0

Rzeźnia na scenie

Plakat Karoliny Michałowskiej
fot. Ze strony Teatru Ateneum

Prawdopodobnie każdy z potencjalnych czytelników niniejszego artykułu potrafi wskazać nazwisko przynajmniej jednego twórcy, który wyprzedził „swój czas”.

Niewątpliwie do takich twórców należał Sławomir Mrożek. Nie dość, że doskonale opisywał otaczające nas absurdy (do dzisiaj mówi się, że coś jest „jak z Mrożka”). Nie dość, że pisał doskonałą polszczyzną. Potrafił w dodatku przewidzieć wiele spraw. Ot, choćby opisywał traktowanie zabijania jako widowiska medialnego. Ktoś powie: – przecież to nic nowego. Wszak już starożytni Rzymianie mieli swoje Koloseum! – Zgoda, było tak. Ale czyż po drodze nie nastąpił jakiś rozwój cywilizacji, a zatem i ludzkie zachowania powinny stać się bardziej cywilizowane? Tymczasem wiadomości telewizyjne epatują przemocą, a z ekranów niemal cieknie krew. Internet służy do pokazywania egzekucji dokonywanych przez ludzi/?/ mieniących się wysłannikami jedynie słusznej religii. Co ciekawe, Mrożek zauważył, że sprawdza się tu prawo popytu i podaży: więcej krwi – to większa oglądalność; większa oglądalność – to więcej pieniędzy; więcej pieniędzy – to większe możliwości finansowe mediów, a zatem większe możliwości techniczne; poprawa techniki – to możliwość „uatrakcyjnienia” tego typu programów; „poprawa atrakcyjności” – to większa oglądalność. I tak dalej, i tym podobnie. Kwadratura koła.

Napisana na początku lat siedemdziesiątych XX wieku „Rzeźnia” zawierała jeszcze jeden istotny aspekt. Była ona protestem autora przeciwko akcjonistom wiedeńskim, którzy podczas swoich akcji stosowali między innymi samookaleczanie, smarowanie ciała wydalonymi przed chwilą wymiocinami i inne, równie „subtelne” metody. Ich lider (proszę wybaczyć, nie wymienię jego nazwiska) podczas swoich występów torturował i zabijał zwierzęta. Mało tego! Owe pokazy i akcje były fotografowane i filmowane, zaś efekty pracy dokumentalistów były eksponowane jako kolejne dzieła sztuki.

Niektórzy krytycy zaliczali Sławomira Mrożka do awangardy, lokując go w nurcie zwanym teatrem absurdu. Mimo, że ten nurt zrewolucjonizował współczesną dramaturgię, Mrożek był swoistym konserwatystą. Spośród wielu przypisywanych mu cech, chciałbym zaakcentować jego przekonanie o wyższości porządku nad chaosem, myśli nad emocją (to, oczywiście, męski punkt widzenia) oraz kultury nad naturą. Nie oznacza to, że autor broni status quo. Stawał przed dylematem: jak obronić to, co cenne z tradycji, a zarazem wprowadzać nowe trendy; jak tworzyć nowy model kultury, a zarazem nie ulec wszechobecnej pauperyzacji?

Rzeźnia” ukazała się w dziewiątym numerze miesięcznika Dialog z 1973 roku, a więc ponad czterdzieści lat temu. Kiedy oglądałem spektakl w warszawskim Teatrze Ateneum, uznałem, że utwór nie stracił swojej aktualności. Wystarczy włączyć telewizor, posłuchać niektórych nowych piosenek, a każdy wrażliwy człowiek zauważy, iż następuje coraz większa degradacja kultury.

Utwór został napisany w formie słuchowiska radiowego. Pamiętam czasy, kiedy słuchowiska skupiały dużo osób wokół radioodbiorników. Proszę mi wierzyć, że w ten sposób rozwijała się w nas wyobraźnia i większa wrażliwość. Zastanawiałem się, jak reżyser, Artur Tyszkiewicz, poradzi sobie ze zobrazowaniem warstwy słownej. Na szczęście, w znacznej mierze został on ukształtowany przez Erwina Axera, który wprowadzał utwory Mrożka na polską scenę. „Rzeźnia” została zaadoptowana jako rzecz dziejąca się w głowie bohatera spektaklu, znakomicie zagranego przez Tomasza Schuchardta. Dąży on do zaspokojenia ambicji matki, a zatem pojawia się typowy kompleks Edypa. Swoją drogą, występująca w roli Matki Magdalena Zawadzka – mimo stosunkowo niedużej ilości słów – przypomniała mi, jak wyrazistą jest aktorką. Żeby zadowolić matkę, niezbyt utalentowany Skrzypek „ożywia” Paganiniego, za co ten rewanżuje się przekazaniem swoich wirtuozerskich umiejętności.     W konsekwencji bohater widowiska otrzymuje od dyrektora filharmonii propozycję zagrania koncertu. Jest to raczej prośba, a Piotr Fronczewski po raz kolejny udowodnił, że w jednej chwili potrafi przeistoczyć się z wyniosłego dygnitarza w uniżonego sługę. Oczywiście,  Skrzypek ma być gwiazdą wieczoru. Nie będę opisywał spektaklu, ale nadmienię, iż – ni stąd ni zowąd – sala filharmonii przemienia się w tytułową rzeźnię. Czy potrzebna jest bardziej czytelna aluzja o cienkiej granicy pomiędzy wysoką kulturą a widowiskami dla ignorantów?

Skrzypek i Matka
Tomasz Schuchardt i Magdalena Zawadzka – Skrzypek i Matka
fot. Bartek Warzecha

Do tej pory Teatr Ateneum tylko dwa razy prezentował utwory Sławomira Mrożka. W 1964 roku odbyła się premiera trzech jednoaktówek: „Strip-tease”, „Na pełnym morzu” i „Karol”, które były reżyserowane przez Jana Biczyckiego. Z kolei w 1981 roku Jan Świderski przygotował „Policję, czyli dramat ze sfer żandarmeryjnych”. Mam nadzieję, że udana adaptacja kolejnego utworu Mrożka skłoni dyrekcję Teatru do częstszego sięgania po jego twórczość.

Sławomir Mrożek, Rzeźnia

  • Reżyseria – Artur Tyszkiewicz
  • Muzyka – Jacek Grudzień
  • Scenografia i kostiumy – Justyna Elminowska
  • Występują: Tomasz Schuchardt, Magdalena Zawadzka, Piotr Fronczewski, Dariusz Wnuk, Emilia Komarnicka, Henryk Łapiński
  • Premiera – 7 lutego 2015 roku, Scena Główna Teatru Ateneum w Warszawie
20 lutego 2015 07:14
[fbcomments]