem, że oba instrumenty potrafią współbrzmieć w harmonii i idealnie oddawać nastrój panujący na scenie, co w pewnych momentach dodawało pikanterii lub dreszczyku w miarę rozwoju wydarzeń. Jak się okazuje, zbrodnia nie musi być wcale straszna, pod warunkiem że się ją „słodko” zaaranżuje.
Niewątpliwie ta sztuka utwierdziła mnie w przekonaniu, że reżysera ogranicza tylko wyobraźnia. Czasami warto odejść od konwencjonalnych sposobów przedstawiania świata. Nie zawsze wszystko musi być stworzone z wielkim rozmachem (choć mimo wszystko bardzo to lubię); liczy się raczej intencja. Zbrodnia, która bawi i uczy była dla mnie swoistym novum i pokazała mi, że w teatrze nie a rzeczy niemożliwych. Wszystko może się wydarzyć, jeśli tylko tego chcemy. Pytanie, czy zdążymy napisać scenariusz, zanim ZABIJE północ…
Klancyk Noir & Zygmunt Miłoszewski
Zanim ZABIJE północ
Wystąpili:
- Maciej Buchwald,
- Krzysztof Dziubak,
- Bartosz Młynarski,
- Paweł Najgebauer,
- Piotr Sikora,
- Błażej Staryszak,
- Grzegorz Uzdański.
Gość specjalny:
- Zygmunt Miłoszewski
Muzycy:
- Maurycy Idzikowski (trąbka)
- Paweł Lipka (kontrabas)