0

Kobieta Sukcesu

Kobieta sukcesu – Reżyseria: Robert Wichrowski
fot. Mat. prasowe

Wprowadzony do kin na 8 marca jest wątpliwej jakości prezentem na filmowy Dzień Kobiet.

Amanda (niemożebnie drewniana aktorsko – Agnieszka Więdłocha) to typowy „słoik” – przyjechała do Warszawy z niewielkiej miejscowości, pod presją wujostwa, które wychowywało ją w zastępstwie rodziców, doczłapała się posady dyrektorskiej w firmie sprzedającej (a może i produkującej – trudno wyczuć) karmę dla zwierząt. Okupiła to brakiem wolnego czasu, zmęczeniem i rozgrzebanym życiem osobistym. Firma przeżywa trudny moment, a jedyną szansą na dalsza egzystencję, o czym raz po raz przypomina telefonicznie właściciel (Andrzej Grabowski, który gra w tym filmie tylko głosem) jest podpisanie kontraktu z odbiorcą reprezentowanym przez Panią Kot (znakomita Małgorzata Foremniak, która chyba nie zorientowała się w jak słabym filmie przyszło jej zagrać). Konkurencją jednak jest wielka korporacja sprzedająca produkt wątpliwej jakości, ale za to dużo tańszy, gdzie szefuje Tomasz Karolak (w całkiem ładnych skarpetkach, nasuwających pewne skojarzenia), a pracuje pierdołowaty Piotr (Bartosz Gelner, niestety rywalizujący z Więdłochą o miano większego aktorskiego „drewna” – to akurat rozczarowanie, bo to dobry aktor, może po prostu chciał się dopasować do poziomu filmu). Piotr jest tak pierdołowaty, że nawet nie potrafi upilnować swojego psa Paprocha (rasa border collie), który wpada pod opiekę Amandy. Tak … Warszawa jest w tym filmie tak mała, że Amanda spotyka psa Piotra na ulicy Rozbrat, a tak w ogóle to są rywalami w walce o kontrakt dla Pani Kot. Brzmi absurdalnie? A to dopiero początek scenariuszowej porażki tego filmu.

Ilość absurdów i niedorzeczności jaką raczą nas twórcy mogłaby zanudzić najwytrwalszego czytelnika recenzji, nie będzie więc nietaktem ograniczenie się do stwierdzenia, że główna nić fabularna jest do … wyrzucenia przez okno z najwyższego piętra Pałacu Kultury i Nauki, którego widok otwiera początkową sekwencję filmu. I słusznie – puki jeszcze PeKiN stoi, warto korzystać z tego symbolu Warszawy.

Tymczasem widz z nadziej liczy, że scenarzysta, a dokładniej scenarzystka Hanna Węsierska, jakoś wybrnie ze swoich pomysłów, ale najwyraźniej nawet nie podejmuje takiej próby. Nie dowiemy się więc jakim cudem dyrektorka jednej konkurencyjnej firmy dostaje posadę asystentki w drugiej, a już na pewno nie dowiemy się po co w ogóle podejmuje taką intrygę. Inne absurdu mogą jeszcze bardziej razić, szczególnie pracowników korporacji, okazuje się bowiem że jedyną osobą mającą dostęp do sprawozdania finansowego jest księgowy, który akurat został wyrzucony z pracy.

Szkoda trochę, że Węsierska uwypukliła w tym filmie główny wątek, a to dlatego że ten drugoplanowy był dużo bardziej ciekawy. W trakcie kłopotów zawodowych Amandy na głowę zwala jej się bowiem kolejny problem, w postaci siostry (dużo lepsza aktorsko, a także wizualnie: Julia Wieniawa-Narkiewicz), która przyjeżdża do Warszawy studiować na Politechnice. Rzekomo studiować, bo wyrywa się z prowincji jedynie z uwagi na marzenia wujostwa, a karierę w stolicy zaczyna solidną balangą (swoją droga szybko poznaje znajomych do imprezowania). Postać siostry jest ciekawa, bo przechodzi w filmie pewną metamorfozę, w czym pomaga również solidna kreacja Wieniawy-Narkiewicz, ale niestety jest to wątek porzucony w połowie filmu.

W tej beznadziei wszystko spoczywa na barkach, a dokładnie na grzbiecie Paprocha, którego miny aspirują do Oscara w kategorii „najlepsza rola zwierzęca”. Pocieszny piesek próbuje rozwiązać problemy bohaterów, i kibicujemy mu z całego serca, nie dlatego żebyśmy polubimy parę Amanda-Piotr tak bardzo, żeby życzyć im długich i szczęśliwych lat w małżeństwie, ale dlatego że pragniemy aby ten irytujący film skończył się jak najszybciej.

A trzeba przyznać, że Paproch gra koncertowo.
Może nawet warto dla jego kilku min wymęczyć się na tym seansie? Ale jak ktoś jednak się zdecyduje, to uprzedzamy że serwis warszawa.pl nie zwraca pieniędzy. Aczkolwiek dystrybutor już powinien. Bo nawet pod względem komediowym „Kobieta sukcesu” nic nie oferuje, poza zupełnie absurdalną, za to kilkuminutową sceną ze spaniem Piotra na podłodze.

Warszawy jest w tym filmie sporo.
Co prawda znając topografię miasta absurdy scenariuszowe są jeszcze bardziej widoczne (Piotrowi ciężko zejść schodami i przejść na druga stronę Rozbrat, woli jechać pół miasta po psa?), ale ogólnie widoki stolicy są ładne zrealizowane.

Reasumując:

  • Paproch na bardzo duży plus
  • Warszawa na plus
  • Wieniawa-Narkiewicz na plusik
  • Foremniak na plus
  • skarpetki Karolaka na plus
  • jeszcze język korpo („to nie mój job”, „znajdzie się na ciebie replacement”) na plus.

Cała reszta na wielki minus.

Ze scenariuszem i Więdłochą na czele.

Ocena 2/10

Zwiastun:

15 marca 2018 19:32
[fbcomments]