0

Cały czas towarzyszył mi strach o życie pasażera

Jarosław Wieczorek, kierowca MZA ratujący życie
Jarosław Wieczorek, – kierowca MZA ratujący życie
fot. Janusz Bubel

Większość pracowników komunikacji miejskiej, ba większość Polaków, za sprawą mediów słyszała o przypadku Pani Joanny Mendrali, kierowcy autobusu z Rzeszowa, która bez wahania podjęła się reanimacji swojego pasażera.

Ale przypadek pani Joanny nie jest wyjątkowy – prowadzący pojazdy komunikacji spotykają się z podobnymi nieszczęściami na co dzień. W większości przypadków o tych zdarzeniach nie robi się głośno, często nie wiedzą o nich nawet przełożeni kierowców.

U nas nie jest inaczej.

Pewnie pamiętacie artykuł umieszczony w Klaksonie z listopada zeszłego roku, w którym opisano interwencję naszego kolegi, Cezarego Szczygła z R-2, jeżeli nie, to przypominamy (artykuł poniżej).

Cezary Szczygieł z R-2 (Kleszczowa)
Cezary Szczygieł z R-2 (Kleszczowa)

Kolejny przypadek

Tymczasem kolejny przypadek miał miejsce w ubiegłą środę: ulicami warszawskiej dzielnicy Wawer jedzie autobus linii 119 prowadzony przez Jarosława Wieczorka z R-3. Zwyczajny kurs do pętli w Międzylesiu. Mniejszy ruch na ulicach, mniej młodzieży, ferie w toku. Godzina 8:40, autobus zgodnie z rozkładem jazdy wjeżdża w zatokę przystankową przy stacji PKP Anin. Do autobusu biegnie starszy pan. Kierowca czeka, pasażer wchodzi do środka i nagle bezwładnie przewraca się, jest nieprzytomny. Wśród pasażerów konsternacja i zamieszanie. Ten człowiek umiera, tak ocenia sytuację kierowca autobusu. Jarek, bo tak ma na imię kierowca, natychmiast przystępuje do reanimacji. W międzyczasie jeden z pasażerów powiadamia pogotowie ratunkowe. Po kilku minutach słychać sygnały. Przyjeżdża karetka, ratownicy przejmują czynności reanimacyjne od Jarka.

Jarosław Wieczorek, kierowca MZA ratujący życie
Jarosław Wieczorek – kierowca MZA ratujący życie
fot. Janusz Bubel

Sam Jarek tak opisuje dla nas tę sytuację:

„O zaistniałej sytuacji poinformowała mnie pasażerka autobusu. Podszedłem do pasażera, nie było kontaktu słownego z mężczyzną, nie reagował. Pasażerka pomogła w ułożeniu mężczyzny na podłodze autobusu i w powiadomieniu pogotowia ratunkowego. Ja w tym czasie rozpocząłem akcję reanimacyjną, która trwała do przyjazdu karetki. W autobusie było mało pasażerów, którzy zachowali spokój. Postąpiłem zgodnie ze zdobytą wiedzą, ale cały czas towarzyszył mi strach o życie pasażera”.

Kiedy instruktor przyjeżdża na miejsce zdarzenia, karetka jeszcze jest. Zabierają nieprzytomnego mężczyznę do szpitala. Instruktor słyszy rozmowę pomiędzy ratownikami „gdyby wszyscy tak się zachowywali…”. Nie ma żadnych wątpliwości, te pochwały tyczą naszego kierowcy. Karetka odjeżdża na sygnałach, od dawna nie ma też nikogo z pasażerów. Instruktor patrzy na kierowcę i jest pod wrażeniem, że ten zachowuje się tak, jakby nic się nie stało, nie jest zdenerwowany, jego zachowanie po prostu imponuje. Przecież przed chwilą udzielał pomocy nieznajomemu człowiekowi, któremu być może uratował życie, a nikt z kilkunastu pasażerów nie zdobył się na taką reakcję i nie był na tyle opanowany i nie miał tyle wiedzy, co Jarek Wieczorek.

Co więcej, okazuje się, że Jarek nie jest wyszkolonym ratownikiem, a cała jego wiedza o pierwszej pomocy pochodzi z kursów podstawowych. Oznacza to, przynajmniej teoretycznie, że każdy z nas jest przygotowany na taką sytuację, że nie należy się obawiać, a jeżeli brakuje nam impulsu do podjęcia działań – to może to nie brak wiedzy, a właśnie tej zimnej krwi.

Jak postępować, gdy znajdziemy się w takiej sytuacji?

Zachować spokój, szybko wezwać fachową pomoc i rozpocząć akcję reanimacyjną. Bo życie mamy tylko jedno! Każdy z nas czy naszych bliskich może znaleźć się w podobnej sytuacji – dodaje Jarek.

Nadzór Ruchu MZA

Inny taki wypadek: LINK

24 stycznia 2015 00:33
[fbcomments]