Obiecany na fejsbuku wpis w postaci relacji z przejazdu nową ulicą Świętokrzyską.
W internecie widziałem już mnóstwo zdjęć i przejazdów, ale bez konkretów i bez komentarzy. Wybrałem się tam, (2 października) żeby zobaczyć, czego faktycznie dokonano przez trzy lata i cztery miesiące, w trakcie których Świętokrzyska była nieprzejezdna.
Dodam, że pojechałem tam na motorowerze typu pedały + silnik i całą drogę wzdłuż Świętokrzyskiej przepedałowałem, żeby nie zatruwać tej pięknej okolicy spalinami z dwusuwa. A oto, co udało mi się tam zobaczyć.
Do Świętokrzyskiej podjechałem od strony skrzyżowania z Marszałkowską.
Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to ogromna reklama Mazdy 3.
Ogromna, ohydna, obrzydliwa płachta reklamowa umieszczona na jakiejś naczepie. Koszmar porównywalny tylko z portretami wiecznego przywódcy Kim-Ir-Sena i jego syna Kim-Dzong-Ila w Korei Północnej. Zatem jeśli zastanawialiście się nad zakupem nowej Mazdy 3, to zastanówcie się jeszcze raz, czy aby na pewno chcecie karmić swoimi pieniędzmi firmę, która tak obchodzi się z przestrzenią publiczną. Dodam, że postawienie tego obrzydlistwa spowodowało już kryzys Mazdy w mediach społecznościowych.
Sprawa jest prosta: wywalanie takich koszmarów w środku miasta powinno być karane nie jakąś śmieszną karą finansową tylko konfiskatą mienia tego, kto tę reklamę zlecił. Inaczej odpowiedzialność się rozmyje.
Na odcinku od Marszałkowskiej do ronda ONZ zrobiono długi ciąg miejsc parkingowych ukośnie do jezdni.
Jest kompletnie pusty. Nikt tam nie przyjeżdża, bo po co? W to miejsce najlepiej jest dojechać metrem. Niezwykły to widok – nowa, piękna ulica w centrum stolicy europejskiego kraju i nikt nie parkuje, nikt nawet za bardzo nie chodzi.
Doniczki.
Nie wiem kto wpadł na ten pomysł, ale węszę ciekawy temat na materiał dla dziennikarzy śledczych: jaka jest koligacja rodzinna producenta doniczek z wysokim urzędnikiem ratusza lub dzielnicy Śródmieście? Podpowiedź: zapewne bliska. Liczba doniczek jest porażająca. Gdy zestawi się zastawioną doniczkami Świętokrzyską z zadoniczkowanym placem Powstańców Warszawy, to otrzymuje się doniczkowy szlak w stolicy. Mnie już trafił ten szlak na ten widok.
No dobrze,
przejdźmy może do najciekawszego punktu. Do infrastruktury rowerowej.
Jest jej mnóstwo i jest niezwykle rozbudowana, kompletnie niepotrzebnie. Nie wiem po co jest dwukierunkowa droga dla rowerów po północnej stronie Świętokrzyskiej, skoro po południowej jest pas rowerowy wzdłuż jezdni. Dodam, że tego dnia rowerzystów było akurat bardzo dużo, ponieważ była piękna pogoda, tzn. na 20 samochodów przypadało mniej więcej pół rowerzysty. Bardzo szybko zobaczyłem też rowerzystę, który jechał jezdnią wzdłuż nowej asfaltowej drogi rowerowej – nie wiem jaką trzeba być już złośliwą mendą żeby robić coś takiego. A chwilę później wesoła rowerzystka w apaszce pocinała po chodniku między pieszymi.
Są ławeczki.
Doniczki przeważnie puste. W niektórych rachityczne drzewka.
Pas rowerowy wzdłuż ulicy po południowej stronie w części od Emilii Plater do Marszałkowskiej. Jedyna infrastruktura rowerowa jaka ma sens. Nic więcej do jazdy rowerem nie potrzeba. Trochę tylko denerwują te wyboiste połączenia – zwłaszcza mój motorower słabo je znosi.
Na wysokości placu Grzybowskiego ścieżka odgałęzia się, żeby natychmiast się skończyć.
Przejście dla pieszych na wysokości placu Grzybowskiego – to ma sens.
Cudowne znaki: parking + zakaz zatrzymywania. Mój kraj, taki piękny.
Pas rowerowy skończył mi się przystankiem dla autobusów. W momencie, gdy na przystanku stoi autobus, ja jako rowerzysta też muszę stać. Po chodniku nie wolno (zresztą jest zbyt duży tłok ludzi wsiadających i wysiadających z autobusu) a jak wjadę pod nadjeżdżające z tyłu samochody, to mnie potrącą i tyle.
Merto
Wejścia do II linii metra na skrzyżowaniu z Marszałkowską wyglądają jak odnóża wielkiego owada, który wyłazi z ziemi.
Żegnaj, Sezamie. I tak już prędko tu nie przyjadę…
Na wysokości ulicy Jasnej mamy nietypowe rozwiązanie: pas rowerowy między pasami samochodowymi. Trudno spodziewać się, żeby kierowcy samochodów uważali nadmiernie w tym miejscu na rowerzystów. Pewnie będą ich potrącać. Z doświadczenia jednak wiem, że kierowca może rowerzystę dość łatwo zauważyć, więc aby doprowadzić do ewentualnej kolizji trzeba być wyjątkowo nieuważnym… pod warunkiem, że nie jest ciemno, a sam rowerzysta nie jest nieoświetlony. Jeżeli jednak ktoś jedzie nieoświetlonym rowerem po zmroku w tym miejscu, to zasługuje wyłącznie na nagrodę Darwina z natychmiastową realizacją.
Wszędzie jest mnóstwo znaków drogowych, opisów, zmian organizacji ruchu – może nie wygląda to jak chaos, ale jak przesada. Powinny być po 2 pasy w każdą stronę + pas rowerowy po każdej stronie I GOTOWE. Nie wiem po co jest tak nakombinowane, opisów, zmian organizacji ruchu – może nie wygląda to jak chaos, ale jak przesada.
Doniczki i ławeczki.
Ławeczki i doniczki.
Specjalnie poczekałem na duże natężenie rowerzystów, żeby było widać, że faktycznie korzystają z nowej infrastruktury.
Przy Jasnej nie ma przejazdu przez Świętokrzyską drogą rowerową. Rowerzyści będą przejeżdżać przez pasy między pieszymi, jak ta pani.
Rozumiem, że miejsca potrzebuje karetka czy pojazd, który coś rozładowuje. Ale urzędnicy z Komisji Europejskiej? JAKIM PRAWEM TA PROEKOLOGICZNA I PROROWEROWA UNIA EUROPEJSKA POTRZEBUJE DWÓCH MIEJSC DLA SAMOCHODÓW NA ŚWIĘTOKRZYSKIEJ? Niech sobie przyjeżdżają metrem albo na rowerze, banda pachnących brukselką euro(tu każdy wpisuje co chce). Dodam że zaraz obok są jeszcze dwa miejsca tylko dla Parlamentu Europejskiego. Mam świetny pomysł: wystąpmy z tej Unii, to się zwolnią 4 miejsca na Świętokrzyskiej.
Ale na przykład
jest znak zakazu skrętu w lewo, który nie dotyczy rowerów. No dobra – może i to jest słuszne, za wcześnie żeby o tym wyrokować. Żeby skręcić w lewo to muszę zjechać z pasa rowerowego do środka jezdni – inaczej się nie da. Rozumiem że zjeżdżając z pasa rowerowego jestem traktowany jako włączający się do ruchu i nie mogę sobie po prostu na odważnego wjechać przed samochód licząc że on zahamuje. Ja to rozumiem – nie liczyłbym jednak na zdrowy rozsądek reszty rowerzystów. To chyba najbardziej wypadkogenne miejsce na całej Świętokrzyskiej.
Przy Czackiego
po północnej stronie droga rowerowa nagle się rozdwaja. Jedna z odnóg objęta jest zakazem wjazdu. Jako że rowerzysta, będąc osobą, od której nie wymaga się znajomości przepisów, z natury nie ma pojęcia co oznaczają znaki, należy spodziewać się hord rowerzystów wjeżdżających na pas rowerowy pod prąd.
Tak wyglądają lokale przy wejściu do metra. Salon Warszawy!
Oddajcie ich jeszcze więcej lewackim gazetkom, to na pewno się poprawi. A może dopuścić tu jakiś skłot? W końcu tacy skłotersi to są super ludzie.
Na koniec wystąpiła właśnie taka sytuacja jak pisałem wcześniej. Wyprzedził mnie autobus i wjechał przede mnie na przystanek. Co mogę zrobić? Tylko stać razem z nim. Samochód go objedzie, a rower nie ma którędy.
Odjeżdżam.
Po drodze widziałem jeszcze ciekawostkę: Renault Safrane II, czyli azjatycki Latitude. Zjechałem na dół Tamką, odpaliłem motorower i mostem Świętokrzyskim z powrotem na Gocław.
Ostateczne moje wnioski w sprawie przebudowy Świętokrzyskiej są następujące:
- brak miejsc do parkowania nikomu tu nie przeszkadza, ponieważ i tak nikt o zdrowych zmysłach nie przyjeżdża tu samochodem na dłużej. Zwłaszcza jeśli będzie metro. To bardzo dobrze, że nie ma miejsc do parkowania, ponieważ dzięki temu nie będzie też groziło to, że Świętokrzyska stanie się popularną ulicą handlowo-usługową. Centrum zostało jakieś 5-7 lat temu pożarte przez wielkopowierzchniowe galerie handlowe i od tego nie ma już odwołania.
- drogi rowerowe są zbyteczne, bo rowerzyści i tak z nich nie korzystają, i tak jeżdżą gdzie chcą i jak chcą – nie nauczy się ich porządku dając im kolejne prezenty, tylko tłukąc ich kijem po głowie
- nie ma żadnego powodu żeby przyjechać akurat na Świętokrzyską jeżeli tam nie pracujesz, nie mieszkasz albo nie musisz załatwić czegoś w urzędzie. Wszystkie sklepy i restauracje są tam zbyteczne i można je bez szkody dla kogokolwiek zlikwidować lub przenieść do centrów handlowych.
- Warszawa nigdy nie będzie Wiedniem, Kopenhagą ani Amsterdamem i próby przerobienia Polski na Danię są równie debilne, co wieloletnie próby przerobienia jej na Związek Radziecki.