0

Rada Warszawy (niemal) bez lewicy

Zieloni z pewnej konferencji
Zieloni – z pewnej konferencji
fot. Zieloni

Ugrupowania odwołujące się do lewicowych wartości wychodzą z wyborów samorządowych w Warszawie – poturbowane.

Felieton

SLD wprowadziło dwójkę radnych – Paulinę Piechnę-Więckiewicz i Waldemara Marszałka.

Przepadły komitety Rozenka i Ikonowicza, wyrosła z buntu przeciwko prywatyzacji stołówek Warszawa Społeczna w kampanii nie zaistniała w ogóle. Zieloni cały czas nie przekraczają progu wyborczego, mimo, iż z podobnym programem jak ten firmowany przez Joannę Erbel, wybory w Słupsku wygrał Robert Biedroń.

Bogumił Kolmasiak - zdjęcie
Bogumił Kolmasiak – zdjęcie
fot. Fotograf Bogumiła Kolmasiaka

Stołeczni wyborcy okazali się konserwatywni i w ogromnej większości poparli partie dominujące od lat w polskiej polityce – Platformę Obywatelską i Prawo i Sprawiedliwość. Hannie Gronkiewicz-Waltz wybaczono skandaliczną bezradność w kwestii reprywatyzacji, która skazuje tysiące ludzi na wykluczenie społeczne, a miasto pozbawia cennych obiektów użyteczności publicznej: szkół, boisk i parków. PO po raz kolejny dostała mandat od wyborców, a alternatywy w niewystarczającym stopniu pokazały swoje atuty.

A tych przecież było co nie miara. Ciężko odmówić pracowitości radnym związanym z komitetem Rozenka, gdy trzeba było Walkiewicz, Rzońca i Budzyn stali po stronie mieszkańców. Joanna Erbel przedstawiła jako jedyna kandydatka kompleksowy program dla stolicy (później w dużej mierze podchwycony przez… Gronkiewicz-Waltz). Agata Nosal-Ikonowicz jak lew walczyła o godność lokatorów eksmitowanych kamienic. Jednak w starciu z ogromnymi machinami partyjnymi to nie wystarczyło. Nawet SLD i Warszawska Wspólnota Samorządowa firmowana przez polityka z lewicową przeszłością w sumie zdobyły tylko trzy mandaty.

Warszawa i Polska potrzebują lewicy. Odważnej, wiarygodnej, stojącej po stronie zwykłego człowieka, często bezsilnego wobec pazerności banków i instytucji finansowych, kamienniczków, pracodawców, łamiących prawa pracownicze, urzędników, rzucających kłody pod nogi małym przedsiębiorcom. Zrównoważony rozwój to rozsądna, realna i nieutopijna alternatywa dla szalejącego w Polsce peryferyjnego kapitalizmu. Jednak nie zrobią tego skompromitowani pierwszoligowi politycy, którzy żyją w oderwaniu od rzeczywistości.

Lewicy potrzebne jest nowe otwarcie. Bez Millera i Kwaśniewskiego, których zatopią albo wyborcy, albo sądy i prokuratura za zgodę na funkcjonowanie w Polsce tajnych więzień CIA. Bez Ryszarda Kalisza (przynajmniej nie w pierwszym szeregu), który jest tak oderwany od rzeczywistości, że narzeka na niskie zarobki polityków, podjeżdżając na protest Oburzonych Jaguarem. Bez Janusza Palikota, który zmienił w ciągu ostatnich kilku lat, poglądy, partnerów politycznych i program, ostatecznie grzebiąc swoją wiarygodność.

W małych miejscowościach widać wyraźnie, że odważna, lewicowa alternatywa jest możliwa i nie trzeba wielkich pieniędzy, aby ją zrealizować. Mateusz Klinowski, antyklerykał i działacz Wolnych Konopii, wygrywający wybory w papieskich Wadowicach. Robert Biedroń, idący pod sztandarem zielonej modernizacji i uczynienia Słupska centrum zielonych technologii. Wygrywający drugą kadencję Krzysztof Matyjaszczyk w Częstochowie, realizujący pionierski program in vitro, finansowanego z kasy miasta. Te przykłady, pokazują, że można.

Ci, którzy te drobne sukcesy, przełożą na ogólnopolski projekt polityczny, mają szansę odebrać Polskę partiom władzy, tkwiącym od lat w żelaznym uścisku i wzajemnie się nakręcających. Ale do tego trzeba odwagi. Prawica nie upomni się o najsłabszych. Będzie przykrywała swoją nieudolność i serwilizm wobec globalnych korporacji, religijno-ideologiczną papką. Dlatego potrzebujemy lewicy.

15 grudnia 2014 19:15
[fbcomments]