0

Thor: Ragnarok

Thor: Ragnarok – Reżyseria: Taika Waititi
fot. Mat. prasowe

Król Piorunów. Z magicznym młotem. I poczuciem humoru. Nie radzi sobie jedynie z kobietami.

Nie byłoby oczywiście nowego filmu, gdyby Thor (niezawodny Chris Hemsworth) po raz kolejny nie musiał ratować świata. Już w pierwszej efektownej scenie wychodzi z opresji, ale to tylko początek walki. Bo o ile z obcymi stworami finalnie nasz bohater większych  nie ma, o tyle rywalizacja w gronie rodzinnym przysparza mu więcej kłopotu. A jeszcze pojawia się ni stąd ni zowąd siostra (diaboliczna Cate Blanchett), które ma makabryczne plany odnośnie królestwo zostawionego w spadku przez ojca (epizodyczny Anthony „Hannibal” Hopkins).

Jeżeli powyższy opis podstawy fabuły wskazuje na jej przeciętność, to …. zgadza się to co do joty. Scenariusz jest prosty jak konstrukcja cepa, a może biorąc pod uwagę atrybut bohatera – młota … Tylko, że to zupełnie nic nie szkodzi. Widz może się w trakcie seansu z łatwością zorientować jak to wszystko się skończy, ale zwyczajnie nie ma na to czasu zajęty kolejnymi efektownymi scenami i raz po raz rozbawiany przez żarty sypane niczym z rękawa przez bohaterów filmu. Trzeba być wyjątkowym ponurakiem, żeby narzekać na luki scenariuszowe.

Najnowszy Thor to przede wszystkim uczta wizualna. Realizatorzy umiejętnie dawkują efekty specjalne, dzięki czemu seans nie sprowadza się jedynie do totalnej demolki. Można zachwycać się również ciekawymi pomysłami inscenizacyjnymi, jak chociażby ewakuacja ludności. Duża w tym zasługa nowozelandzkiego reżysera Taika Waititi znanego z filmów niskobudżetowych, w tym ironicznego paradokumentu wampirzego „Co robimy w ukryciu„, który wygrał głosowanie publiczności na Warszawskim Festiwalu Filmowym dwa lata temu. Doświadczenia z kręcenia tego typu filmów widać także w „Thor: Ragnarok” – wszystko jest tutaj podszyte ironią i nawet koniec świata można potraktować z pewnym dystansem.

Dobrym pomysłem było również odciążenie Thora. W wielu sekwencjach akcja skupia się na innych bohaterach, co stanowi odświerzający powiew. Pomagają w tym aktorze, którzy zdają się świetnie bawić: Mark Ruffalo jako mało „kumaty” Hulk, Tessa Thompson jako złomiarka-alkoholiczka i wreszcie znany z trailera król ceremonii Jeff Goldblum.

Kto wie czy za największą zaletę filmu nie należy uznać muzykę. Z pewnością tak odczują to fani Led Zeppelin, bo kultowy przebój tego zespołu został wykorzystany znakomicie. Wykorzystywana jest także muzyka elektroniczna, a nawet operowa. Nie podoba się komuś fabuła? – proszę zamknąć oczy i słuchać – wrażenia gwarantowane.

Film jest za długi. Nic mi nie wiadomo, żeby tego typu produkcje powinny obowiązkowo trwać ponad 2 godziny, ale skrócenie poprzez wyrzucenie kilku nie potrzebnych scen o pół godziny zrobiłoby Thorowi dobrze. Szczególnie, że trzeba jeszcze wysiedzieć napisy końcowe, po których jest scena stanowiąca wisienkę na torcie.

Pewnym problemem dla mniej entuzjastycznie nastawionych do komiksowego gatunku kinomaniaków może być nadmiar tego typu produkcji  w ostatnich miesiącach. Podobieństwa do strażników galaktyki [link] są nad wyraz widoczne. A także do wielu innych kosmiczno-fantasy filmów. Z Gwiezdnymi Wojnami włącznie. Oczywiście wypełnione widzami seanse przeczą tezie o zmęczeniu gatunku.

Ocena 7/10

Zwiastun:
Thor: Ragnarok – zwiastun #2 [dubbing]

26 października 2017 17:52
[fbcomments]