O Janie Leonie Kozietulskim, bohaterze spod Somosierry, opowiada profesor Wojciech Iwańczak.
125. felieton pod wspólną nazwą: Stolica historii. Przedstawiają członkowie Towarzystwa Miłośników Historii w Warszawie, które są już od trzech lat emitowane w każdą sobotę, w nieco skróconej wersji, w Radiu Kolor.
Podcast Radia Kolor jest pod tekstem.
Z cyklu:
Stolica historii. Przedstawiają członkowie
Towarzystwa Miłośników Historii w Warszawie.
Odcinek CXXIV:
Jan Leon Kozietulski
najwierniejszy szwoleżer Napoleona
Opowiada profesor Wojciech Iwańczak
Napoleon w dziejach Polski odegrał bardzo ważną rolę, do dzisiaj posiada on wśród miłośników historii swoich zagorzałych sympatyków, ale także takich, którzy uważają, że mógł dla Polski zrobić znacznie więcej. W dyskusjach na ten temat przywoływana jest często postać Jana Leona Kozietulskiego. Przyjrzyjmy mu się bliżej.

Data urodzin późniejszego pułkownika, szlachcica herbu Abdank, stała się obiektem sporu, ale raczej przyjmuje się, że ujrzał światło dzienne w roku 1778, w Skierniewicach. Wstępne nauki pobierał w domu natomiast później wstąpił w progi sławnej Szkoły Rycerskiej. Jako jej absolwent mógł oczekiwać błyskotliwej kariery wojskowej, ale szansa na nią pojawiła się dopiero wtedy, gdy na horyzoncie spraw polskich pojawił się Napoleon. W końcu 1806 roku wyruszył wraz z grupą patriotycznie nastawionych młodych ludzi do Poznania by przywitać cesarza. Po jego przybyciu do Warszawy Kozietulski nie odstępował Napoleona na krok i towarzyszył mu na co dzień, stał się on jego życiową szansą, której nie mógł przegapić. Pojawiły się też pierwsze sprawdziany, Kozietulski uczestniczył w kilku potyczkach, w których wykazał się wielką odwagą, wręcz brawurą.
W kwietniu roku 1807 Napoleon specjalnym dekretem utworzył Pułk Lekkokonny Gwardii Cesarskiej, a nasz bohater otrzymał nominację na szefa szwadronu tego pułku. Po załatwieniu spraw organizacyjnych nowej formacji wiosną 1807 roku Kozietulski wyruszył śladami cesarza do Francji, a następnie do Hiszpanii i tam właśnie miało miejsce najważniejsze wydarzenie jego życia, szarża pod Somosierrą. Przypomnijmy, że Napoleon wprowadził blokadę kontynentalną by odizolować Anglię od handlu z Europą, ale do tego celu potrzebował mieć kontrolę nad Hiszpanią. W kraju tym wybuchło powstanie przeciwko Francuzom i cesarz dla stłumienia go potrzebował zdobyć Madryt, a droga do stolicy prowadziła przez góry Ayllón. Tam właśnie, na przełęczy Somosierra, oczekiwali na Francuzów powstańcy. Droga na szczyt była długa i kręta, łatwa do obrony, powstańcy rozlokowali w czterech bateriach 16 dział, wydawało się, że sprawa dla atakujących jest beznadziejna.
Piechota francuska nie dała rady przebić się, a wówczas zdenerwowany cesarz posłał w bój Polaków. Szalona szarża przyniosła straty, ale także zwycięstwo. Podobno szwoleżerowie byli w trakcie ataku bliscy załamania, a Kozietulski miał zakrzyknąć:
Naprzód psiekrwie! Cesarz patrzy!
Na szczyt przełęczy dotarło podobno tylko kilkunastu jeźdźców, ale zwycięstwo było nadzwyczajne, droga do Madrytu stała otworem. Sam Kozietulski miał pecha, stracił w trakcie szarży konia, został ranny i nie mógł w ataku uczestniczyć do końca. To było przyczyną późniejszego podważania jego dowództwa, ale nie da się zaprzeczyć, że on dał sygnał do ataku.
Późniejszy szlak bojowy przy boku Napoleona był bogaty, wziął udział w wielu bitwach, pod Wagram, w wyprawie cesarza na Rosję. Tam właśnie w bitwie pod Małojarosławcem z garstką szwoleżerów zasłonił Napoleona przed szarżą Kozaków i otrzymał głęboką ranę piką. Za ten wyczyn został majorem. Nie zabrakło też Kozietulskiego w kolejnych wielkich bitwach cesarza, pod Dreznem i pod Lipskiem.

Losy szwoleżerów przybrały gorszy obrót wraz ze schyłkiem epopei napoleońskiej. 7 kwietnia 1814 roku odbyli ostatnią prezentację przed cesarzem, ale Napoleon był już podobno nieobecny duchem i milczący.
Schyłek życia Kozietulski spędził w Królestwie Polskim, gwardia cesarska przeszła na służbę rosyjską, a nasz bohater poddał się melancholii. Zmarł w roku 1821 i o trzy miesiące wyprzedził swego ukochanego cesarza.
Warszawa pamiętała zasługi Kozietulskiego, jego pogrzeb zgromadził tłumy ludzi. Stał się symbolem szalonej odwagi, niektórzy mówili, że nieodpowiedzialnej, ta dyskusja na pewno będzie jeszcze trwała latami.

Wojciech Iwańczak
Profesor zwyczajny, mediewista.
Zajmuje się Europą Środkową schyłku średniowiecza, dziejami Czech, historią geografii i kartografii.
Autor ponad 400 publikacji w kilkunastu krajach, członek czynny Polskiej Akademii Umiejętności, Sekretarz Generalny Towarzystwa Naukowego Warszawskiego, Członek Honorowy Polskiego Towarzystwa Historycznego, Członek Honorowy Czeskiego Towarzystwa Historycznego.
Od ponad 30 lat członek Towarzystwa Miłośników Historii w Warszawie.
W latach 1999 – 2005 Prezes TMH.
Podcast Radia Kolor
4:27 min.
Zobacz też inne odcinki cyklu:
- Lista odcinków: [LINK]