0

Kierowca MZA znów ratuje życie.

Krzysztof Świderski - kierowca R-2 „Kleszczowa”
Krzysztof Świderski – kierowca R-2 „Kleszczowa”
fot. Nadzór Ruchu MZA

Jest środa, 28 stycznia, godzina 17:13. Na przystanku przy ulicy Paluch, niedaleko schroniska dla zwierząt, do autobusu linii 124 wsiada starszy mężczyzna.

Kierowca autobusu, pan Krzysztof Świderski dojeżdżał właśnie do pętli.
Zerknął w lusterko i zauważył, że pasażer, który przed chwilą wsiadł do pojazdu, siedzi na fotelu w nienaturalnej pozie. Jest to na tyle niepokojące, że kierowca zatrzymuje autobus i podchodzi do pasażera. Już widzi, że człowiek ten jest nieprzytomny. Dalej działa niemal instynktownie, jakby w tej sytuacji bywał już wielokrotnie. Pobieżne badanie potwierdza najgorsze – mężczyzna nie oddycha. Pan Krzysztof wynosi nieprzytomnego na zewnątrz, kładzie na ławce i rozpoczyna reanimację. Wydaje jeszcze polecenie któremuś z pasażerów, aby wezwał pogotowie ratunkowe.

Wykonywanie masażu serca to czynność bardzo wyczerpująca, nawet dla młodych, sprawnych ratowników. Do tego dochodzi ogromne obciążenie psychiczne, poczucie odpowiedzialności za cudze życie. Dopóki starczy sił adrenalina nie pozwala przerwać resuscytacji. Minuty mijają, Krzysztofa zaczyna boleć ręka, którą niedawno miał złamaną. Wie jednak ze szkoleń, że nie wolno przerwać uciskania klatki, gdyż przerwie tym samym wspomaganie pracy serca i płuc. Przypominają się spoty kampanii społecznych, że są tylko 4 minuty, że jeżeli mózg nie dostanie tlenu w tym czasie, zmiany będą nieodwracalne…

Wreszcie następuje uczucie ulgi. U reanimowanego pasażera wraca nieregularny, chrapliwy oddech. Podjeżdża pogotowie ratunkowe i ratownicy przejmują czynności reanimacyjne.

Krzysztof to weteran komunikacyjny, w firmie pracuje 36 lat, często pracuje też na liniach nocnych. Pasażerowie nie raz dali mu porządnie popalić, mimo tego nigdy nie przyszło mu do głowy, aby zacząć traktować ich przedmiotowo, aby w sytuacji kiedy jego pomoc jest nieodzowna, odmówić jej komukolwiek. Byłoby to nieludzkie.

Wreszcie przychodzi rozprężenie, pasażer jedzie do szpitala, potem dowiadujemy się, że choruje na cukrzycę i właśnie przeszedł zawał. Nie wiadomo, w jakim stanie jest mężczyzna, ale mamy nadzieję, że szybko wróci do zdrowia.

A Krzysztof?  Ma teraz czas na formalności – powiadamia centralę, sporządza wpis w karcie drogowej. A potem włącza się do ruchu zgodnie z rozkładem…
W końcu od 36 lat jest kierowcą autobusu i teraz to już naprawdę widział chyba wszystko.

Czy ktoś ma jeszcze wątpliwości, co do zasadności szkoleń z pierwszej pomocy? Dobrze, że jest ich coraz więcej i dobrze, że są prowadzone w taki sposób, że uczestnicy mają odwagę i wiedzę jak działać w tak trudnych sytuacjach.

A jeżeli ktoś nie jest jeszcze przekonany czy sam dałby radę udzielić pomocy, niech zajrzy na naszą stronę w najbliższy piątek. Zapraszamy na szczery wywiad z panią Joasią z MPK Rzeszów, o której w grudniu pisały wszystkie gazety. Specjalnie dla nas opowiedziała o swoich odczuciach po uratowaniu życia młodemu człowiekowi.

Panu Krzysztofowi bardzo serdecznie gratulujemy i dziękujemy, z takimi ludźmi jak nasi ostatni bohaterowie wszyscy możemy czuć się bezpieczniej i ufać, że jeżeli my lub nasi bliscy znajdziemy się w potrzebie, nie zostaniemy pozostawieni sami sobie. Miejmy nadzieję, że Zarząd MZA również doceni – niby oczywiste, a jednak tak wyjątkowe – zachowanie swojego kierowcy!

Nadzór Ruchu MZA

Inny taki wypadek: LINK

29 stycznia 2015 04:18
[fbcomments]