Dawno w kinach nie było tak uroczej produkcji, jak włoski film w reżyserii Edoardo Maria Falcone.
Tomasso niepodzielnie rządzi w swoim otoczeniu. W pracy jest perfekcyjnym chirurgiem, profesorem, szefem zespołu lekarzy. W domu obojętnie traktuje żonę i ingeruje w życie dwójki dorosłych dzieci. Gdy syn chce przekazać rodzinie ważną wiadomość, szczycący się nienaganną tolerancją (szkoda że nie jest tak tolerancyjny dla pielęgniarki uzależnionej do jedzenia) przygotowuje wszystkich na „przełknięcie” ewentualnego „coming outu„. Tymczasem wyznanie syna będzie dla niego takim ciosem, że porzuci swój lekarski fartuch na rzecz mistyfikacji niegodnej poważnego profesora.
Falcone ma prostu przepis na swój film. Ukazuje wszystkich bohaterów, tak różnorodnych pod względem statusu społecznego, światopoglądu i temperamentu, w sposób ciepły i przyjazny, sprzyjający pozyskaniu sympatii widza. Towarzyszą temu świetnie rozpisane dialogi oraz znakomite kreacje aktorskie.
Marco Giallini w roli głównego bohatera oddaje swoją grą wszystkie etapy przemiany: od bezwzględnego i pewnego siebie szefa, poprzez zaskoczonego i zdesperowanego ojca, po zaczynającego rozumieć konieczność zmiany swojego postępowania człowieka. Ostatecznym etapem jest przekonanie się do muzyki nie lubianej piosenkarki – pogłośnienie radia stanowi symbol jego przemiany.
Warstwę komediową zapewnia teść profesora, oczywiście początkowo nielubiany. Znakomita rola Edoardo Pesce. Sceny, w których bierze on udział w mistyfikacji są autentycznie komiczne, i rozbawiają nawet najbardziej naburmuszonych widzów.
Bardzo ciekawa jest również postać córki profesora, odtwarzana przez Ilarię Spadę. Wnosi ona do filmu nie tylko urodę, ale komicznie odegrane angażowanie się w każdą kolejną poznawaną teologię.
Osobnym elementem filmu jest już mniej humorystyczna, a bardziej dramatyczna postać nieszczęśliwej ze swojego życia, niespełnionej i rozczarowanej żony. Laura Morante jako Carla nadaje filmowi autentycznego dramatyzmu i wymyka się z tradycyjnej komedii, gdzie wszystkie problemy jakoś zabawnie są rozwiązywane.
Sprowadzanie bowiem „Jak Bóg da” jedynie do gatunku komediowego jest jednak, mimo wielu rozśmieszających do łez scen, nie do końca odpowiednie. Część wydarzeń ma odcień dramatyczny (właśnie np. depresja i alkoholizm żony), i skłania do zadumy nad codziennością. Ta dwubiegunowość wcale filmowi nie szkodzi, w czym wielka zasługa sprawnej reżyserii.
„Jak Bóg da” jest prezentowany tylko w wybranych kinach, ale warto znaleźć go w repertuarze, bo to nie tylko dobra, ale i mądra rozrywka.
Ocena 8/10.
Jak Bóg da – polski zwiastun