0

47. dzień Powstania Warszawskiego

Kapitan Cyprian Odorkiewicz "Krybar" dowódca zgrupowania "Krybar" (drugi z lewej) w otoczeniu "Rafałków" ogląda amunicję do PIATa podczas inspekcji w ogrodach na Okólniku
47 Janusz Braun Kapitan Cyprian Odorkiewicz Krybar dowódca zgrupowania Krybar – (drugi z lewej) w otoczeniu "Rafałków" ogląda amunicję do PIATa podczas inspekcji w ogrodach na Okólniku
fot. Janusz Braun (Wiki)

16 IX 1944 sobota. Wschód słońca 6:28, zachód 19:05, średnia temperatura powietrza 10 °C, słonecznie.

Pierwsze zrzuty pomocy dla powstańców wykonują sowieckie samoloty.

Od rana czerniakowskie oddziały AK wzmocnione żołnierzami 9. pp odpierają silne ataki niemieckie. Ogień artylerii i dział szturmowych niszczy bezustannie Solec i Wilanowską. Nacierając od ul. Górnośląskiej i Cecylii Śniegockiej.

Niemcy wdzierają się do budynków po parzystej stronie Czerniakowskiej, następnie obsadzają czteropiętrowy dom przy Zagórnej nr 16, szturmem zdobywają posesję przy ul. Idźkowskiego 5/7.

Po nieparzystej stronie ul. Zagórnej Niemcom udało się wtargnąć do szpitala powstańczego Zagórna 9, gdzie mordują rannych, część wyprowadzają do siedziby Gestapo w al. Szucha.

Resztki baonów „Zośka”, „Czata 49” i żołnierze 9. pp zaciekle bronią pozycji przy ul. Okrąg. Zostają wyparci z gmachu PKO, ale udaje im się utrzymać barykady na Okrąg i Solcu zamykające dostęp w głąb dzielnicy z kierunku północnego.

Ginie ppor. Andrzej Romocki „Andrzej Morro”, dowódca kompanii „Rudy” batalionu „Zośka”.

Zza Wisły nie dociera kolejna fala desantu mogącego rozszerzyć przyczółek.

Królewska 16

Zachowała się kartka nadpalonego, pożółkłego papieru.

W górnym prawym rogu ocalała data: „M.p. 16 IX 44 godz. 11:30″, a poniżej tekst:

„Melduję posłusznie, że noc dzisiejsza zeszła spokojnie, bombardowania nie było, tylko co pewien czas Npel ostrzeliwał nasze stanowisko z broni maszynowej i kb.

Godz. 0.20 Npel z granatnika ostrzeliwał południowo-wschodnią część Giełdy.

Godz. 1.10 artyleria zenitowa ostrzeliwała samoloty bolszewickie.

Godz. 2 stałe krążenie samolotów zrzutowych. Npel ostrzeliwał silnym ogniem artylerii przeciwlotniczej, a zarazem i nasze stanowisko placówki na wyłomie pl. Grzybowski-Królewska.

Godz. 3 zespoły samolotów bolszewickich w przelocie w kierunku Bielan. Odgłosy walk na Powiślu – towarzyszy artyleria ciężka.

Godz. 5.30 atak bolszewicki. Ostrzeliwano gęstym ogniem miotaczy ognia, artylerii ciężkiej, czołgów, broni maszynowej, jak również artylerii przeciwlotniczej.

Godz. 5.30. Ogród Saski, pl. Marszałka Piłsudskiego pod silnym obstrzałem.

Godz. 6.15 od strony Wisły słychać hymn polski i przemówienia. Ogień artylerii ustał. Rosjanie ustawili na brzegu praskim megafony. W przemówieniach propagandowych podają (słowo nieczytelne – przyp. M. K.), że rozpoczął się atak na Warszawę do wytrwania (tak!). W przerwie grano melodie polskie i, jak powyżej wspomniałem, Mazurka Dąbrowskaego (…)”.

To samo słyszał nieznany żołnierz z 1 plutonu kompanii „Andrzeja” ze Zgrupowania majora „Bartkiewicza”. Zapisał w pamiętniku, odnalezionym po wojnie w gruzach:

„(…) słyszeliśmy bardzo dobrze orkiestrę grającą hymn polski, później jakieś okrzyki, któreśmy nie mogli dosłyszeć”.

W 39 lat później odnalazłem w Gdyni strzelca „Cherbourga”. Zapytałem, czy przypomina sobie tamtą noc, a także meldunek, który pisał, siedząc w punkcie obserwacyjnym na ostatnim piętrze przy Królewskiej 16. Noc pamiętał, ale nie pamiętał, żeby cokolwiek pisał. Pokazałem mu jego list z tamtego dnia:

„Siostra Krystyna w Izbie Chorych (przez grzeczność):

Kochana Krysiu!

Wybacz, że to, co chciałbym Ci na początku napisać, piszę na końcu. Ale te papierosy, zapałki i ten liścik, który mi nadesłałaś, wprawił mnie w takie rozczulenie, że abyś to zrozumiała, muszę Ci podać parę faktów, które składają się na genezę tego. Zaczynam więc od kwatery, a właściwie ad posterunku. Jest nim pokój narożny na Król(ewskiejj przy Saskim Ogr(odzie). Jasne, miłe tapety i wpadające w ciągu całego dnia promienie słońca czynią z naszej kwatery jakąś świątynię Boga Dnia, Humoru i Pogody. Zawsze u nas pełno, gdyż jeden z kolegów jest zawodowym fryzjerem. Schodzi się więc u nas cała Król(ewska)

Ciągły ten gwar, słońce wpadające przez okna i to, że po skończonej służbie nikt mnie nie ciągnie do nowej roboty, wprawiły mnie w znakomity humor. Tak przynajmniej było do wczoraj wieczora…

Tymczasem dziś, kiedy stałem na warcie sam jeden w ciemną noc (znasz tę piosenkę?), krótko po siódmej usłyszałem jakiś głos płynący z oddalonego megafonu. Jak się domyślasz, chodzi tu o audycję nadawaną przez bolszewików z drugiej strony Wisły. Wiatr wiał w naszą stronę, mogłem więc pochwycić poszczególne słowa i zdania:

«Warszawo! Godzina wyzwolenia już bliska! Bij Niemca! Niech żyje zwycięska Armia Czerwona! Niech żyje wolna i niepodległa Polska!»

(Znasz dobrze bolszewików, więc wiesz sama, że oni są zdolni rzucić nawet taki okrzyk.) Na zakończenie zagrali hymn i Rotę.

I te dwie melodie tak potrafiły mnie rozczulić, że po raz pierwszy od niepamiętnych czasów poczułem w oczach łzy. I te dwie melodie jakimś dziwnym skojarzeniem skierowały moje myśli ku dawno niewidzianej rodzinie. Pomyślałem, wiesz, o martwiących się o mnie Rodzicach, o Marychu i czułem się tak paskudnie, że miejsca nie mogłem sobie znaleźć. I do tego, jak na złość, skończyły mi się papierosy.
Wreszcie o trzeciej schodzę z przyzwyczajenia i dla tradycji na obiad. I tu spotyka mnie największa niespodzianka. Bo przyzanie wypadłoby blado. Poprzestanę więc na tym, ograniczając się już tylko do podziękowań, kiedy się zobaczy my.

 

Jeszcze raz «dziękuję Ci za wszystko» (znowu jak w piosence). Zaciągam się w tej chwili «Klubem» od Ciebie, zapalonym przysłanymi przez Ciebie zapałkami. Tylko wino oddałem całkiem dla «paprzycy», bo jest mu ono potrzebne jako lekarstwo, dla mnie zaś stanowiłoby tylko przyjemność.
Wybacz, że już kończę, choć nie odpisałem jeszcze na Twój list, ale nie mam już czasu. O 5-ej powinienem objąć służbę, a tu już jest 10 po. Żegnaj więc do następnego listu jutro.

Zdzich”.

Rano meldowano z Królewskiej:

„Ucichła artyleria i panuje spokój”

Strzelec „Cherbourg” pisał do adresatki po drugiej stronie ulicy:

„Kochana Krysiu!

Przede wszystkim wybacz, że dopiero teraz piszę do Ciebie ten przyrzeczony list, ale chciałem się w tych dniach wyrwać i z Tobą porozmawiać, i ustnie Ci za wszystko podziękować. Niestety, jakoś mi się nie składało. Może jednak jutro uda mi się wpaść do Ciebie, to pogadamy.

W liście Twoim pytasz, jak długo tu jeszcze będę. Sam tego nie wiem, więc nie mogę Ci odpowiedzieć. Czuję się doskonale. Nic mi nie brak do szczęścia, humor mam dosyć dobry.

A co u Ciebie słychać? Jak się czujesz? No, muszę już kończyć. Serdecznie Cię pozdrawiam.

Zdzich.

P.S. Wybacz, że gryzmolę, ale to pisanie na kolanie.
P.S.S. Zabiłem dziś Ukraińca”.

W czerwcowy wieczór 1983 roku przeczytałem oba listy „Cherbourgowi” w sopockim mieszkaniu „Rybitwy”. „Cherbourg” przez dłuższą chwilę milczał, po czym zwrócił się do „Rybitwy”:

– Pamięta Pan, panie poruczniku, jak mnie pan zrugał za tego Ukraińca?
– Pamiętam, na Królewskiej obowiązywała żelazna zasada: nie strzelać bez rozkazu. Mieliśmy wtedy bardzo mało amunicji.
– Nawinął mi się pad muszkę, nie mogłem się powstrzymać.

Kiedy „Cherbourg” tkwił z karabinem na posterunku, strzelec „Kicia” wymknął się na obiad do mamy na Zielną, nie meldując o tym dowódcy. Przeszedł piwnicami do domu przy skrzyżowaniu ulic Bagno i Świętokrzyskiej. Istniejąca w tym miejscu od sierpnia barykada została tego dnia rozbita. „Wychodzę z bramy nie kryjąc się – w 39 lat później „Kicia”, postać powszechnie znana z ekranu telewizyjnego, przyznaje, że miał jednak dużo szczęścia – i dostaję serię, padam na bruk. Jacyś cywile z przeciwległej bramy ściągają mnie pod ostrzałem ze środka ulicy. Mocno krwawię, dostałem sześcioma pociskami z karabinu maszynowego. Dwoma w lewą nogę, i te zgruchotały mi kość udową na długości 3 centymetrów, dwoma w brzuch i dwoma w prawą nogę, kule przeszły przez mięśnie. Tej samej nocy operowali mnie w szpitaliku na Śliskiej. Następnego dnia czekałem na amputację nogi. Odnalazła mnie matka i nie zgodziła się.

Kiedy „Kicia” nie powrócił do północy, „Paprzyca” uznał go za dezertera. Tego wieczoru stan 9 kompanii wynosił 174 osoby, w tym 7 oficerów, 10 podchorążych, 29 podoficerów, 82 żołnierzy i 46 kobiet (łącznie z oddziałami wsparcia z 7 kompanii „Iskra” i 4, kompanii „Watra”, które porucznik „Romański” w każdym raporcie włączał do stanu osobowego 9. kompanii).

Wyżywienie tylu ludzi wymagało nie lada umiejętności aprowizacyjnych pań prowadzących kuchnię przy Próżnej 14. Z barykady u wylotu na plac Grzybowski wyciągano worki z cukrem i kiełkującymi ziarnami jęczmienia, które w pierwszych dniach sierpnia stanowiły jedno z podstawowych umocnień, broniących dostępu do kwater 9 kompanii. Były też spore ilości niewymłóconego jęczmienia z browaru Haberbuscha. Ziarno mielono w młynkach do kawy razem z twardymi łuskami i gotowano z niego zupę „pluj”, której nie było czym okrasić. Brakowało tłuszczu.

1944 wrzesień 16, Warszawa (Żoliborz).

Komunikat prasowy o przedostaniu się przez linię frontu łączniczek AL z Żoliborza por. „Krystyny” (Izoldy Kowalskiej) i por. „Hanki” (Hanny Morawskiej)

Kurierki dowództwa żoliborskiego Armii Ludowej przybyły do Lublina
Kurierki ob. ob. Krystyna i Hanka opuściły Żoliborz w ubiegłą niedzielę w nocy, przeprawiły się przez Wisłę, dotarły na Targówek, weszły w kontakt z patrolami sowieckimi i autem dostały się do Lublina. W długiej rozmowie z gen. Rolą-Żymierskim zdały sprawę z sytuacji ma terenie Warszawa-Północ, udzielając dokładnych informacji o miejscach i warunkach zrzutów na Żoliborzu i Marymoncie.

W ciągu 24 godzin po tych informacjach pomoc dla nas nadeszła.

Kurierki przyjęte były z nadzwyczajną serdecznością przez żołnierzy polskich i obywateli Lublina. Po tamtej stronie frontu wszyscy żyją myślą o jak najszybszym wyzwoleniu Warszawy.

„Nie jesteście sami, lada dzień zobaczymy się w oswobodzonej Warszawie!” – oto pozdrowienia kurierek Hanki i Krystyny z wolnego Lublina, przesłane na falach eteru.

Trzecią noc z rzędu miały miejsce zrzuty lotnictwa sowieckiego na Żoliborzu.

Dzisiaj znów otrzymaliśmy broń, w tym tak cenną dla nas broń przeciwpancerną oraz amunicję.

„Biuletyn Podokręgu Nr 2 Armii Ludowej” 1944 nr 93, s. I

Źródła:

  • Maciej Kledzik, „Królewska 16”, Instytut Wydawniczy PAX, Warszawa 1984.
  • Antoni Przygoński, „Udział PPR i AL w Powstaniu Warszawskim”, Książka i Wiedza, Warszawa 1970
  • Almanach Powstańczy 1944 z kalendarzem na rok 2004, Miasto Stołeczne Warszawa, Warszawa 2003
  • Witryna Internetowa: http://www.whatfor.prv.pl

Powrót do kalendarium PW
1944

16 września 2014 00:05
[fbcomments]