0

Ostatnia godzina Mary Stuart

Mary Stuart w Teatrze Ateneum – reż. Agata Duda-Gracz
fot. Teatr Ateneum

W Teatrze Ateneum na Powiślu wybitna sztuka w reżyserii Agaty Dudy-Gracz o ostatnich chwilach życia najsłynniejszej królowej Szkocji.

Mary Stuart” to przedstawienie wręcz kameralne, spokojne, jakże odmienne więc od charakteru tytułowej postaci, rozgrywające się w jednym pomieszczeniu – jakby celi więziennej. Przygaszone światło, stonowana muzyka, szarość, uboga scenografia. W takich warunkach Królowa Szkocji dokonuje rozrachunku ze swoim życiem.

Maria Kulesza w roli tytułowej przechodzi w czasie półtoragodzinnego przedstawienia diametralną przemianę. I mimo zbliżania się ostatniego tchnienia, jest to przemiana z kobiety starej, słabej, siwej i na wpół szalonej, w silną i dumną przywódczynię przekonaną do swoich racji i słuszności postępowań (nawet tych zbrodniczych).

Symbolem tej przemiany jest ruch sceniczny, jaki wykonuje Kulesza: w pierwszej scenie widzimy ją zapadniętą gdzieś na samym końcu sceny,

na początku
Mary Stuart – na początku
fot. Teatr Ateneum

a w sekwencji finałowej stoi dumna na przodzie sceny przed wszystkimi innymi postaciami, na równi z katem, który za moment wykona egzekucję.

dumna
Mary Stuart – dumna
fot. Teatr Ateneum

W trakcie półtoragodzinnej przemiany stają przed Mary Stuart postacie z okresu jej królowania: błazen, lekarz, aptekarz, służąca, a nawet (w znakomitej scenie) szczątki jej licznych psów. Im więcej poznajemy szczegółów jej władczych decyzji – często bardzo kontrowersyjnych i krzywdzących lud (świetna sekwencja, gdy Mary próbuje sobie przypomnieć kiedy miała litość dla podwładnych) – tym Kulesza w roli Mary Stuart staje się silniejsza i dumniejsza.

Przedstawienie nie ma jednak na celu oceny okresów rządu Królowej Szkocji. Bardziej jest to studium psychologiczne nad postawami ludzkimi, nad sprawowaniem władzy i rozrachunkiem nad swoim życiem. Bez względu na fakty historyczne, Mary Stuart z interpretacji Agaty Dudy-Gracz wychodzi z tego rozrachunku zwycięsko. Nie ma szlochów nad swoim losem i niesprawiedliwym (w jej ocenie) skazaniem, jest duma i przeświadczenie (tym razem prorocze) stania się postacią historyczną.

Przedstawienie w Teatrze Ateneum pomimo swojej ascetycznej formy ma ogromną siłę – przykuwa uwagę widza, jednocześnie nie pozwalając mu jednoznacznie utożsamiać się z tytułową postacią. To taka specyficzna forma odbrązowienia szkockiej legendy (może w Polsce mniej znanej), mimo scenicznego zwycięstwa Mary Stuart.

Siłą sztuki „Maria Stuart” są wybitne kreacje aktorskie. I to w dodatku aż trzy, z których trudno wybrać jedną dominującą. Od początku do końca bowiem na scenie mamy nieprzerwanie trzy postacie: Królową, kata i jego niepełnosprawnego syna niemowę.

Zacznijmy od tej ostatnie postaci, krzątającej się na scenie już w trakcie rozsiadania widowni przed spektaklem, a następnie próbującej – mimo swojej wady wymowy – zaanonsować spektakl. Hans – syn i pomocnik kata – silny, ale niepełnosprawny niemowa bierze udział w każdej scenie. Brawurowo grany przez Tomasza Schuchardta tworzy postać bardzo ważną dla całego przedstawienia. Przyznam że tak zagranej roli jeszcze w teatrze nie widziałem. Tomasz nawet wychodząc do końcowych braw nie przestaje grać swojej niepełnosprawności, tak przekonująco że aż trudno uwierzyć że jest tylko aktorem. To postać najprawdopodobniej kluczowa dla całego przedstawienia. Jej zaakceptowanie przez widza determinuje odbiór całego dzieła Agaty Dudy-Gracz. Jeżeli dla kogoś taki sposób grania postaci Hansa przekracza granice aktorstwa i jest przerysowany to nie odbierze pozytywnie całego przedstawienia.

Kto wie, czy nie mniejszym aktorskim wyzwaniem jest rola kata grana przez Przemysława Bluszcza.

w roli kata

Proszę sobie wyobrazić, że postać ta przez 90 minut stoi praktycznie nieruchomo w rogu sceny wygłaszając tylko swoje kwestie. Już samo fizyczne wyzwanie do zagrania takiej roli wydaje się nieprawdopodobne. Jak ktoś nie wierzy niech sobie postoi nieruchomo przez pół godziny w kącie pokoju (nie praktykować w czasie obowiązków służbowych …). Dodatkowo Bluszcz gra bezwzględnego realizatora postanowień i jako jedyny nie ulega sile tytułowej postaci. Jego największy problem to, czy tak słabe włosy Królowej pozwolą, na poegzekucyjną prezentację ściętej głowy.

Maria Kulesza – praktycznie nierozpoznawalna jako siwa babcia w początkowej fazie przedstawienia – to klasa sama w sobie, zapewne życiowa teatralna rola tej aktorki. Jej przemiana w silną Królową jest w pełni przekonywująca, pomimo że przez całe przedstawienie udowadnia wyższość nad całym światem, po części również na widownią.

Na koniec warto jeszcze wyróżnić – świetnie uzupełniającą ten spektakl – muzykę Mai Kleszcz i Wojciecha Krzak byłych członków Kapeli ze Wsi Warszawa.

Szkoda że tak znakomity spektakl nie cieszy się wielką popularnością, znaczna część foteli nawet na parterze teatru Ateneum pozostała pusta.

13 stycznia 2016 10:57
[fbcomments]