0

Jak Dziadek Wacek mundurek u krawca Minca stalował.

Janusz Dziano Pierwszy - zdjęcie z 1937 roku
Janusz Dziano Pierwszy – zdjęcie z 1937 roku
fot. Archiwum autora

Był upalny koniec sierpnia 1937 roku. Warszawska Praga – rodzinną historię opowiada Janusz Dziano.

Był upalny koniec sierpnia 1937 roku. Warszawska Praga.
Ojciec mój doszedł do wieku, w którem każden jeden młody obywatel , a warszawiak w szczególności, zetknięcie z tak zwaną edukacją wykonać musiał. Z podwórkowej gromady kumpli , tylko on jeden pozostał w słusznem oddaleniu od wiedzy i szkolnego boiska, na którem to rozbrykana dzieciarnia w szmaciankę po lajbach, do tchu ostatniego organizm swój dewastowała. Nieuchronne pójście do szkoły, było również przyczynkiem do zakupu odpowiedniego stroju szkolnego, mundurkiem zwanego.

Sklepów z towarem różnorakiem miała Praga od jasnej Anielci … i jeszcze ciut ciut. Ale z tak wyszczególnionem mundurkiem, wyposażonem w marynarskie klape lampasami zdobione i w srebrzyste guziczki z marynarską kotwiczką ….. był tylko jeden.

Wczesnem popołudniem, dziadek mój, któren strażakiem będąc z zamiłowania (do pięknych kobit w szczególności, które pomocy z rąk jego w czasie pożaru doświadczały), zabrał syna swego pierworodnego Janusza na zakup szkolnego uniforma. Daleko nie mieli. Tyle co z Zamoyskiego od Zielenieckiej, pod wiaduktem do Targowej i dalej szpacerkiem w kierunek na Różyca. Ojciec mój doskonale znał mijaną okolicę. Jednak za każdem razem miała ona w sobie coś nowego, odkrywczego i tajemniczego. Mijając tętniące życiem sklepiki i podwórka Praskich czynszówek, doszli do celu.

Przedwojennie - Zamoyskiego i Zieleniecka
Przedwojennie – Zamoyskiego i Zieleniecka
fot. Archiwum autora

Był to sklep z gotowem odzieniem, a tuż obok zakład krawiecki dla wrażliwszych na estetykie klyjentów się znajdował. Dzwonek umieszczony nad drzwiami obwieścił ich wejście. Zapach sukna i inszych materiałów mieszał się z zapachem czosnku i drewnianej podłogi, wodą skrapianej na okoliczność kurzu wpadającego tu z ruchliwej ulicy. Z nad kontuaru uniosła się głowa w czarnem nakryciu, tak typowa w wyglądzie dla pobliskich sklepów, straganów i knajpek kategorii wszelakiej.

Ajj ajj … A kogóż to widzą oczy moje. Pan dziedzic z młodym paniczem w moje skromne progi, czym mogę służyć Szanownemu Panu inżynierowi ? Radosne oczy moje widząc młodego księcia Walii przy majestacie najwyższego władcy dworu.

Dziadek Wacuś, który znał był sklepikarza z wielu różnorakich okolyczności, skinął głową, letkim aczkolwiek zdecydowanym ruchem zdjął kapelusz i rozglądając się po pobliskich półkach zagadnął:

Słuchaj pan panie Minc. Syn mój do szkoły po naukie się wybiera i godny strój mu się należy. W byle jakiem to wyjść z domu dla straty czasu szkoda. Ja już mówię co ma być, a pan słuchaj uważnie. Ma być tak … mundurek marynarski z klapą szamerowaną i guzikami srebrnemi, w kotwice wyposażone. Wszystko to prima sort towarek, tandety czyly szmelcu nie bierzem. Pytanie brzmi ! Czy jest, w jakiej cenie i dlaczego tak okropnie drogo?

Żyd z uśmiechem zmrużył oczy i powiedział.

A co ma nie być ? Wszystko jest. Pan Wacław dziś pod humorkiem … ale to dobrze. Jest dobry humorek to i interes będzie radosny. Już podaję odpowiednie ubranko dla następcy tronu. Wszystko prima sort, bo o tych tańszych nie wspomnę ze względu na cenę podłą i niegodną pugilaresa Szanownego Mecenasa.

Żyd mruknął coś pod nosem, podrapał się po łepetynie i zdjął z półki jedno z wielu pudeł . Chwila zastanowienia i wpatrzonym w ruchy sklepikarza, ukazał się nowiuteńki, pachnący suknem rzeczony mundurek. Janusz założył go na siebie i stanął przed dużym lustrem. Wszystko pasowało jak ulał i świadczyło o wprawnym oku sprzedawcy. Towar został wybrany, pozostała sprawa ustalenia ceny.

Młody pan dziedzic sylwetkę po Szanownym stwórcy swojem odziedziczył. Sznyt i elegancja wprost modelowa … 16 złotych dla wielmożnego Pana.

Janusz Dziano Pierwszy - zdjęcie z 1937 roku
Janusz Dziano - senior – zdjęcie z 1937 roku
fot. Archiwum autora

Dziadek zmrużył oko i szepnął do syna: A teraz słuchaj i ucz się życia synku. I rzecze do Żyda:.

Panie Minc, za 16 złotych to ja mogie pelyse szynszylą podbite żonie mej przy radosnej rocznicy zakupić ,a jeszcze na kieliszek chleba zostanie o śledziku nie wspomnę. A Pan mnie, stałemu klyjentowi takie podłe handlowe szykane stosujesz ? Ja 8 złotych Panu daję za ten cały interes, a i to lekkomyślna wprost rozrzutność z mej strony.

Żyd się oburzył.

Idź Pan do cholery Panie Prezesie. Pan chcesz mnie na żebry wysłać za takie handele ? Dzieci moje głodne tułać się będą a żona w chorobe zapaść może. Same nieszczęście, nie zejdę nawet o pół złotego. Towarek prima … nie mogie nie chce, nawet nie myślę.

Dziadek rozwijał artystyczne napięcie.

To zabieraj Pan sobie cały ten towarek i pocałuj mnie w ostatnie krzyżowe. Choć na takie wyróżnienie to żeś Pan nic a nic nie zasłużył.

Po czym zakręcił się na fleku i ruszył z synem do wyjścia.
Minc jęknął w zakłopotaniu.

Ajjj … proszę zostać, nie wychodzić, nerw uspokoić. Interes nie lubi pośpiech. Co nagle to po diable. Ja już Panu mówię 10 złotych panie inżynierze, choć to i tak za dużo powiedziane i na gadułę wyjść mogę.

Przez kilka kolejnych minut ustalali cenę na tak zwany „blat”, czyli ostatecznie. Koniec końcem stanęło na żądanych przez Wacusia ośmiu złotych.
Dziadek raz jeszcze wziął mundurek do rąk, co by należycie rozstanie z gotówką ocenić, i niepostrzeżenie dla Żyda mydłem pod marynarską klapą krzyżyk wymalował.

Sprzedawca, lamentując nad swym ciężkim losem, skrył się za wzorzystą kotarą i tam zapakował rzeczony towar. Zainkasował całe 8 złotych i polecając swe handlowe obycie na przyszłość, chciał pożegnać się z moimi bliskimi.

Moje uszanowanie Panu Prezesowi , całuję rączki małżonki Szanownego, życzę miłego wieczora

wdzięczył się obłudnie.

Ale do wieczora było jeszcze daleko.

Dziadek Wacek przymrużył oko i zdecydowanym ruchem otworzył pakunek. Uniósł marynarskie klape w górę i …. znaczka nie było. To nie był uczciwy geszeft, to było więcej niż ostatnie słowo do draki.

Minc pakując towar, zamienił mundurek na podobny ale w gorszej jakości materiału i bez guzików z kotwicami. Takie miał akuratnie na składzie, dokładnie po 8 złociszów. Nie warto przytaczać treści tego co Żyd usłyszał. W ramy salonowego obycia, słów Wacusia wpisać się nie da. Dostało się Mincowi fest po uszach. Oprócz właściwego mundurka w cenie raz ustalonej, dziadek wyszedł ze sklepu w nowiuteńkim kapeluszu. Takie rekompensum, za strate moralne, ewidentnie poniesione.
Stary oczywiście zostawił. Z faszonem … a co.

Ulica Targowa rok 1940 - wiadukt przy Mackiewicza
Ulica Targowa rok 1940 – wiadukt przy Mackiewicza
fot. Arcihwum autora

Pamięci mojego dziadka Wacława opowiadanie to poświęcam.
Warszawa 2011

1 maja 2017 11:27
[fbcomments]